14. "Teddy i Victorie"

157 8 0
                                    

Pierwszy poranek w Hogwarcie przyniósł ze sobą pewną nostalgię. Po raz pierwszy od kilku lat miałam jeden z tych dziwnych snów. Nie wiem, czy to przez ciągle rozmyślanie nad turniejem, czy po prostu przez przypadek, ale tamtej nocy to właśnie ja odczytywałam nazwiska z Czary Ognia. Stałam w Wielkiej Sali tam, skąd wczoraj przemawiała profesor McGonagall. Odczytywałam nazwiska reprezentantów wszystkich trzech szkół, lecz żadne z tych nazwisk nic mi nie mówiło. Po przeczytaniu słów Cedrik Diggory, miałam już odejść i zasiąść do stołu nauczycielskiego, lecz magiczne naczynie zaczęło dymić raz jeszcze. Czara wyrzuciła z siebie jeszcze jeden skrawek papieru. Moim obowiązkiem było złapanie kartki i przeczytanie nazwiska. Był to nadprogramowy, czwarty uczestnik turnieju. Nie mogłam znieść takiej myśli. W całej historii był tylko jeden taki przypadek, a wiemy, że nie skończyło się to zbyt dobrze. Nabuzowana zerknęłam tylko na napis, żeby zobaczyć na nim właśnie ten jeden, szczególny przypadek.

- Harry Potter! – wrzasnęłam. Dopiero po dwóch sekundach zorientowałam się, że się obudziłam.

- Ne criez pas le matin! – skrzyczała mnie jedna z uczennic mojej szkoły.

- Teraz to sama krzyczysz, Julie... - szepnęłam do siebie i zaczęłam przygotowywać się do całego dnia.

Dziewczyny najwyraźniej nie były do końca rozbudzone moimi wrzaskami i nim się spostrzegłam, wszystkie znów spały. Tymczasem ja zaplotłam włosy w warkocz i ubrałam swój błękitny mundurek. Pozostało tylko nałożyć krótką pelerynkę.

Weszłam do pokoju wspólnego Huppelpuffu, gdzie zostałam mile przywitana przez jakiegoś z ucznia. Głupio było mi powiedzieć, że nie mam pojęcia kim on na brodę Merlina jest. Ten blondyn o jasnych oczach wydawał mi się może odrobinkę znajomy, ale nie mogłam skojarzyć do z jakimkolwiek imieniem.

- Cześć Tamaro, jak się spało? – mówił do mnie z uśmiechem na ustach.

- Takich dziwnych snów jak dzisiaj nie miałam odkąd ostatnio byłam w Hogwarcie. Dzięki za troskę... - mówiąc ostatnie zdanie dałam do zrozumienia mojemu rozmówcy, że nie pamiętam jego imienia.

- To ja, Ted. Rozmawialiśmy wczoraj przy kolacji, pamiętasz? – ton jego głosu wskazywał na to, że był lekko urażony.

- Oh, Teddy. Przepraszam – patrząc na jego twarz rzeczywiście widziałam podobieństwo. – Chodzi o to, że wczoraj wyglądałeś trochę inaczej. No wiesz... włosy, oczy. Były inne.

Chłopak przez chwilę wyglądał na zaskoczonego. Później jednak zdziwienie ustało, a Ted zaczął kręcić głową i intensywnie mrugać. Na moich oczach stawał się brunetem o brązowych oczach takim jak wczoraj. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Nie mogłam pojąć jak coś takiego jest możliwe, a przecież z magią obcuję od urodzenia.

- Wybacz, że tak na ciebie szorstko spojrzałem. To jednak była moja wina – chłopak mówił ze skruchą. – Jestem metamorfomagiem, więc czasem zdarza i się tak zmienić wygląd. Teraz lepiej, tak?

- O wiele lepiej. Z ciemnymi włosami ci do twarzy. – Uśmiechnęłam się do niego. – Chociaż myślałam, że po tym co wczoraj powiedziałam, nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego.

- To, że przez Sama Wiesz Kogo jestem sierotą, nie znaczy wcale, że mam się ciebie bać. Wyglądasz na bardzo sympatyczną osobę.

- Z bladą cerą i sinymi wargami? Metamorfomadzy mają widocznie inny sposób oceniania wyglądu – zaśmiałam się. – Chodźmy do Wielkiej Sali i zjedzmy jakieś śniadanie.

Po drodze zaczepiła nas dziewczyna z trzeciego roku, Gryfonka. Była to niezwykle urodziwa dziewczyna, nawet ja mogę to powiedzieć. Miała długie jasne włosy i błękitne oczy. Miała na imię Victorie i wyraźnie łączyło ją z Teddim coś więcej niż przyjaźń. Czułam się odrobinę niekomfortowo w takim towarzystwie, jak piąte koło u wozu. Przemogłam się jednak i spróbowałam zacząć rozmowę:

- Wiecie coś może o Szkarłatnej Damie?

Oboje zatrzymali się i otoczyli mnie z obu stron. Wyglądali na bardzo poważnych i odrobinę wystraszonych. Rozejrzeli się dokoła, jakby sprawdzali, czy nikogo nie ma. Dopiero, gdy już się tego upewnili, Ted zwrócił się do mnie szeptem:

- Kto ci o niej powiedział? Nauczyciele zabronili nam rozmawiać o tym z uczniami innych szkół.

- Brat mnie przed nią ostrzegał. Poza tym nie musicie się tak denerwować. Przez niecałe dwa miesiące uczęszczałam do Hogwartu – uspokajałam tamtą dwójkę.

- To ty masz brata? – zapytał chłopak.

- Przyrodniego, nie martw się. Na całe szczęście mój przeklęty ojciec ma tylko jedno dziecko – zapewniałam go z uśmiechem. – Proszę was chodźmy już na to śniadanie.

- Czyli masz w Hogwarcie przyrodniego brata... Zgaduję, że w Slytherinie – Teddy przyjął moje wyjaśnienia dość dobrze i ruszyliśmy w drogę.

- Co masz na myśli mówiąc „przeklęty ojciec"? – zapytała Victorie, która nie była do końca przekonana do moich upewnień, że wszystko jest w porządku. Akurat w tej samej chwili wchodziliśmy do Wielkiej Sali. Przy drzwiach stało dwóch aurorów, którzy mieli wszystkiego pilnować. Jednym z nich był pan Ronald Wesley, do którego zwróciła się blondynka. – Dzień dobry wujku.

- Cześć dzieciaki. – Rudowłosy czarodziej uśmiechnął się do nas. – Co za zbieg okoliczności, że zakumplowaliście się akurat z Tamarą.

- W sumie racja – przytaknął Teddy.

- Kiedy odstawiałem cię w Beauxbatons, nie sądziłem, że ponownie zobaczę cię w Hogwarcie – mężczyzna mówił to z uśmiechem na ustach.

- Co robiłeś? Czemu? – zdziwiona Victorie wypytywała swojego wuja. – Kim ona jest, że TY musiałeś ją zabierać do szkoły?

- Jest dziewczyną, którą interesują się wszyscy żyjący czarnoksiężnicy. Trzeba było ją ukryć, po tym jak wykrzyczała na całe gardło jak się nazywa.

- Aż się dziwię, że minęła już cała noc, odkąd tu jestem, a plotki o mnie jeszcze się nie rozeszły –zaśmiałam się.

- To jak się nazywasz? – zapytała dziewczyna.

- Jak znam życie, dowiesz się dziś wieczorem. – Odwróciłam się i poszłam w końcu zjeść to śniadanie.

Droga do pierwszego posiłku dnia, stała się niewyobrażalnie długa, kiedy idzie się w towarzystwie innych. Cóż... nie czułam się tak miło od lat. Radosne śmiechy młodszych uczniów przypomniały mi czas, który tu spędziłam. Mimowolnie zwróciłam twarz w stronę stołu Gryfonów. Instynktownie szukałam tam Eryka. Niestety znów go tam nie było. „Czy naprawdę dostał traumy przez to, co działo się w Komnacie Tajemnic? Opuścił Hogawrt?" – moją głowę zaprzątały okropne myśli.

- Po jakiego czorta ja go tam zabrałam? – zapytałam się cicho.

Mojego doła przerwał nadlatujący feniks. Zwrócił on uwagę wszystkich, tylko po to, by po chwili usiąść mi na głowie. Gdy w końcu z niej zeskoczył, zobaczyłam, że do jego nogi przywiązany został skrawek pergaminu przewiązany krwistoczerwoną wstążką.


*-*-*-*-*

Jak wam się podoba Faweks robiący za sowę?

 Nieźle to wymyśliłam, co?

Teraz taka trochę sielanka, ale już w przyszłym miesiącu dowiemy się, kim będą reprezentanci trzech szkół. Jakieś propozycje?

Czarna pani | Miecz GodrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz