Gdy moi rodzice wrócili do domu od razu szybko starałem sobie przypomnieć formułkę mojej wypowiedzi kierowanej w ich stronę.Zszedłem na dół i usiadłem na fotelu. Kątem oka mogłem zauważyć, że przyglądają się mi.
Nie dziwię się im. Zawsze miałem głęboko gdzieś większość spraw.
- Sasuke coś się stało? - zapytała ciepło matka i usiadła na przeciwko mnie czując, że potrzebuję rozmowy z kimś.
- Nie - wydusiłem z siebie odpowiedź czując jak moje serce uderza o żebra. - To znaczy tak.
- O co chodzi? - dołączył się ojciec i usiadł obok mamy na skórzanej kanapie.
Przyjechałem dłonią przez moje hebanowe włosy i wypuściłem powietrze z płuc.
- Nie wiem jak to ująć, powiedzieć, nie wiem jak się wysłowić - powiedziałem. W oczach mej mamy mogłem dostrzec iskierki szczęścia, chyba szczęścia, nie wiem.
- Będziemy dziadkami? - podniosła się i uśmiechnęła.
Na szczęście nie - pomyślałem.
- Czy ty chcesz rzucić studia?! - krzyknął ojciec z jakimiś podejrzeniami i również wstał.
- Co? Nie - spojrzałem na nich. - Usiądźcie.
Usiedli. Czułem się jakbym miał dzieciom tłumaczyć skąd się biorą. To było naprawdę żenujące i zawstydzające, ale za to bardzo ważne.
- Moja przyjaciółka - zacząłem, a uśmiech nie znikał z twarzy mojej rodzicielki.
- Ona ma problemy - dodałem. Mina mojego ojca wyrażała tylko powagę, ale mogłem odczytać z jego twarzy, że mnie słucha.
- Rodzinne i zatapia żal do nich w alkoholu bądź nie tylko - znowu przyjechałem dłonią po włosach ogarniając je sprzed moich oczu.
- Sasuke - zaczął mój ojciec i delikatnie ścisnął dłoń mojej matki, a jego żony. - Przyjmiemy ją do naszego domu skoro widzimy, że ci na niej zależy.
- Zmieniłeś się - dodała moja matka.
Uśmiechnąłem się lekko i wstałem.
Rodzice opuścili salon i udali się do sypialni, a ja pobiegłem na górę.
Chwyciłem telefon w dłoń i wybrałem jej numer.
Jeden sygnał - nic.
Drugi sygnał...
- Halo? - odezwała się cicho Sakura, w jej głosie można było wyczuć strach. Tak jakby bała się jutra.
- Masz się pakować - powiedziałem. - Słyszysz?
- Co? Sasuke, czemu? - zapytała zdziwiona.
- Nie udawaj głupiej, już jadę do ciebie. Weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
- Jasne - wyszeptała.
- Masz się nie rozłączać - przypomniałem sobie tamtą burzę. Przypomniałem sobie jak Haruno żałośnie błagała, żebym przyszedł.
- To żałosne, Sasuke - ubierałem już w tym czasie buty i pobiegłem do auta.
- I kto to mówi? - zapytałem już z uśmiechem w aucie.
Odpaliłem je i pojechałem w stronę jej domu.
- Jaki masz adres? - znowu zadałem pytanie jednak byłem skupiony na drodze.
- Ulica imienia Sannina Tsunade, numer domu 25 - powiedziała i usłyszałem jak zasuwa suwak. Znałem tutaj wszystko na pamięć, więc nie potrzebowałem GPS'a.
- Są twoi rodzice? - znowu zapytałem.
- Tak - szepnęła i pociągnęła nosem. Zapewne płakała nim zadzwoniłem.
- Zaraz będę. Kiedy ostatnio piłaś? - kolejne pytanie padło z moich ust. Musiała się pewnie czuć jakby była na przesłuchaniu. Ja po prostu musiałem wiedzieć albo tylko chciałem.
- Wczoraj wieczorem - odpowiedziała bez zastanowienia. Zaklnąłem w myślach. Staczała się przez własnych rodziców, przez tych potworów, których nie było nawet można nazwać opiekunami prawnymi, a co dopiero ludźmi.
Pojechałem pod jej dom i szybko wysiadłem z auta.
- Już jestem - rozłączyłem się.
Światło latarni padało centralnie na mnie, gdy wysiadłem z pojazdu.Bez pukania wszedłem do jej domu.
Śmierdziało tytoniem, wszędzie były puste butelki po alkoholu bądź tylko szkło. Po całym mieszkaniu roznosił się dym i grała muzyka, ale niezbyt głośno.
Usłyszałem jak ktoś zamyka drzwi, zapewne usłyszała jak wszedłem i opuściła pokój.
Poszedłem w kierunku tego odgłosu. Niestety musiałem iść przez salon. Szedłem pewien siebie.
Przeszedłem przez pomieszczenie, a rodzice różowowłosej zwrócili na mnie uwagę. Ze schodów zbiegła dziewczyna.
Miała zadrapanie na policzku, z którego sączyła się dalej krew. Miała siniaki na rękach, a jej włosy były potargane. Twarz opuchnięta przez płacz, policzki zaróżowione i ślady łez na nich. W dłoni trzymała małą torbę.
Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. Objąłem ją ramieniem.
Podszedł do nas jej ojciec. Odepchnął dziewczynę ode mnie i uderzyła plecami o ścianę.
Dostałem w twarz. Mężczyzna nie należał do niskich. Moja głowa automatycznie przekręciła się w bok, a z mojego nosa leciała krew.
Co jak co, ale czuć było od niego, że pił. Cela miał, nie powiem.
- Taki twardy jesteś?! - wydarł się i splunął na mnie swoją śliną. - A ty co się gapisz mała gówniaro? Chcesz powtórkę, hę?!
Zacisnąłem dłonie w pięści i uderzyłem go w klatkę tak, że poleciał do tyłu. Do trzeźwych nie należał, więc równowagi nie utrzymał i gdy się zachwiał poleciał na podłogę.
Przemawiała przeze mnie złość.
Zaczęliśmy się bić. Złapałem go za bluzkę. On leżał, a ja na nim siedziałem. Słyszałem płacz przestraszonej Haruno. Obijałem mu pysk. Gdy skończyłem podniosłem się i mocno ją przytuliłem.
Nie zdążyłem zareagować, ponieważ jej matka, tak przypuszczam, uderzyła mnie butelką w głowę. Delikatnie ją popchnąłem na łóżku. Z łuku brwiowego leciała mi krew tak samo jak z nosa.
Szybko opuściliśmy dom i wsiedliśmy do samochodu. Po niepełnej minucie byliśmy już w drodze, w ja czułem ból prowadząc. Najbardziej szkoda było mi jej. Nie odzywała się. Musiała ochłonąć. Postanowiłem, że na miejscu opowie co się stało.
Przynajmniej miałem taką nadzieję.
====================================
Hej :3
I jak?
Może być?
Mi się ogólnie podoba. Staram się być aktywniejsza.
Gdy Zakończę tą książkę pojawi się fanfiction o członku zespołu 5SoS.
Bedzie ono pisane z kimś :)
Gdy skończę MadaSaku postanowiłam, że zacznę książkę o Levim z SnK i OC.
Tematyka Naruto nie zniknie z mojego profilu, ponieważ gdy Zakończę ff o Lukeyu wróci SasuSaku :))))
Będziecie musieli wytrzymać :)))
Jest was coraz więcej i to jest niesamowite.
Mam nadzieję, że ktoś czyta te krótkie notki ;-;
Do przeczytania
~ Mejciaq
CZYTASZ
Zagubiony - SasuSaku
FanfictionSasuke Uchiha, student prawa, a dokładniej zagubiony student. Nie wie co to miłość ani uśmiech. Pewnego wieczoru na imprezie poznaje Sakurę Haruno. Dziewczyna ma jeden wielki problem i uczy ono mężczyznę, że nie każdy ma tak dobrze w życiu. Przecież...