Rozdział 17.

731 42 18
                                    

Patrzyłem jak moja mama właśnie zaczyna gotować potrawy na wigilię. Jak zawsze musi robić na ostatnią chwilę. Czasami mam wrażenie, że to już jakaś jej tradycja czy coś, ale pewności nadal nie mam. 

Tato jak zawsze w ten czas siedział i oglądał telewizję. Czasami na niego nakrzyczę, żeby pomógł mamie, ale i tak się nie słucha. Święta to mój ulubiony czas. Prezenty, pyszne jedzenie i rodzina przyjeżdża. Uwielbiam moich kuzynów, to takie małe gnojki. 

Sakura? Ona obecnie przygotowywała się psychicznie na spotkanie ze swoimi rodzicami oraz z moją rodziną. Bardzo się stresowała, kiedy byłem na górze, ale poprosiła mnie, żebym zostawił ją samą. Spełniłem jej życzenie jak widać. Nie powiem, też się trochę o nią martwiłem. Jednak czas nas gonił i to bardzo. 

- Mamo - jęknąłem niczym małe dziecko, które nie mogło już dłużej znieść kary za przeskrobanie czegoś. - Długo jej to jeszcze zajmie? 

Spojrzała na mnie spod byka. Lekko się przeraziłem. Rzadko moja rodzicielka używała takiego wzroku, szczególnie w święta. 

- Synku, daj jej czas. Musisz zrozumieć jej położenie w tej sytuacji.

- Ja rozumiem, ale - ostrzegła mnie palcem. 

- Właśnie widzę. Idź do niej - powiedziała z uśmiechem. 

Wstałem i czym prędzej pobiegłem na górę, do niej. 

Zapukałem, bo kultura nadal obowiązuje. Dyszałem, ponieważ parę razy potknąłem się o dywan wbiegając po schodach, ah te skoki adrenaliny. 

- Proszę - usłyszałem trochę stłumione zaproszenie do środka.

Wszedłem i od razu znalazłem się przy Haruno. Patrzyłem na nią. Jej oczy nie wyrażały nic i to mnie zdziwiło. Nawet pustki, rozumiecie? One były takie wyprane z uczuć, tak jakby to nie była ona.

- Sakura - szepnąłem, a ona po prostu mnie przytuliła. 

- Sasuke, boję się - powiedziała ledwo słyszalnie. Gładziłem jej włosy, żeby się mogła uspokoić. 

- Hej mała - powiedziałem z uśmiechem. - Dzisiaj wigilia, nie smuć się. Dasz im ten cholerny prezent i po sprawie. 

- Tak... - zacisnęła dłonie na mojej koszulce. - Tak, masz całkowitą rację. 

- No to co? - szeroko się uśmiechnąłem. - Nie smucimy się już, okej? Dzisiaj chcę widzieć już tylko uśmiech - zaśmiałem się. 

- Z wzajemnością - pokazała mi język. A to mała diablica. 

- A teraz weź prezent i wskakuj do auta - puściłem ją i ucałowałem jej nos. W odpowiedzi tylko się zarumieniła i pokiwała potwierdzająco głową. 

Opuściłem pomieszczenie. Powiedziałem rodzicom gdzie się wybieramy. Mój ojciec chciał jechać z nami, ale powiedziałem, że dam sobie radę. 

Zielonooka kobieta zeszła na dół i spojrzała na mnie. Jej przyszła teściowa, bo tak się lubi nazywać moja mama życzyła jej powodzenia. 

- Gotowa? 

- Powiedzmy - wymamrotała i zaczęła zakładać buty, a ja razem z nią. Podałem jej kurtkę, bo ją wyprzedziłem jak zawsze zresztą. 

Założyłem nakrycie na ciało, a różowowłosa inne takie takie duperele, żeby było jej cieple. Wyglądała uroczo, ponieważ szalik zakrywał jej twarz aż do nosa. Zaśmiałem się krótko, a ona tylko pokręciła głową mówiąc jak bardzo jestem nieśmieszny. Jestem śmieszny, prawda? Ja wiem, że tak i wy też to wiecie. Każdy to wie. 

Zagubiony - SasuSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz