Rozdział 14.

750 39 3
                                    


Właśnie szedłem w stronę domu. Moi rodzice bardzo polubili Sakurę. Na początku pytała się czy na pewno nie mają nic przeciwko, żeby trochę tu pobyła.

Z czasem musiałem wrócić do codzienności, która jest naprawdę szara, a raczej była. 

Zrezygnowałem z imprez, ponieważ nie chciałem, żeby różowowłosa piękność stała się melanżowiczką bądź cokolwiek. Skoro ona nie chodzi do klubów to czemu ja mam ją kusić?

Kobieta ostatnio spytała mnie czy nie wybrałbym się z nią na zakupy świąteczne, ponieważ został tylko tydzień.

Nie powiem, było mi to na rękę. Jako mężczyzna nie miałem nigdy głowy co do prezentów na święta.

Zgodziłem się i właśnie dzisiaj mieliśmy na nie jechać. Wykład się musiał przedłużyć, a do tego spóźniłem sie na autobus. Zaczęło padać, a mi zostało tylko iść z buta. Akurat dzisiaj taxówki nie jeździły.

Z dnia na dzień było coraz zimniej, a śniegu nie widziałem za dużo. Nieważne.

W tej chwili zamarzałem, ale byłem niedaleko przystanku, na którym wysiadam.

W oddali zauważyłem postać. Miała na sobie bordową kurtkę. Zielony szalik i tego samego koloru czapkę z pomponem.

Zaczęła się do mnie zbliżać. Wiedziałem, że to Haruno. Lekki wiatr zwiewał jej różowe włosy, a jej zielone tęczówki patrzyły w moją stronę i migotały. Jej policzki były zarumienione od zimna.

- Sasuke - podbiegła do mnie i mnie przytuliła.

- Sakura, jest mi naprawdę zimno - wymamrotałem.

Ona w odpowiedzi tylko zdjęła szal i czapkę. Nałożyła mi je i złapała moją lodowatą dłoń. Przeszła mnie gęsią skórka. Pociągnęła mnie w stronę domu moich rodziców.

- Są? - przerwałem ciszę.

- Co? - spytała zdezorientowana.

- Czy są w domu? - zapytałem jaśniej.

- Twoi rodzice?

- Nie, święty Mikołaj i jego elfy - powiedziałem sarkastycznie.

Znowu cisza, ale przerwała ją zielonooka śmiechem.

- No co? - przewróciłem oczami. Byliśmy coraz bliżej celu, a ja na tę myśl uśmiechnąłem się w duchu.

- To było akurat śmieszne - dała odpowiedź, gdy zapanowała nad atakiem śmiechu.

Nie rozumiem dlaczego się zaśmiała...

Miało ją to raczej urazić mimo, że nie miałem tego na celu...

- Daleko jeszcze? - jęknąłem. Było mi trochę cieplej przez gest dziewczyny.

- Nie ma.

- Co?

- No nie ma ich - zachichotała.

- Kogo? - szliśmy chodnikiem. Nawet nie wiem kiedy przestało padać. Deszcz jakiś czas temu zmienił się w śnieg, którego tak bardzo pragnąłem. Ale nie w tej chwili. Było jeszcze zimniej.

- No twoich rodziców - zaczęła się śmiać. Były pustki, więc tym razem nikt nie patrzył na nas jak na idiotów.

- Aha - odparłem dość oschło.

Ona tylko mnie przytuliła.

- Co się stało? - zaczęła gładzić moje plecy. Wtuliłem się i zacząłem głęboko oddychać.

Zagubiony - SasuSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz