Rozdział 4

178 20 3
                                    

Od rana w budynku panowała nerwowa atmosfera. Wszyscy się gdzieś spieszyli. Nawet żołnierze, którzy ją wywlekli z celi byli spięci. Coś szykowali i musiało to być dla nich bardzo ważne. Już nie kłopotali się, aby zakryć oczy Lucy. Zabrali ją z celi i wyprowadzili na zewnątrz. Wreszcie mogła odetchnąć świeżym powietrzem. Ciepły wiatr rozwiał jej splątane włosy, a promienie słońca ogrzały jej ciało. Brakowało jej tego. Teraz dopiero zaczęła zauważać rzeczy na które wcześniej nie zwracała uwagi. Po chwili spostrzegła kilkoro innych nastolatków i dzieci stojące w rzędzie po jednej i po drugiej jej stronie. Sami chłopcy. Każdego z osobna pilnowało dwóch żołnierzy w pełnym rynsztunku. Aż tak bardzo się ich obawiali? Przecież są dopiero dziećmi. Na sam środek wyszedł generał, który rozkazał przeliczyć wszystkich więźniów, bo inaczej nie da się tego określić. Chwilę później na plac przyjechały wozy opancerzone. Do Lucy szybko dotarło, że będą gdzieś transportowani. Z samochodów wyszli jeszcze bardziej uzbrojeni mężczyźni. Ubrani byli w hełmy, bluzy, kamizelki kuloodporne i karabiny. Otworzyli tylne klapy i zaczęli wprowadzać tam młodzież. Jeden chłopczyk od samego początku bardzo płakał, ale nikt nie mógł się do niego zbliżyć. W pewnym momencie wyrwał się z uścisku i zaczął uciekać w stronę bramy. Od razu padły strzały, Lucy chciała zareagować, ale było już za późno, dziecko upadło martwe na ziemię. Odruchowo zakryła twarz dłońmi i wydała z siebie cichy pisk. Z jej oczu popłynęło kilka łez, ale szybko zamrugała, nie dopuszczając, by spłynęły po policzkach. Wszyscy momentalnie zamarli. Załadunek przyśpieszył. Nikt nie odważył się odezwać, a spojrzenia wszystkich były skierowane na ziemię. Dziewczyna jeszcze chwile stała wpatrując się jak wynoszą na noszach martwe dziecko, z zamyślenia wyrwał ją głos żołnierza.

- Wsiadaj do ostatniego wozu. - powiedział stanowczym i oschłym tonem. Weszła do samochodu i usiadła po prawej stronie, za nią wszedł jeszcze chłopak w jej wieku, może starszy i usiadł naprzeciwko niej. Miał brązowe włosy i oczy, był wysoki i dobrze zbudowany, przez czarną koszulkę było widać zarys mięśni. Gdy drzwi ostatniego wozu zostały zamknięte ruszyli w konwoju do Centrali jak im oznajmiono.

Lucy siedziała oparta o ścianę i rozmyślała o tym, w jakim celu ich przenoszą i gdzie. O tym biednym chłopczyku, który miał przed sobą całe życie. Myślała o wczorajszym dniu, o tym nagłym przypływie adrenaliny, o mocy dzięki której odrzuciła na kilka metrów tych wszystkich lekarzy i żołnierzy. Kąciki jej ust lekko wygięły się w uśmiechu.Spojrzała kątem oka na chłopaka, łokcie oparł o kolana, a głowę skierowaną miał w stronę drzwi. Chłopak odwrócił się w jej stronę. Ich spojrzenia się spotkały i nagle oboje poczuli się niezręcznie. Spojrzał na nią pytająco.

- Wiesz może gdzie jedziemy dokładnie? - zaczęła rozmowę.

- Niestety, ale przygotujmy się na kilka godzin jazdy. - powiedział stanowczo. -Jak długo Cię trzymali - zapytał z zaciekawieniem w głosie.

Musiała przeliczyć w głowie ile to już dni, po chwili powiedziała

- 2 dni. Najgorsze i najdłuższe 2 dni w moim życiu. - odpowiedziała smutnym głosem. - A Ciebie?

- Ja przyjechałem dopiero dzisiaj, ale miałem już z takimi do czynienia. Nie dziwię Ci się, że były to Twoje najgorsze dwa dni.- powiedział i po chwili dodał - Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która posiada nadprzyrodzone zdolności.

To by wyjaśniało dlaczego są tu sami chłopcy, dlatego przy ucieczce nie zabili jej tak jak tamtego chłopczyka. Była dla nich zbyt cenna.

- Naprawdę? Dużo jest takich jak my? - zapytała 

- Bardzo mało.Zapewne część tych dzieci, które złapali nie mają żadnych umiejętności, ale wolą się upewnić w centrum dowodzenia, tam im zrobią dokładniejsze badania. - odpowiedział, przeniósł wzrok na swoje dłonie i zaczął bawić się palcami.

Nie odpowiedziała, bo rozmowę przerwały im strzały. Samochód zahamował z piskiem. Żołnierze kazali im położyć się pod siedzeniami, schylić głowy i osłaniać je rękoma. Słychać było jeszcze dźwięk otwieranych przednich drzwi.

- Wszystko będzie dobrze - krzyknął chłopak z którym wcześniej rozmawiała. Sama miała taką samą nadzieję.

Wóz był dźwiękoszczelny, nie byłoby nic słychać, gdyby nie otwarte drzwi z przodu. Słychać było odbijające się od ściany pociski. Lucy cała się trzęsła.Czuła, że łzy cisną się jej do oczu. Musiała być silna, nie mogła pokazać, że jest słaba. Nagle drzwi się otworzyły, a światło, które wpadło do auta ją oślepiło. Ktoś wszedł do środka, chwycił Lucy za rękę, mocno ścisnął swoją dłoń na jej nadgarstku, ledwo powstrzymała grymas bólu malujący się na jej twarzy. Podciągnął ją do góry i zaczął wyprowadzać. Brązowooki chłopak nagle podniósł się, wyrwał rękę dziewczyny z uścisku i uderzył nieznajomego prawym sierpowym, a następnie kopnął go w brzuch. Mężczyzna się tego nie spodziewał, stracił równowagę i wypadł z auta, uderzając głową o asfalt. Przestraszona zrobiła kilka kroków w tył i zjechała po ścianie samochodu na siedzenia. Cała się trzęsła, czuła jakby miała zaraz wybuchnąć. To samo uczucie towarzyszyło jej, wtedy w parku, przed złapaniem. Chłopak, gdy tylko to zauważył kucnął koło niej i położył rękę na ramieniu.

- Spokojnie, staraj się oddychać równo i powoli. - mówił spokojnym głosem. - Zamknij oczy i oddychaj.

Lucy wykonała polecenie, wzięła kilka głębszych wdechów, a potem już coraz mniejsze, zaczęła zwalniać oddech. Adrenalina zaczęła powoli spadać.

- Dziękuję -szepnęła 

Chłopak odpowiedział uśmiechem i usiadł na podłodze. 

- Są jakieś inne organizacje? - mówiła z lekko drżącym głosem

- Nie mam pojęcia, znam tylko tą... - nie dokończył. Oboje wzdrygnęli się, gdy usłyszeli jak ktoś biegnie w ich stronę. Zza drzwi wyłonili się znani im żołnierze.

- Wszystko w porządku? - zapytał jeden z nich, w jego głosie można było wyczuć troskę.

- Tak - odpowiedzieli oboje.

Odwrócił głowę w stronę z której przyszedł.

- Możemy jechać! -krzyknął najniższy z żołnierzy i poszedł w tamtą stronę. Zamknęli wóz i ruszyli dalej.

Lucy postanowiła, że spróbuje się przespać. Była zmęczona wczorajszymi badaniami i dzisiejszym dniem, a nim szczególnie. Tyle wrażeń, to dla niej stanowczo za dużo. Wiodła zbyt spokojne i nudne życie. Nadal miała przed oczami upadające bezwładnie na trawę dziecko, a potem zabierane na noszach w czarnym worku. Samotna łza spłynęła jej po policzku. Musiała wziąć się w garść, nie mogła się cały czas rozklejać. Po jej głowie plątało się pełno myśli. Nie zorientowała się kiedy zasnęła.



_________________________
Wracam po miesięcznej przerwie.
Gwiazdki i komentarze mile widziane - to strasznie motywuje. ♥

NadprzyrodzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz