Myślała, że nigdy nie wyjdą z tego gabinetu. Wydawało jej się, że czas stoi w miejscu, a każda każda minuta trwa wieczność. Dziewczyna zastanawiała się co powiedzieć rodzicom. Jak wyjaśnić im gdzie była przez cały ten czas. Chciała powiedzieć im, że jest cała i zdrowa. Opiekunowie na pewno się zamartwiali i zapewne szukało jej już pół miasta. Siedziała przed zamkniętymi drzwiami nerwowo bawiąc się dłońmi. Martwiła się, że Michael nie pozwoli jej wyjść. Nie czuła się jak w więzieniu, bo mimo, że jest tu dopiero dwa tygodnie miała wielką swobodę. Mogła chodzić po całej bazie, ale skoro po mieście krążą żołnierze ABW, Michael może nie wydać zgody na wyjazd do domu. Wreszcie drzwi się uchyliły, a w nich ukazał się Max. Nie był wesoły co do niego niepodobne.
-Co powiedział? - zapytała zdenerwowana
-Niestety musisz zostać. -
-Co?! Zależy mi na spotkaniu z rodziną, a on mi w tym nie przeszkodzi! Pójdę do domu czy mu się to podoba, czy nie!
-Ale z ciebie nerwuska. Żartowałem, możesz iść spotkać się z rodzicami, ale pod jednym warunkiem. Ja idę z tobą. - na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Wiesz, że mam cię powoli dosyć? - Wypuściła powietrze
-Kłamczuch. Widzę że mnie lubisz.
-Och przestań się droczyć i chodź wreszcie. - Zrobiła kilka kroków po czym przypomniała sobie o bardzo istotnym szczególe. -Nawet nie próbuj zgrywać mojego chłopaka przed rodzicami.
-Luzik.
-Wyczuwam podstęp. Nigdy nie zgadzasz się ze mną od razu.
-Słowo honoru. - jedną dłoń ułożył na sercu, a drugą uniósł w górę.
-To idziemy. - Wskazała ręką, aby poszedł pierwszy. Dotarli do ogromnej sali z pojazdami. Max gestem dłoni wskazał na czarny motocykl stojący przy samej ścianie.
- Czy to Yamaha R1?!
-Nie wiedziałem, że znasz się na motocyklach. Nieźle.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Mogę prowadzić?
-Może kiedyś. To jak jedziemy?
Zajęła miejsce za chłopakiem i objęła go w pasie rękoma. Musiała przyznać, że Max był bardzo wysportowany. O czym ona myśli? Czyżby się zakochała? Przecież w ogóle go nie zna. Ruszyli z piskiem opon wprost na ścianę, która w ostatniej chwili uchyliła się i wyjechali na świeże powietrze. Tego jej było trzeba. Wiatr rozwiał jej włosy, a ona pierwszy raz od kilku tygodni poczuła się wolna i szczęśliwa. Wreszcie będzie mogła przytulić mamę i opowiedzieć jej o wszystkim. Na zdaniu taty jej nie zależało i tak na co dzień nie rozmawiali. Pewnie przez te jego delegacje nawet nie zauważył jej nieobecności.
Nim się spostrzegła byli już na miejscu. Max zaparkował motor na podjeździe, a Lucy z radością zauważyła samochód stojący w garażu. Miała ogromne szczęście,że zastała ich w domu. Podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem,ale nikt jej nie otwierał. Nacisnęła klamkę, drzwi były otwarte,co było niepodobne do jej rodziców. Nawet jeśli byli w domu to zawsze zamykali je na zamek. Pewnie przez to całe zaginięcie nawet nie zwrócili na to uwagi. Niepewnie weszła do środka, a zaraz za nią wszedł Max.-Cześć mamo, cześć tato. Nie musicie się już o mnie martwić. Jestem cała i zdro...
W jej domu panował istny chaos. Wszystkie rzeczy w szafkach były porozrzucane po podłodze. Ulubiony wazon mamy był w kawałkach, a po rodzinnych zdjęciach, które wisiały dotychczas na ścianie nie było nawet śladu. Lucy była przerażona. Obawiała się najgorszego. Biegiem rzuciła się do pokoju rodziców. To co tam ujrzała było horrorem. Jej rodzice leżeli na ziemi w kałuży krwi, a ich ciała były zmasakrowane.
-NIE! - Lucy upadła na kolana zaraz obok ciał jej najbliższych, a twarz zakryła dłońmi. Po jej policzkach popłynęły łzy. Max zaraz znalazł się tuż obok dziewczyny.
-POWIEDŹ MI, ŻE TO TYLKO ZŁY SEN! BŁAGAM POMÓŻ IM! Lucy odwróciła się na kolanach kryjąc twarz w ramionach chłopaka.
-Nie można im już pomóc. Oni nie żyją. Przykro mi.
Już nic nie miało dla niej sensu. Dlaczego jej życie tak drastycznie się zmieniło. Gdyby nie ta cholerna moc nie zostałaby uprowadzona, a rodzice nadal by z nią byli. To wszystko jej wina. Nie daruje sobie tego. Dopiero co nauczyła się w miarę kontrolować swoją moc, a teraz miała ochotę zniszczyć wszystko co napotka na swojej drodze.
-Lucy spokojnie. Proszę otwórz oczy i popatrz na mnie.
Nie chciała wykonać tego polecenia, ale kojący głos chłopaka dodał jej sił. Z przerażeniem zauważyła, że wszystkie przedmioty wokół niej unoszą się kilkanaście centymetrów nad ziemią. Za dużo wszystkiego. Jej oczy zaczęły się zamykać, a ostatnie co zobaczyła to opadające z hukiem przedmioty.
Obudziła się w dobrze jej znanym pokoju w bazie. Obok niej na krzesełku siedział Max.
-Boli mnie głowa.
-Nic dziwnego, nie wytrzymałaś nadmiaru emocji i zemdlałaś, a ja zabrałem cię tutaj.
-Nie wierzę, że zostałam sama. - usiadła, chowając twarz w dłoniach
-Nie zostałaś. Masz jeszcze mnie. - uśmiechnął się.
Winnych okolicznościach pewnie by to odwzajemniła lub zażartowała sobie z niego, ale nie w tym wypadku. Odwróciła się do niego plecami i przyciągnęła kolana po samą brodę. Po jej policzkach płynęły łzy.
-Michael od dawna podejrzewał, że mogą zainteresować się twoim domem. Może powinienem ich ostrzec...
- Jak to wiedział?! Żartujesz sobie ze mnie?! MOI RODZICE NIE ŻYJĄ, A TY MI TERAZ MÓWISZ, ŻE MOGLIŚCIE TEMU ZAPOBIEC?! NIENAWIDZĘ CIĘ JAK I TEJ CAŁEJ CHOLERNEJ ORGANIZACJI. JESTEŚCIE TACY SAMI JAK ABW! WYNOŚ SIĘ! - skinieniem rąk użyła swojej mocy i wyrzuciła chłopaka za drzwi i zamknęła je na klucz.
Usłyszała jak chłopak ląduje na podłodze, a z jego ust wymsknęło się przekleństwo. Słyszała jak wstaje i podchodzi do drzwi.
- Lucy, proszę... - Zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Idź sobie! - powiedziała przez łzy.
Stała przez chwilę opierając się o zimne drzwi i nasłuchując. Gdy usłyszała ciche westchnięcie, odwróciła się plecami i zjechała po nich, chowając twarz w dłoniach. Płakała. Źle się czuła tak traktując Max'a, chyba zaczynała coś do niego czuć. Nie chciała tu zostać, ani chwili dłużej. Mieli ją chronić, a przez nich nie ma już do kogo wracać. Musi stąd uciec. Za wszelką cenę. Poczeka tylko aż wszyscy zasną.
Kilka godzin później, w całej bazie zgasły światła, co oznaczało, że wszyscy powinni już spać, a jeśli nie to na pewno byli już w swoich pokojach. Po korytarzach kręcili się strażnicy, ale znała praktycznie na pamięć trasy ich obchodów. Otworzyła delikatnie drzwi i po upewnieniu się, że nikogo nie ma cicho wyszła na korytarz. Posuwała się bezszelestnie w stronę garaży. Jeżeli ma zamiar stąd uciec, to nie mogą mieć szansy na złapanie jej. Szczęście jej sprzyjało, bo akurat tak się składa, że jakiś gamoń nie zabrał kluczyka ze stacyjki motoru. Teraz albo nigdy. Lucy odpaliła maszynę i tak jak to wcześniej zrobił Max, wyjechała z bazy. Niebo było zachmurzone, dzięki czemu była mniej widoczna. Dodatkowo zgasiła światła. Tylko gdzie ma się teraz podziać. Jej dom będzie pierwszym miejscem od jakiego zaczną poszukiwania. Przypomniała sobie o małym domku na drzewie, gdzie bawiła się, gdy była małą dziewczynką. Nie było zimno, więc nie zmarznie, a zawsze będzie to jakaś kryjówka chociażby na jedną noc. Innego zamieszkania poszuka wraz z nastaniem świtu. Po kilkudziesięciu minutach jazdy trafiła pod drewniany domek znajdujący się kilka metrów nad ziemią. Pamiętała jak budowała go razem z tatą w czasach, gdy częściej bywał w domu. Tyle lat minęło, a konstrukcja nadal była solidna. Lucy wspięła się i położyła się na starym materacu. Jedną noc wytrzyma. Jest silna.
_____________________________
Po bardzo długiej przerwie, ale jest.
Większość rozdziału napisała Inevrin :*
Gwiazdki i komentarze mile widziane ;*
CZYTASZ
Nadprzyrodzeni
FantasyLucy Adams to pozornie normalna dziewczyna. Nie jest najpiękniejsza i najpopularniejsza w szkole. Jest zwyczajna.... do czasu. Zaczyna zauważać, że dzieje się z nią coś dziwnego. Nagłe podmuchy wiatru, spadające przedmioty. Tajemniczy chłopak, które...