Dziewczyna patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Jeszcze wczoraj wieczorem miał operację, której mógł nie przeżyć, a teraz stał przed nią jak gdyby nigdy nic.
-J-jakim cudem... - jąkała się
Chłopak ruszył do przodu, zamykając za sobą drzwi, zmuszając tym samym Lucy do cofnięcia się w głąb pomieszczenia.
- Mamy zdolność szybkiej regeneracji, sama coś o tym wiesz –uśmiechnął się i spojrzał na jej zupełnie zdrową już nogę i rękę.
Podszedł do łóżka i na nim usiadł, Lucy przysiadła na krześle naprzeciwko niego.
- Wystraszyłeś mnie – przerwała ciszę
- Martwiłaś się o mnie? - zapytał
- Nie, po prostu miałabym Cię wtedy na sumieniu – powiedziała poważnie czekając na reakcję chłopaka, jednak nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
- Oo zależy ci na mnie. - zaczął się uśmiechać.
- Tego nie powiedziałam. Z tego wszystkiego zapomniałam ci się przedstawić. Jestem Lucy.
- Wiem - powiedział z poważną miną
- Serio? skąd? - zapytała.
- Pracowałem dla ludzi, który Cię przetrzymywali. Byłem prawie o wszystkim informowany - odpowiedział ze spokojem w głosie.
Do sali wszedł lekarz, który chciał sprawdzić stan Maxa. Dziewczyna nie chciała przeszkadzać. Wstała i zaczęła się kierować w stronę drzwi.
- Już idziesz? - zrobił smutną minę.
- No przecież jesteś dużym chłopcem i dasz sobie sam radę. - nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Wolałbym cię lepiej poznać.
- Jeszcze będziesz miał okazję, a teraz odpoczywaj. Jeszcze raz dziękuję, za uratowanie. - Wyszła za drzwi i z uśmiechem od ucha do ucha zaczęła kierować się w stronę pokoju.
Kolejne dni mijały szybko. Całymi dniami trenowała, żeby ,,nadrobić zaległości". Przez to ani razu nie spotkała się z Maxem. Do tej pory treningi miała indywidualnie, ale David stwierdził, że spokojnie da sobie radę z grupą. Gdy weszła na sali było już około 15 osób. Położyła wodę na ławce i dołączyła do reszty. Początek zawsze był taki sam. Bieganie kilka okrążeń, ćwiczenia i rozciąganie.
- Robimy tak jak zawsze – powiedział David – walczymy dwójkami po dwie minuty i zmiana.
Więcej nic nie powiedział, każdy już wiedział co ma robić. Zaczęła się rozglądać po sali w poszukiwaniu kogoś kto nie ma jeszcze pary. Ujrzała znajomą twarz, był to Stephen. Pomachała mu, a ten szybko do niej podszedł.
- Heej, nie masz z kim ćwiczyć? - zapytał, a ona pokiwała przecząco głową - No dobra, to będziesz ze mną – oznajmił, chwytając ją za rękę i prowadząc na materace.
Ustawił się w pozycji i gestem nakazał by zrobiła to samo. Zaczęli się okrążać, dziewczyna czekała na atak. Po chwili zamachnął się pięścią. Udało jej się w ostatniej chwili uniknąć uderzenia. Nie myślała długo i zrobiła to samo. Trafiła go w kość policzkową. Zachwiał się lekko, widać było, że trochę się zaskoczył. Dziewczyna zrobiła przepraszającą minę.
-Wow, nieźle. - powiedział z podziwem – ale nie możesz mnie za to przepraszać. Musisz być twarda i pewna siebie.
Poprawiła pozycję i zamachnęła się prawą ręką, którą udało mu się uniknąć, a zaraz potem uderzyła go nogą w bok. Kilka sekund później, zadzwonił dzwonek informujący o zmianie partnerów. Do końca treningu, została jej ostatnia zmiana, ostatnie kilkadziesiąt sekund walki. Spojrzała przelotnie w stronę drzwi wyjściowych, mignęła jej jakaś postać. Szybko wróciła wzrokiem w to samo miejsce. Serce zabiło jej mocniej na jego widok. To był Max. Stał z założonymi rękami oparty o framugę, przyglądał się jej. Zostało kilkanaście sekund walki, chciała to jak najszybciej skończyć. Zamachnęła się ręką, lecz przeciwnik chwycił ją i wykręcił jej za plecy. Dziewczyna jęknęła. Nie mogła się przez niego skupić, cały czas czuła jego wzrok na sobie.
CZYTASZ
Nadprzyrodzeni
خيال (فانتازيا)Lucy Adams to pozornie normalna dziewczyna. Nie jest najpiękniejsza i najpopularniejsza w szkole. Jest zwyczajna.... do czasu. Zaczyna zauważać, że dzieje się z nią coś dziwnego. Nagłe podmuchy wiatru, spadające przedmioty. Tajemniczy chłopak, które...