Rozdział 12

129 5 0
                                    

Była godzina dziewiąta, gdy Lucy się obudziła. Minęło kilka dni odkąd zamieszkała ze swoją ciocią. Jak dotąd nic się nie działo, a dziewczyna wreszcie mogła się porządnie wyspać.  Przez te dni nie wychodziła nigdzie poza ogrodzenie domu, a ciotka opiekowała się nią jak najlepiej. Lucy widziała, że dla niej też było to trudne, w końcu zamordowano jej siostrę. Dziewczyna wstała z łóżka i skierowała się w stronę kuchni. Wyszła ze swojego tymczasowego pokoju, przez okno wdzierały się promienie słoneczne i oświetlały korytarz. Weszła do kuchni i zastała tam kobietę z rozpuszczonymi blond włosami, w jasnej eleganckiej bluzce i czarnych spodniach. Odwróciła się kładąc na stole talerz z tostami francuskimi, spojrzała na dziewczynę stojącą w progu.

- Cześć, jak się spało? - zapytała blondynka

- Hej. Dobrze, nawet bardzo - powiedziała przeciągając się
Kobieta spojrzała na zegarek wiszący na ścianie

- Lucy, muszę już iść do pracy. Zrobiłam Ci śniadanie, Twoje ulubione, słodycze i inne przekąski masz w półce. Zamknij się i nikomu nie otwieraj, gdyby coś się działo to dzwoń - podeszła i przytuliła dziewczynę.

- Dobrze, dziękuję - odpowiedziała oddając uścisk.

Gdy ciocia wyszła, wzięła talerz z tostami i poszła do salonu coś obejrzeć w telewizji. Po skończonym śniadaniu, poszła się ubrać i pomalować, nigdy nie wiadomo czy nie będzie musiała gdzieś nagle wyjść. Na zewnątrz było ciepło, więc włożyła czarne spodenki i luźną bluzkę z krótkim rękawem. Pomalowała oczy ciemnymi cieniami i tuszem. I jak to robiła od tych kilku dni, zaczęła ćwiczyć tak jak w bazie, rozgrzewka, rozciąganie i potem walka. Niestety nie miała z kim walczyć, wiec biła powietrze, później przyszedł czas na trening jej zdolności. Musi cały czas uczyć się ją kontrolować, żeby przez przypadek nie zrobiła komuś krzywdy. Starała się nie myśleć, że to właśnie przez tą moc rodzice nie żyją. Wyszła na zewnątrz przez taras, przy ogrodzeniu rosły tuje, wyglądało to jak żywopłot, więc mogła czuć się bezpiecznie. Zaczęła rzucać siłą woli poduszkami czy innymi małymi rzeczami, które się nie potrzaskają przy spotkaniu z podłogą. Był to jak na razie jedyny i skuteczny sposób na odstresowanie. Skończywszy trening i układanie wszystkiego tak jak było, poszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Była tu od prawie tygodnia i nudziło jej się siedzenie w domu, a strach przed wychodzeniem już prawie minął. Chciała pójść do pracy, żeby ciocia nie musiała jej na wszystko dawać pieniędzy. Ostatnio nawet kobieta chciała wziąć dziewczynę na zakupy, ale ta wykręcała się, nie z powodu tego, że się bała. Chociaż w sumie z tego też. Nie chciała po prostu, jeszcze bardziej obciążać ciotki. Zaczęła myśleć co by powiedzieli rodzice, jakby ją teraz zobaczyli. Na pewno byliby zdziwieni, że ich pełna życia córka, leży rozłożona na łóżku od kilku dni i boi się wyjść z domu. Nie może sobie zmarnować życia, rodzice by tego nie chcieli, chciałaby żyć normalnie, bez wrażenia, że ktoś ją ciągle obserwuje. Przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi, dziewczyna zerwała się na nogi i pobiegła do nich. Miała już otwierać myśląc, że to na pewno ciocia skończyła pracę wcześniej, ale była już zbyt przewrażliwiona i zajrzała przez wizjer, po drugiej stronie stała jakaś kobieta, w wieku zbliżonym do ciotki. Odsunęła się trochę od drzwi, przez głowę przeleciało jej pełno możliwości, a jeśli to ABW albo Ci z bazy, pewnie już otoczyli cały budynek. Przypomniała sobie o czym myślała wcześniej, nie będzie się wiecznie bać. Przekręciła zamek, chwyciła za klamkę i dosyć szybko otworzyła drzwi.

- Dzień dobry - powiedziała kobieta z nutką niepewności w głosie - czy zastałam Elizabeth?

- Dzień dobry, przykro mi jeszcze jej nie ma, przekazać coś? - powiedziała ukrywając się w połowie za drzwiami, gotowa by móc je w każdej chwili zamknąć.

- Nie trzeba, to w sumie nic ważnego. Możesz jej jedynie przekazać, że byłam. Będę wdzięczna. Do widzenia - odwróciła się i poszła.

- Jasne, nie ma problemu. Do widzenia - powiedziała już właściwie do pleców kobiety.

Lucy obserwowała ją chwilę po czym zamknęła drzwi. Oparła się o nie plecami i głośno wypuściła powietrze, jeszcze trochę, a serce wyskoczyło by jej z piersi. Wiedziała, że to tylko kwestia czasu kiedy to ktoś inny zapuka do tych drzwi.

***

Gdy Elizabeth wróciła z pracy, Lucy od razu powiedziała jej o gościu. Okazało się, że to sąsiadka, miała przyjść po książkę, którą obiecała jej pożyczyć. A nie zapowiedziała wcześniej, że przyjdzie. Właśnie miała zacząć mówić o jej wcześniejszych postanowieniach, gdy ciotka się odezwała.

- Może jednak dasz się namówić na wypad do Centrum Handlowego? - zapytała z nadzieją wymalowaną na twarzy.

- A wiesz co, że bardzo chętnie - odpowiedziała, a kobieta otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, dziewczyna widząc to szybko dodała - Myślałam dzisiaj o tym, nie chcę przez to co się stało, całego życia spędzić w domu, nie chcę się bać. - zamilkła - Może nawet pójdę do pracy.

- To świetnie! - rozpromieniła się - Zbieraj się, zjemy coś na miejscu, a później pójdziemy na zakupy.

- Teraz?

- Tak, a kiedy? Póki się jeszcze nie rozmyśliłaś - uśmiechnęła się lekko.

Lucy poleciała szybko do pokoju, wzięła torebkę, którą ciocia jej pożyczyła, włożyła do niej dokumenty i pieniądze. Nie przebierała się, niebo nadal było czyste, a słońce nie zrobiło sobie wolnego. 

***

Lucy od wyjazdu z domu była trochę zdenerwowana. W drodze do Centrum, wypatrywała podejrzanych samochodów i czy nikt ich nie śledzi. Czuła to dziwne mrowienie w całym ciele, dobrze wiedziała co ono oznacza, musiała się uspokoić, przecież powiedziała sobie, że nie będzie się bała, prawda? Ale mówić, a robić to jednak dwie różne czynności.
Gdy wjeżdżała na parking, zauważyła kamery.

- Kurde! - powiedziała bezgłośnie

Na śmierć o nich zapomniała, właśnie w tym momencie straciła ostatnie pokłady pewności siebie.
- Po prostu super! - pomyślała
Idąc przez pasaż, była bardzo czujna. Co jakiś czas rozglądała się, jak naturalniej potrafiła, niby zobaczyć nazwę sklepu lub obejrzeć manekiny. Mimo to starała nie zwracać na siebie szczególnej uwagi. 

- Wybrałaś już coś? - odezwała się ciocia, patrząc na kartę.

- Yy, tak... wezmę spaghetti - odparła odkładając menu na stół

Kobieta spojrzała z nad karty

- Wszystko w porządku? - wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni dziewczyny - od wyjścia z domu jesteś jakaś spięta.

- Nie,nie. Wszystko dobrze - zamilkła na chwilę - Myślałam, że to będzie prostsze, ale dam radę.

- Rozumiem kochanie, mnie też nie jest łatwo, też się trochę boję ale trzeba żyć dalej, rodzice nie chcieliby, żebyś się zamknęła w sobie i zmarnowała życie - uścisnęła mocnej jej rękę  - Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć.

- Dziękuję - odpowiedziała, a do oczu cisnęły jej się łzy.

Wypad z ciotką był najlepszym co ją do tej pory spotkało, rozerwała się, i tak właściwie na moment zapomniała o problemach. Wychodząc ze sklepu, zauważyła tablicę ogłoszeniową

- Idź do samochodu, szybko coś sprawdzę - odwróciła się

Przeglądała różnego typu ulotki, aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na ogłoszeniu o pracę. Szukali kelnerki do pizzerii, wyciągnęła telefon i szybko spisała numer kontaktowy. Schowała komórkę i zaczęła cofać się do tyłu, poczuła pod stopą, że kogoś nadepnęła.

- Przepraszam, nie zauważyłam.

NadprzyrodzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz