Rozdział 5

166 21 2
                                    

Dziewczyna otworzyła oczy, ogarnęła ją ciemność. Nadal była w aucie, miała cichą nadzieję, że to tylko zły sen. Przetarła zaspane oczy i przeciągnęła się. Poprawiła się na siedzeniu, spojrzała na chłopaka.

-Długo spałam? - zapytała - Działo się coś ciekawego?

-Około godziny - odpowiedział. - Ominęły Cię niesamowite widoki -  powiedział i zaśmiał się cicho.

Lucy zaśmiała się razem z nim. Rozmawiali przez chwilę, po czym samochód się zatrzymał. Odwrócili się w stronę drzwi, które po chwili się otworzyły.

-Wychodzić! - krzyknął jeden z mężczyzn.

Wysiedli, a faceci z karabinami założyli im kajdanki, były trochę inne niż te standardowe, które mają policjanci. Były bardziej nowoczesne i o wiele grubsze. Skierowali ich w stronę ogromnego nowoczesnego budynku, którego ściany były w kolorze dwóch odcieni szarości. Szli otoczeni z każdej strony przez żołnierzy. Przed nimi szło kilku znanych jej już chłopców. Byli wystraszeni, nie wiedzieli co się dzieje, w sumie tak samo czuła się Lucy, ale ona była starsza, wiedziała jak się zachować, jak ukryć strach. Oni powinni być teraz w domu z rodzicami, a nie zakłóci w kajdanki, prowadzeni do celi. Lucy rozejrzała się wokół i po swojej prawej stronie zauważyła pas startowy, na którym stało kilka helikopterów, samolotów transportowych i F-16. Przy wejściu stała kobieta z jakimś urządzeniem w ręce, które przykładała do ich bransolet. Wyglądało to tak, jakby ich skanowała, jak zakupy w supermarkecie. Dziewczyna w kolejce stała przedostatnia. Co chwilę wychylała się, aby spojrzeć gdzie idą chłopcy, którzy zostali już zeskanowani. Nie zobaczyła zbyt wiele, za dużo było wokół zielonych i innych ludzi, którzy krzątali się przy budynku. Wreszcie nadeszła kolej brązowowłosej. Kobieta spojrzała na nią ukradkiem, chyba była zdziwiona. Lucy usłyszała pisk skanera i ruszyła za mężczyzną, który stał koło niej. Zaprowadził ją w przeciwną stronę niż tamte dzieci. Odwróciła się za siebie i zauważyła jak brązowooki chłopak skręca w lewą stronę. Serce zaczęło jej szybciej bić, chciała mieć kogoś przy sobie, z kim mogłaby porozmawiać. Nie chciała być sama. Prowadzono ją przez długi korytarz bez okien, oświetlony lampami. Oczy dziewczyny niebyły przyzwyczajone do tak jasnego oświetlenia i Lucy musiała je od czasu do czasu mrużyć, zanim w pełni je otworzyła. Stanęli po chwili przed metalowymi drzwiami, podobnymi do tych które były w poprzedniej bazie. Żołnierz przyłożył do konsoli kartę magnetyczną i drzwi otworzyły się. Zdjęli jej jeszcze kajdanki i popchnęli lekko w stronę pokoju. Usłyszała za sobą dźwięk zamykających się drzwi i wbijany kod. Rozejrzała się po pokoju. Był mały, kwadratowy. Ściany miały srebrny kolor i chyba były metalowe z wypukłymi ośmiokątami, wbrew pozorom wyglądały bardzo przytulnie i schludnie. Na końcu pokoju, w lewym rogu stało niskie łóżko, a obok niego znajdowała się etażerka. Nic więcej tak naprawdę w tym pokoju nie było. Parę złożonych kocy leżało na rogu łóżka, a na regale stało kilka książek. Przynajmniej nie zanudzi się tam na śmierć.

-Ładniej niż w moim poprzednim „pokoju" - powiedziała cicho pod nosem. Podeszła do łóżka i usiadła na nim po turecku.

-I nawet łóżko wygodniejsze - pomyślała.

Po kilkudziesięciu minutach usłyszała, wbijany kod. Podniosła się z łóżka i spojrzała na chłopaka, który wchodził do jej pokoju z tacką. Od razu go rozpoznała, to był ten sam chłopak, którego numer miała w kieszeni spodni. Ale co on tutaj robił? Lucy chciała coś powiedzieć, ale on odezwał się pierwszy.

-Smacznego. - powiedział. Odłożył tackę na półkę przy jej łóżku. Kąciki jego ust, lekko drgnęły w uśmiechu. I wyszedł.

-Dzięki - powiedziała bardziej do siebie, bo znowu została sama w pokoju. Podeszła do tacki z jedzeniem, jak na zawołanie zaburczało jej w brzuchu. Podniosła talerzyk z kanapkami i zauważyła coś na tacce pod nim. To była karta magnetyczna do jej pokoju i kartka papieru, na której coś pisało. Podniosła ją.

,,Użyj karty dopiero wtedy, jak zgasną światła. Wyjdź z pokoju i skręć w lewo. Będziemy tam na Ciebie czekać."

Musiała przeczytać to kilka razy za nim do niej dotarło, o co chodzi. Nie wiedziała czy to nie jest jakiegoś rodzaju test. Była przewrażliwiona. Nie chciała czekać. A jak ktoś wejdzie wcześniej i zauważy, że ma kartę? Milion scenariuszy przeszło jej przez głowę. Poczuła jak poziom adrenaliny w jej żyłach wzrasta. W jej głowie rozbrzmiewały słowa. BĄDŹ SILNA. ZROBISZ TO.  Sięgnęła po kartę magnetyczną, która nadal leżała w tym samym miejscu i odwróciła się tyłem do kamer. Obejrzała ją z dwóch stron, wyglądała jak zwykła karta kredytowa. Srebrna, na której pośrodku widniał napis ABW - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przypomniała sobie, że na mundurach żołnierzy również widniały te trzy litery. Podeszła do drzwi, wzięła głęboki oddech i... w tym momencie zgasły światła. Odetchnęła z ulgą, że nie zrobi nic głupiego i nieprzemyślanego. Przyłożyła kartę do czytnika. Zadziałało. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem. Bała się, że ktoś mógł to usłyszeć. Pociągnęła delikatnie za klamkę i wychyliła się. Ktoś szedł, ale skręcił i zniknął za ścianą. Odczekała chwilę nadsłuchując, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi. Schowała kartę do kieszeni spodni i skręciła w lewo, zapamiętała z której strony przyszła, najwidoczniej miała kierować się do wyjścia. Odtwarzała teraz w głowie to co zapamiętała, jednocześnie uważając, aby nikt jej nie zauważył i szukając wzrokiem tajemniczego chłopaka. Wszystko szło świetnie, problem pojawił się, gdy znalazła się naprzeciwko drzwi, którymi ją tu wprowadzono. Przed drzwiami stało czterech żołnierzy, przez szklane drzwi było widać  sylwetki kilku mężczyzn.

Gdzie oni są?! - zapytała samą siebie

Nie miała szans, by wyjść nie zauważona. Usłyszała odgłosy kroków, odwróciła się nikogo nie widziała, dopiero po chwili zauważyła idące w jej stronę dwie osoby kobietę i mężczyznę. Musieli być kimś wyżej postawionym, widać było po strojach. Zauważyli ją. Miała przerąbane.

-Łapcie ją! - krzyknął facet. - Ale nie robić krzywdy!

Żołnierze którzy stali przy drzwiach zaczęli biec w stronę dziewczyny.Zaczęła uciekać w stronę jednego z korytarzy, nie wiedziała dokąd prowadzi, kilka minut później włączył się alarm.

-No pięknie - powiedziała cicho.

Zza rogu wybiegło kilku może kilkunastu żołnierzy, odwróciła się i zobaczyła, że jest otoczona z dwóch stron. I znowu to poczuła. Uczucie jakby miała wybuchnąć. Tym razem nie starała się go powstrzymać. Wyciągnęła ręce i skierowała je w obie strony, celując w biegnących w jej stronę mężczyzn. Poczuła jak przez całe ciało rozlewa się przyjemny dreszcz. Widziała tylko jak lecą odepchnięci przez niewidzialną siłę i uderzają w ścianę, a inni lądują na podłodze. Uczucie, które jej przy tym towarzyszyło było niesamowite. Chwilę później na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Chwyciła szybko lewą rękę, na której miała bransoletę. Przez jej ciało przeszedł prąd. Urządzenie działało jak paralizator, który skutecznie mógłby powalić dorosłego mężczyznę. Lucy objęła bransoletę dłonią i skupiła się na niej. Wszystko działo się w mgnieniu oka. Urządzenie zaiskrzyło i przestało działać. Dziewczyna zerwała je z ręki i upuściła na podłogę. Zaczęła biec z powrotem w stronę drzwi, kątem oka zauważyła, że mężczyźni zaczynają się powoli podnosić. Z jednej strony cieszyła się, że nic takiego im nie zrobiła, ale z drugiej jej szanse na ucieczkę spadały. Dobiegła do drzwi chwyciła za klamkę i je pchnęła. Udało się. Wybiegła na zewnątrz. Rozejrzała się wokół. Powoli zaczynało się ściemniać, a ona nie wiedziała gdzie się znajduje. Żołnierze wybiegli z budynku i zaczęli celować do niej z broni. Zaryzykowała, postanowiła biec. Przeskoczyła przez siatkę ogradzającą placówkę,i wbiegła na ulicę. Prosto pod nadjeżdżające auto.


_____________________
I jest kolejny rozdział.
Z góry dziękuję za gwiazdki i komentarze :3

NadprzyrodzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz