Lucy nie mogła zasnąć. Ciągle prześladował ją widok martwych rodziców leżących w kałuży krwi. No i Max, który wiedział, że jej dom jest celem. Od jego powrotu do zdrowia minęło wystarczająco dużo czasu, żeby poinformować odpowiednie służby i zapobiec morderstwu. Nie zrobił nic. Pozwolił na to, aby jej najbliżsi zostali zamordowani. Musiała o nim jak najszybciej zapomnieć. Pragnęła wymazać Max'a ze swojej pamięci. Pomyśleć, że zaczynał jej się podobać. Wyjęła telefon z kieszeni. Była czwarta nad ranem. Prawdopodobnie miała jeszcze dwie godziny do czasu, aż odkryją, że zniknęła. Nie miała go dużo. Musiała wrócić do domu, żeby zabrać z niego najpotrzebniejsze rzeczy. Wyjechała z lasu, a motor zostawiła przy drodze. Michael nie był głupi i na pewno zainstalował nadajnik GPS. Dalej poszła pieszo. Promienie słońca przedzierały się przez gęste korony drzew i przyjemnie ogrzewały ciało dziewczyny, a rześki powiew wiatru pozwalał uspokoić myśli, które nadal kłębiły się w głowie Lucy. Idąc dziewczyna zaczęła zauważać piękno świata, które na co dzień zostaje niezauważone, przez natłok spraw i obowiązków. Cały ten krajobraz, te drzewa, promienie słońca, śpiew ptaków i rzeka płynąca przez las. To wszystko przypominało jej dzieciństwo. Te wspaniałe czasy, które nigdy już nie wrócą. Dopiero teraz, po tym wszystkim zdała sobie sprawę, że nie była najlepszą córką. Miała tyle rzeczy do opowiedzenia rodzicom, których oni nigdy już nie usłyszą. Chciała powiedzieć im, że bardzo ich kocha. Teraz było już za późno. Szła leśną drogą uważając, aby nie napotkać ani jednej osoby. Zależy jej na zniknięciu bez niepotrzebnych świadków. Ma to wyglądać na zaginięcie. Prędzej, czy później policja przestanie jej szukać. Wreszcie drzewa ustępowały miejsca budynkom. Lucy przystanęła przed samym wyjściem z lasu. Dookoła była zupełna cisza. Całe miasto było jeszcze pogrążone we śnie. Upewniając się, że nigdzie nie ma żywej duszy dziewczyna biegiem rzuciła się w stronę domu. Budynek był otwarty, tak jak go zostawiła. Odwróciła wzrok od korytarza biegnącego do salonu. Nie chciała przypominać sobie tamtych tragicznych dla niej chwil. Wbiegła po schodach do swojego pokoju i zdjęła z szafy plecak.
- Tylko najpotrzebniejsze rzeczy - powtarzała w myślach.
Spakowała trochę bluzek, kurtkę, kilka par dżinsów, bieliznę, najpotrzebniejsze środki do higieny, pieniądze i dokumenty. Kręcąc się tak po mieszkaniu zupełnie straciła poczucie czasu. W momencie gdy zamykała plecak na dole rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Z przerażeniem spojrzała na wyświetlacz telefonu.
Przez głowę przeleciało jej tylko jedno słowo: Cholera!
Była 6:20
Podeszła do uchylonych drzwi wiodących na dół i ostrożnie przez nie wyjrzała. Przez korytarz przewinął się uzbrojony mężczyzna. Lucy musiała się stąd wydostać. Spojrzała przez okno. Na podjeździe stał tylko jeden samochód i ani jednego agenta. Wszyscy musieli być w domu. Nie było szans, żeby wymknęła się niezauważona. Chyba, że wymknie się przez dach. Musiała spróbować. Założyła plecak. Otworzyła okno i wyszła na zadaszenie ganku. Często uczyła się tam w ciepłe letnie dni. Bardzo często była z niego również zganiana przez tatę. Zawsze martwił się, że spadnie i coś sobie złamie. Nie potrafiła powstrzymać łez cisnących się do oczu. Przetarła je dłonią i spojrzała przed siebie. Do ściany budynku przymocowana była drabina prowadząca na dach. To nią Lucy miała zamiar uciec. Podeszła ostrożnie do krawędzi i postawiła najpierw jedną, a potem drugą nogę na drabinie. Schodząc zajrzała do środka mieszkania, na jej nieszczęście jeden z mężczyzn ją zauważył i zaczął krzyczeć. Serce podeszło jej do gardła. Zeskoczyła z czwartego stopnia drabiny i zaczęła biec w stronę lasu. Obejrzała się przez ramię. Trzech mężczyzn biegło za nią i była prawie pewna, że jednym z nich był Max, który krzyczał, żeby się zatrzymała. Wbiegła miedzy drzewa, jednak nie mogła tak biec w nieskończoność. Musiała się gdzieś ukryć. W dzieciństwie bawiła się w tym lesie z przyjaciółmi. Pewnego razu znaleźli sporą jamę świetnie zakamuflowaną przez krzaki. Jeśli tam dotrze i się ukryje, prawdopodobnie zgubi pościg. Mężczyźni byli coraz bliżej. W pewnym momencie dziewczyna potknęła się i upadła ze skarpy. Syknęła z bólu. Z jej kolan i łokci zaczęła wypływać krew. Uniosła głowę do góry. Dotarła do schronu.Przedarła się przez krzaki, które dodatkowo pokaleczyły jej ramiona. Usiadła na zimnej ziemi i starała się uspokoić oddech. Obok usłyszała głosy. Byli wyjątkowo zdenerwowani. Chwilę tak stali i przeklinali, by potem zawrócić. Lucy wyszła z kryjówki dopiero kilkanaście minut potem, upewniając się, czy nikogo nie ma w pobliżu, gdy była pewna swojego bezpieczeństwa zaczęła iść w kierunku najbliższego przystanku autobusowego. Na zajezdni stał autobus, którym czasem jeździła do cioci. Wyjęła z plecaka pieniądze i zapłaciła za bilet. Usiadła na samym końcu pojazdu. Nie chciała zwracać na siebie uwagi, ale marnie jej to wyszło. Była cała brudna z ziemi, a jej ręce i nogi były podrapane i poobdzierane. Wyglądała jak ostatnie nieszczęście, ale teraz najważniejsze dla niej było wyjechać z tego cholernego miasta. Wreszcie autobus ruszył, a Lucy miała nadzieję, że wszystko co złe zostawia za sobą.***
Po kilkugodzinnej jeździe dziewczyna wysiadła z pojazdu. Dom jej cioci nie znajdował się daleko. Był o wiele mniejszy niż ten dziewczyny, ale z pewnością pomieści dwie osoby. Nie miała zamiaru zostawać tam na bardzo długo, nie chciała narażać kolejnej bliskiej osoby na niebezpieczeństwo. Ciocia mieszkała sama, jej mąż zaginął wiele lat temu i do tej pory nikt o nim nie słyszał. Lucy podeszła do budynku i zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzyła jej szczupła kobieta, mająca na oko 40 lat, miała długie blond włosy i brązowe oczy.
- Dziecko, jak ty wyglądasz! Wejdź do środka.
Dziewczyna posłusznie spełniła słowa kobiety. Ta od razu kazała jej pójść się wykąpać i przebrać w czyste ubrania. Kąpiel była dla dziewczyny jak zbawienie. Przy zanurzeniu w ciepłej wodzie, zorientowała się, że po zadrapaniach nie ma już śladu.
- No tak, regeneracja - pomyślała na głos
Przebrała się w czyste ubrania i zeszła do kobiety. Tam opowiedziała jej o wszystkim, o czym mogła powiedzieć, nie próbując powstrzymać łez, które cisnęły jej się do oczu. Pominęła kwestię tego, że ma moc i przebywała w obu bazach. Nie chciała niepotrzebnie niepokoić cioci, a z resztą pewnie nawet by tego nie zrozumiała, a dziewczyna nie miała siły na opowiadanie tego wszystkiego. Resztę dnia odpoczywała oglądając ulubione seriale. Wieczorem położyła się w pokoju, który przez pewien czas będzie jej prywatnym pomieszczeniem. Zasnęła z myślą, że jutro zaczyna nowe życie.
_____________________
Wracamy po bardzo długiej przerwie!
Komentarze te złe i dobre mile widziane!
CZYTASZ
Nadprzyrodzeni
FantasíaLucy Adams to pozornie normalna dziewczyna. Nie jest najpiękniejsza i najpopularniejsza w szkole. Jest zwyczajna.... do czasu. Zaczyna zauważać, że dzieje się z nią coś dziwnego. Nagłe podmuchy wiatru, spadające przedmioty. Tajemniczy chłopak, które...