5

127 15 2
                                    



Dziewczyna dosłownie wskoczyła mi na maskę.

- Pomóż mi. Błagam.

Gdybym miał uczucia, na pewno ze współczuciem wpuściłbym ją do środka. No, ale cóż...ja to ja. Nie miałem nawet najmniejszego zamiaru otwierać drzwi. Dodałem za to gazu i zwróciłem auto w kierunku brunetki, mając nadzieję, że to ją wystraszy i się odsunie. Jednak, nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Dziewczyna ani drgnęła.

- Musisz mi pomóc!!! Wiem, co zrobiłeś.

Zamarłem. Nie mogła tego wiedzieć. Nikt, tak na prawdę nie wiedział. Nawet ja sam.

- Wsiadaj. - Powiedziałem odblokowując drzwi.

Wsiadła do środka i zapięła pasy. Bezpieczeństwo przede wszystkim - zaśmiałem się w duchu.

- Potrzebuję ubrań.

- I jak ja mam ci w tym pomóc? Oddać swoje?!

- Zatrzymaj się tu. Nie waż się nawet odjeżdżać. Znam numery rejestracyjne, a każde następne skradzione auto będzie łatwo odnaleźć.

- Jasne. - schowałem twarz w dłonie - Na co czekasz? Wysiadaj.

Wyszła z auta. Chwila spokoju.

CO TY ROBISZ?

- Sam chciałbym wiedzieć.

MUSIMY SIĘ JEJ POZBYĆ.

- Wiem.

WIĘC TO ZRÓB.

- Teraz nie mogę. Myślę...mam ją zabić?

NIE, ONA JEST TAKA, JAK MY. CZUJĘ TO.  MUSIMY SIĘ JEJ POZBYĆ, ZANIM ONA POZBĘDZIE SIĘ NAS.

- Czyż to nie ironia losu?

NIE ROZUMIEM.

- Boisz się jej.

JA SIĘ NIKOGO NIE BOJĘ, NIKOGO. DOBRANOC NOAH.

- Dobranoc?

Po tym zapadła ciemność.

Kiedy wróciłem ze świata własnych myśli i fantazji, jechaliśmy już drogą w stronę Perth. Jakim cudem prowadzę samochód? ON znowu to zrobił. Kontrolował mnie. A ja nie umiałem się go pozbyć.

- Tak w ogóle,  jak masz na imię? - spytałem.

- Lucy.

- A teraz poważnie.

- Skąd pomysł, że kłamię?

- Nigdy, od razu nie podałabyś mi swojego prawdziwego imienia. Masz jakiś dowód tożsamości?

- Nie dam ci go.

- Wymienimy się.

- Zgoda.

- Dalia Celine Watson.

- Noah Aiden Morgan.

- Skoro już wszystko wyjaśnione,  powiedz mi, co my właściwie robimy?

- Muszę wydostać się z tej części kraju.

- Świetnie, bo ja też próbuje. Od roku.

- I niby dlaczego ci się nie udało?

- Powiedzmy, że skądś uciekłem.

- Bangour Village Hospital?

ONA WIE WIĘCEJ NIŻ POWINNA.

- Skąd niby to wiesz?

- Jesteśmy w tym razem.

- Mhm, super.

Nie odezwała się już. I dobrze. Nie było takiej potrzeby. Każde z nas dobrze o tym wiedziało. Ja - nie miałem ochoty z nią gadać, ona - wiedziała, że ze mną nie porozmawia. Szczerze, zaciekawił mnie trochę fakt, że też uciekła z Bangour. Charlotte by do tego nie dopuściła. Jest zbyt "perfekcyjna". W mediach nic o niej nie było. No jasne, dr Baltimore nie nagłaśniła sprawy, bo dwóch zbiegłych psycholi zepsułoby jej wizerunek. Jej i szpitala.

- Skąd mam mieć pewność, że mnie nie zabijesz?

- A jaki miałabym w tym cel?

- Nie wiem, jesteś wariatką.

- Nie jestem!

- To co robiłaś w Bangour?

- A ty?

- Co ja?

- Jesteś świrem?

Dobre pytanie.

TAK.

- Nie.

- Skoro tak twierdzisz...

- Dobra, nie ważne. Po prostu nie zabij mnie, jak będę spał.

- Jak będziesz spał.

- Próbujesz mnie przestraszyć?

- A co, udało się?

- Nie.

- Szkoda.- powiedziała i oparła głowę o szybę.

ZABIJE NAS. WIEM TO. MUSIMY JĄ UPRZEDZIĆ.

- Zgoda.

POWIEM CI GDZIE MASZ JECHAĆ. ZAŁATWIMY JĄ.

- Dobrze.

Piątek, 9 marca 2012

- Charlotte! Charlotte, nudzi mi się, pobawmy się.

- Uspokój się, Noah.

- Kiedy ja nie chcę. - powiedziałem, ponownie wybuchając śmiechem. Chcą wariata? Proszę bardzo.

- Będę musiała podać ci leki.

- Hura!

- Noah!

- Charlotte! Jest jakieś zdrobnienie? To naprawdę chujowe imię.

- Podajcie mu coś!

Podeszło do mnie dwóch strażników i pielęgniarka, która podała mi środek  otępiający. Witajcie w Bangour! To cudowne miejsce, w którym możecie pozbyć się bliskich!

- Lepiej ci już? Możemy kontynuować?

- Nie. Dalej uważam, że to chujowe imię.

Milczące Głosy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz