3

197 16 3
                                    

OBECNIE

Obudziłem się koło 12. Przynajmniej taką godzinę wskazywał zegarek na radiu. Czasami szwankował, więc nigdy nie byłem do końca pewny, jaka jest pora. Myślę, że powinienem niedługo wymienić samochód. Dla bezpieczeństwa.

OJEJ... BIEDNE DZIECKO, BOI SIĘ

- Nie boi się, tylko zachowuje ostrożność.

MHM

Po co ja się wdaję w dyskusje?

BO JESTEŚ GŁUPI

Teraz naprawdę potrzebuję kawy. I jedzenia. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę zajazdu. Błagałem w myślach, żeby było coś zjadliwego. Nie żebym był wybredny...no może odrobinę. Na wejściu powitała mnie starsza kobieta, na oko miała jakieś 60 lat. Poprosiłem o kawę i tosty, spokojnie zajmując miejsce przy stole. Wszystko wydawało się dziwnie normalne. Jakby nie siedział tu wcale seryjny morderca, tylko zwykły urlopowicz, który kierowany głodem, postanowił wstąpić na śniadanie. No dobra, trochę późne śniadanie. Uznajmy to za posiłek.

Kobieta przyniosła mi jedzenie, pożyczyła smacznego, a następnie odeszła. Wgapiałem się w kubek kawy przez dobre 3 minuty. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy nie zobaczył Adama w piwnicy? Czy wszystko potoczyłoby się inaczej? Z resztą, to nie ma znaczenia. Zaczyna mnie poważnie denerwować takie gdybanie.

Gdy ocknąłem się z transu, w który wciągnęły mnie moje myśli, zauważyłem jak do pomieszczenia wchodzi dziewczyna. Mogła mieć co najwyżej 25 lat. Niska blondynka. Rozejrzała się po lokalu, napotkajac wzrokiem moje spojrzenie. Nagle przyjaźnie się uśmiechnęła. Znam ją? Ona zna mnie?

- Hej, Florence. - Powiedziała uradowana dziewczyna wyciągając do mnie dłoń. - Tu jest zajęte?

Chciałem powiedzieć, że tak, jest zajęte. Mimo to wolałem nie wzbudzać podejrzeń, być miły, nie rzucać się w oczy. Normalność.

- James, wolne, siadaj. - Powiedziałem, ściskając jej rękę.

Dziewczyna usiadła i złożyła zamówienie. I wtedy zaczęło się coś, co ludzie nazywają rozmową. Ja preferuję inne określenie- przesłuchanie.

- Co tutaj robisz?

- Jadę do mamy na urlop, chciałem trochę czasu spędzić w rodzinnym mieście.

- Mhm, rozumiem.

- A ty? - Zapytałem od niechcenia.

- Jadę do chłopaka. Dzisiaj mamy pierwsze, wspólne spotkanie z jego rodzicami. No wiesz, strasznie się stresuje. Musiałam z kimś o tym pogadać, a ty wyglądałeś na miłego.

NIE BEZ POWODU, BLONDYNKI NAZYWANE SĄ GŁUPIMI

- Czym się tak denerwujesz? To tylko ludzie.

- No, ale mogą mnie nie polubić... Stwierdzić, że jestem nieodpowiednia....

Miałem ochotę ją zamordować. Normalnie nóż mi się w kieszeni otwierał, kiedy słuchałem jak kłapie jadaczką.

- A ciebie dalej szuka policja?

- Co?

- Co co?

- To co powiedziałaś przed chwilą. - Wstałem i zablokowałem jej drogę ucieczki. - Skąd o tym wiesz? Gadaj!

- Ale o co chodzi? Muszę już iść. - Chciała wstać ale jej to uniemożliwiłem.

- Gadaj skąd to wiesz!

- Nic nie wiem. Puść mnie!

Puściłem i szybko wyszedłem. Czy mój umysł znowu mnie oszukuje, a słuch zawodzi?

- Dzięki.

ALEŻ PROSZĘ BARDZO.

- Czemu ty mi to robisz?

CO ROBIĘ? - ZAŚMIAŁ SIĘ

Nienawidzę jak się śmieje. Chce, żebym poczuł się jak idiota. W sumie, właśnie tak się czuję, za każdym razem gdy to robi, ale jednak.

NOAH NIE BĄDŹ TAKI, SPĘDZIMY ZE SOBĄ JESZCZE TYLE CZASU. MUSISZ SIĘ PRZYZWYCZAIĆ DO NIEKTÓRYCH RZECZY I NABRAĆ TROCHĘ DYSTANSU. NO MOŻE NIE TROCHĘ, DUŻO. SPRÓBUJ SIĘ CZASAMI ZABAWIĆ, BEZ MOJEJ INICJATYWY.

- Nie jestem tobą.

JAK TO NIE? NOAH, NIE MA MNIE I CIEBIE. JESTEŚMY JEDNOŚCIĄ. JA TO TY, TY TO JA, ROZUMIESZ?

- Nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Idź sobie! Wyłaź z mojej głowy!

WYLUZUJ SŁONECZKO.

- Powiedziałem wyłaź!

TO NA CIEBIE SIĘ BĘDĄ DZIWNIE PATRZEĆ. TO TY NIGDY NIE BĘDZIESZ DO NICH PASOWAŁ. NIE JESTEŚ NORMALNY I NIGDY NIE BĘDZIESZ. POGÓDŹ SIĘ Z TYM. NA ZAWSZE BĘDZIESZ WYRZUTKIEM, AKCEPTOWANYM TYLO PRZEZ SWÓJ WŁASNY UMYSŁ.

- Nie potrzebuje innych ludzi, nie potrzebuje ciebie!

TERAZ TAK MÓWISZ. DO NASTĘPNEGO RAZU, NOAH.

Wsiadłem do pojazdu i ruszyłem z największą, możliwą prędkością. Nienawidzę go. Zawsze miesza mi w głowie. Lubię być sobą. Samotność mi odpowiada. Kocham zadawać ludziom ból i cierpienie, ale on skutecznie odbiera mi tę całą radość. Nie chcę, żeby to robił. Przez niego, znowu musiałem opuścić kolejne miejsce w zawrotnym tempie.

Czwartek, 8 marca 2012

- Noah, może jednak zgodzisz się współpracować?

- Nigdy nie zgodzę się na nic, na co ty przystajesz, dziwko.

BRAWO NOAH, JESTEM Z CIEBIE DUMNY. TO NIE ONA ROZDAJE KARTY. TO TY MASZ W RĘKU CAŁĄ TALIĘ. ASÓW.

- Chcemy ci pomóc. Przystosować cię do społeczeństwa. Będziesz mógł prowadzić normalne życie. Pozwól nam cie naprawić.

Wybuchnąłem śmiechem.

- Jak chcesz coś naprawiać to popatrz w lustro. Ja jestem normalny. Nie chcę żyć w społeczeństwie. Moje życie mi odpowiadało, dopóki dopóty mnie tutaj nie zamknęłaś. Wypuść mnie!

- Noah, nie mogę cie wypuścić, jesteś chory, potrzebujesz pomocy.

- Gówno prawda! Nie chcesz mnie wypuścić! Masz jakiś chory plan, polegający na naprawieniu wszystkich dookoła oprócz siebie! To ty jesteś problemem! TY wymagasz naprawy! Nie ja, TY!!!

Westchnęła.

- Podać pacjentowi leki uspokajające.

- Oj Charlotte, to dopiero początek twoich problemów. - Powiedziałem, śmiejąc się suce prosto w jej piegowatą twarz.


Milczące Głosy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz