Szliśmy alejką wzdłuż parku centralnego, położonego niedaleko naszego mieszkania. Prowadziłam psa z mojej lewej strony, tak aby był po między mną, a Joshem. Wciąż nie wiedziałam jak mam się zachowywać, jak z nim rozmawiać. Kochałam Go całym sercem i byłam wściekła na cały świat, na siebie, na niego... . A wszystko przez barierę, jaka po między nami wyrosła. Przez barierę, z powodu której nie potrafiłam się przełamać i go przytulić, a jedyne czego potrzebowałam to wtulić się teraz w niego, z całych sił, jakby jutra miało nie być... . Byłam zła na siebie za to, że tak bardzo jak nienawidzę tej bariery, tak bardzo staram się ją chronić przed zburzeniem, a wszystko działo się za sprawą strachu przed cierpieniem, moim i jego.
- Kiedy się wybudziłaś? - zapytał w końcu, przerywając niezręczną ciszę, jaka między nami zapanował, gdy byliśmy jeszcze w mieszkaniu.
- Tego dnia, gdy postanowiłeś odejść - powiedziałam zgodnie z prawdą, czując ukłucie w sercu, na samo wspomnienie tego dnia.
Josh wziął ode mnie smycz, po czym sam odpiął ją Buschowi, pozwalając tym samym się mu wyszaleć. Złapał mnie za dłoń i poprowadził nas w stronę ławki. Cieszyłam się, że choć na chwilę przysiądziemy. Wciąż miałam na sobie szpilki. Gdybym wychodziła z psem sama, to bym się przebrała, ale przy Joshu chciałam po prostu wyglądać ładnie.
- Sara, dlaczego nikt mnie nie zatrzymał? - jego głos się łamał.
- Ponieważ zdążyłeś już opuścić szpital, a Twój telefon był wyłączony - czułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Byłem takim dupkiem - schował swoją twarz w dłonie.
- Josh, nie myśl tak. Gdyby nie Ty, nigdy bym się nie obudziła. Wiele razy próbowałam to zrobić, ale nie miałam wystarczająco siły, żeby otworzyć oczy. Ale wtedy... gdy powiedziałeś, że wyjeżdżasz...
Chciałam za wszelką cenę zatrzymać Cię przy sobie. Wtedy mi się udało Josh, wtedy się obudziłam.- Czy Ty..wszystko słyszałaś?
- Tak i chciałam Ci podziękować - powiedziałam patrząc w jego zaszklone oczy. - Za to, że byłeś ze mną każdego dnia i każdej nocy, przez te dwa lata.
Mężczyzna przygarnął mnie do swojego boku i objął ramieniem, nie analizując wtuliłam się w niego z całych sił. Tak strasznie za nim tęskniłam. Wiedziałam, że nigdy nie będzie po między nami tak jak dawniej, ale nie chciałam się teraz tym przejmować. Trwaliśmy tak w uścisku, nic nie mówiąc, do czasu aż Buscha znudziło bieganie. Przybiegł do nas i położył głowę na moich kolanach. Zaśmiałam się przez łzy, uwielbiałam tego psa.
- Wracamy piesku? - zapytałam, zapinając mu smycz.
W drodze powrotnej również oddzielał nas pies, który szedł w środku. Jednak tym razem atmosfera nie była tak napięta. Rozmawialiśmy.
- Jesteś głodna? - zapytał gdy przechodziliśmy koło budki z fast foodem.
- Właściwie to nie, jadłam na mieście - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Weszliśmy na klatkę schodową śmiejąc się z Buscha, któremu szło to dość opornie. Był wystarczająco zmęczony spacerem, żeby jeszcze wchodzić po schodach.
- Jest za gruby, to dlatego ciężko mu wchodzić po schodach. - Stwierdziłam pokonując kolejne stopnie.
- Jest leniwy - zaprzeczył Josh.
- Nie prawda, spójrz na jego tyłek.
- Wolę patrzeć na Twój -mężczyzna wyszczerzył się jak mysz do sera, pokręciłam głową z politowaniem.
- Nic się nie zmieniłeś - skomentowałam jego zachowanie.
Gdy byliśmy już na naszym piętrze, zobaczyłam siedzącego na schodkach Justina. Byłam zdziwiona jego widokiem, w końcu się nie umawialiśmy. Chłopak gdy mnie zobaczył wstał i posłał mi szeroki uśmiech. Kątem oka widziałam jak mięśnie Josha się napinają. Busch pobudził się do życia, zaczął szczekać i warczeć na mojego gościa.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam nie ukrywając zaskoczenia.
- Chris poszedł z Carmen do kina, pomyślałem, że my też możemy coś obejrzeć - mężczyzna uniósł do góry ręce. W jednej trzymał siatkę z przekąskami, a w drugiej kilka płyt DVD.
- Właściwie to my.... - syknął Josh, słysząc jego ton, od razu postanowiłam mu przerwać.
- Pewnie - zgodziłam się, Justin się wysilił, do tego czekał nie wiadomo ile na klatce schodowej, nie mogłam tak po prostu go spławić. Poza tym lubiłam go.
Weszliśmy do mieszkania, po czym gestem ręki wskazałam na kanapę, aby Justin usiadł. Po chwili dołączyłam do niego. Wkurzony Josh zrobił to samo. Atmosferę w pomieszczaniu można by ciąć nożem. Jeszcze nie zaczęliśmy oglądać filmu, ba my go nawet jeszcze nie wybraliśmy a już miałam dość tego całego seansu.
- To ja wybieram film- zaproponowałam, chcąc przy okazji rozładować napiętą atmosferę.
Wstałam z kanapy i włączyłam pierwszą lepszą płytę, jaka rzuciła mi się w oczy, udając, że się przez chwilę zastanawiam. Tak na prawdę nie interesowało mnie w tym momencie oglądanie filmu. Wiedziałam, że nie będę mogła się skupić, bez względu na to, co włączymy. Wróciłam na kanapę i gdy próbowałam usiąść na swoje miejsce Justin złapał mnie za biodra i pociągnął tak, że wylądowałam na jego kolanach. Spojrzałam na Josha, którego usta, zaciśnięte były w wąską linię, dłonie złożył w pięści. Był zły, mało powiedziane, on był wściekły. A ja prosiłam go w duchu, żeby tylko nie wybuchł. To wszystko działo się tak szybko. Nie zdążyłam zejść z kolan mojego kolegi z uczelni, a moja pierwsza miłość już trzaskała drzwiami frontowymi. Wyszedł. Co tu się właściwie stało?
JOSH:
Najchętniej bym ją zdjął z kolan tego idioty, a mu pokazał gdzie ma trzymać łapy, albo gdzie ma ich nie trzymać. Miałem ochotę zmyć mu ten cwany uśmieszek z mordy i zrobiłbym to, gdyby nie ona.
Nie chciałem jej robić scen zazdrości, nie miałem do tego prawa. Nie byliśmy razem, a sam też nie wiedziałem, co ją dokładnie łączy z tym kretynem. Musiałem wyjść z mieszkania. Nie mogłem patrzeć jak Sara siedzi na kolanach innego kolesia. Nie mogłem też nic z tym zrobić. Musiałem się napić.
CZYTASZ
Mój Ex
RomanceCzęść druga opowiadania pod tytułem "Konwersacja Z Nieznajomym". Jak potoczą się dalsze losy Sary i Josha? Jedno jest pewne ich miłość do siebie nigdy nie wygaśnie, ale czy się odnajdą? Jeśli tak, to czy będą potrafili znów być razem? Ranking: #13 i...