Wszyscy zawsze mówili mi, że to wejście na górę jest trudne. Niezależnie jaką. Nikt jednak nie przewidział zaburzeń grawitacji w postaci mojej słabej koordynacji i tak też wylądowałam tyłkiem na ziemi i z guzem na głowie, tylko dlatego, że jakiś idiota śmiał zadzwonić do mnie, kiedy stałam na dość niestabilnym krześle, uruchamiając mój włączony na pełną głośność dzwonek Nirwany i tym samym przyprawiając mnie niemal o zawał serca.
Nie odebrałabym, ale z drugiej strony istniała minimalna szansa, że dzwoni właściciel mojego starego mieszkania z informacją, że znalazł należącą do mnie kosmetyczkę, której szukałam od dobrej godziny. Jednak przyznam, że po odebraniu nieznanego numeru nie spodziewałam się tego, co usłyszałam.
- Pomocy — powiedział błagalnie głos w słuchawce.
Teraz nie mogę sobie nawet wyobrazić przerażenia, które wtedy ogarnęło moje ciało.
Jego powtarzanie tego słowa jak mantrę dopiero po chwili wyrwało mnie z zamyślenia.
- Przepraszam, a z kim ja właściwie rozmawiam? - To było jedyne, co zdołałam z siebie wykrztusić.
- Nie wiem, nie pamiętam... Nic nie pamiętam — głos zaczął się jąkać, a po chwili przeszedł w cichy szloch. To był ten moment, w którym uświadomiłam sobie, że to ja muszę być w tej sytuacji silna i skoncentrowana. Starałam się przetworzyć fakty- zadzwonił do mnie niewątpliwie mężczyzna, raczej młody, co wciąż nie zmieniło nic w kwestii tego, że nie wiem, kim jest, ani co właściwie mu się stało... Wiem tylko, że potrzebuje pomocy, a ja nie umiem mu jej odmówić.
- Co ci właściwie jest? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie wiem. Nic nie pamiętam... i wszystko bardzo mnie boli — odpowiedział chłopak, biorąc co chwila głębokie oddechy.
- Dlaczego nie wezwałeś pogotowia? - Nie zrozumiałam tego. Przecież i tak miał telefon.
- Nie pamiętam numeru. Wybrałem pierwszy lepszy.
- Chcesz, żebym ja zadzwoniła? - zapytałam, mając nadzieję na rozwiązanie sprawy.
- Nie — odpowiedział jednak mój rozmówca — boję się.
- Czego?
- Nic nie pamiętam, boję się, że pomyślą, że jestem ćpunem i mi nie pomogą — przyznał.
- Wiesz, że nie mogą odmówić ci pomocy...?
- Po prostu się boję — przerwał mi, a w telefonie zabrzmiały dźwięki zduszonego szlochu. Jego łzy i strach wydały się takie autentyczne.
Nie wiedziałam co robić.
- Zastanów się, gdzie jesteś — poprosiłam łagodnie.
- Nie wiem, naprawdę...
- Widzisz wokół siebie coś charakterystycznego, może nazwę ulicy?
- Tak, jest tabliczka z nazwą ulicy, ale za daleko. Nie widzę jej.
- Możesz chodzić? - zapytałam nieznajomego.
Na szczęście odpowiedź była twierdząca. Mógł i najwidoczniej wykonał moje polecenie, bo po krótkiej chwili podał mi nazwę miejsca.
- Bulwar Księżycowy — odpowiedział, a ja naprawdę nie uwierzyłam, że to przypadek, iż młody mężczyzna leży samotnie, z amnezją, gdzieś dobrze po jedenastej wieczorem, w miejscu o takiej nazwie. Wiem za to, gdzie jest bulwar. W okolicy stadionu. Chłopak pewnie oglądał mecz piłki nożnej z szalikiem niewłaściwej drużyny i właśnie ponosił tego konsekwencje. Nie chciałam go oceniać. Chciałam za to opanować strach, że to tylko głupi żart i to ja niedługo będę odczuwała jego największe skutki.
CZYTASZ
Długość chwili
Kısa HikayeOpowiadanie powstało na rzecz wyzwania literackiego „Kreatywne spojrzenie", którego głównym założeniem jest rzucanie tak zwanych haseł - trzech słów, pozornie ze sobą niezwiązanych. By wziąć udział w takim comiesięcznym wyzwaniu, należy stworzyć i...