3. Szantaż.

105 5 3
                                    


Przez kilka następnych dni panowała dziwna atmosfera, chociaż rodzice starali się zachowywać jak zwykle to córka znała ich zbyt dobrze, by nie dostrzec rozczarowaowania. Czuła się z tym źle. Nienawidziła gorzkiego poczucia zawodu. Nigdy nie chciała zawieść nikogo ze swoich bliskich. Zawsze starała się robić wszystko by byli z niej zadowoleni, a teraz, jednym nieuważnym uczynkiem, zmarnowała to co osiągnęła. Pocieszała się tym iż nie zostanie sama ze swoim problemem. Z dzieckiem. Z odpowiedzialnością.

Wreszcie w połowie października. W piękny, słoneczny jesienny dzień postanowiły pojechać do Wrocławia. Umówiły się tam z kuzynką. Ta miała dla obu dobre wiadomości. Zdobyła informacje na temat ojca dziecka. Konkretnie namierzyła jego chawirę.

Dwie i pół godziny później siedziały w samochodzie przed ogromną willą z biało- brązowo-czarnych belek. Willa miała dwie kondygnacje. Ogromną czarną imponującą bramę wjazdową i zadbany ogród z własnym sadem.

Włączyły radio w pożyczonym wozie. Znalazły chrupki. Zjadły je.

Przez długi czas nic się nie działo. Kilka razy wysiadały by rozprostować nogi. Wreszcie zrobiło się ciemno i zamierzały już odjechać, kiedy pod dom podjechał samochód. Zielony, elegancki mercedes. Chwilę później zniknął za bramą. Obie wymieniły znaczące spojrzenia. Wysiadły i ruszyły w kierunku bramy.

- Pójdę sama – oznajmiła niespodziewanie Ewelina. Zerknęła na dom. – To moja szansa. Muszę to zrobić w samotności.

- Dobrze, jak chcesz.

Wzięła głęboki oddech i rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie. Minęły tygodnie, a ona chyba zaczynała powoli widzieć na końcu tego przerażającego tunelu małą iskierkę nadziei. W końcu rozwijało się w niej nowe życie, a ona będzie dla córki lub syna najlepszą mamą na świecie. Przerwie studia, ale w przyszłości na nie wróci i je ukończy. Nacisnęła dzwonek domofonu. Rozległa się przyjemna muzyczka, a po chwili usłyszała głos kobiety.

Oszołomiona rozgadała się po eleganckim, pięknym wnętrzu wykonanym z wyrafinowanym gustem. Meble w ciemnym, mahoniowym kolorze, wazy z kwiatkami, puchary, zdjęcia zawieszone na ścianach, Jasnoczerwony dywan. Wielki, płaski telewizor. Kanapa ze skóry przykryta białym kocem w czerwono-złote prążki.

- Przepraszam, już jestem – odezwała się przesłodzonym głosem gospodyni. Eugenia Oliwka była kobietą o zbudowanej sylwetce, zadbanej cerze, zimnym, czystym spojrzeniu i zaciętości wypisanej na twarzy. Onieśmielona Ewelina zlustrowała stojącą przed nią dziewczynę. Bordowa garsonka, spódnica o kilka odcieni jaśniejsza i buty na wysokich obcasach. Gęste, ciemne pukle włosów poprzetykanie tu i tam zaczątkami siwizny opadały na plecy. Kobieta musiała być zbliżona wiekiem do matki Eweliny, ale wcale nie wyglądała. Zero zmarszczek, ładna, zdrowa cera i zadbane, pomalowane paznokcie. W uszach kolczyki. Wyglądała niezwykle wytwornie. – Mówisz, że znasz mojego Jacka? On w przyszłości zostanie wielkim, sławnym na cały świat sportowcem - pięła z zachwytem i uwielbieniem. I nagle przeszyła spojrzeniem siedzącą przed nią dziewiętnastolatkę. – Ale ty chyba nie jesteś jego dziewczyną, co? – dodała z zimną furią.

Ewelina zamarła.

- Nie, z kimś takim na pewno nie związałby się mój syn – prychnęła i pokiwała głową. – Nawet nie umiesz się wysłowić.

Umilkła i uparcie czekała na słowa swojego niechcianego gościa. Nie doczekała się. Westchnęła poirytowana.

- Za tym po co przyszłaś? – zapytała niemal pogodnie.

Życzenie.Where stories live. Discover now