Chapter 14.

5.6K 221 8
                                    

Stałam pod dużym prysznicem dopóki woda z czerwonej nie zrobiła się różowa, by po chwili spływała z mojego ciała już całkiem czysta. Namydliłam się żelem pod prysznic o bardzo ładnym zapachu, którego nie mogłam zidentyfikować, a włosy potraktowałam jabłkowym szamponem, którego zapach znałam już z bujnych loków Harry’ego, który przygarnął mnie do siebie.

Kolejna fala gorącej wody zmyła ze mnie powstałą pianę. Rozkoszowałam się przez moment ciepłem, którego brakowało mojemu organizmowi w czasie, gdy zamknięta byłam w zimnej piwnicy.

Zwykle nie lubiłam patrzeć w lustro i unikałam tego jak ognia, ale teraz jeszcze bardziej pragnęłam by to olbrzymie łazienkowe lustro zniknęło. Nie było możliwości, chyba że chodziłabym z zamkniętymi oczami, ale raczej naraziłabym siebie na większe siniaki, a pomieszczenie, które było fantastyczne – duże, przestronne, z dwoma umywalkami, w tajemniczej czerni i bieli – na całkiem spore straty.

Wspomniane lustro zajmowało całą ścianę po lewej stronie od wejścia, czyli aktualnie znajdowałam się naprzeciw niej co było cholernie przytłaczające.

Wyszłam przez drzwi kabiny na chłodną powierzchnię grafitowych płytek, na których pozostały wodne ślady moich stóp. Wytarłam ciało bardzo, bardzo miękkim i puszystym ręcznikiem, który Harry przekazał mi przed wejściem do łazienki wraz z czarną koszulką i bokserkami tego samego koloru.

Z podłogi starłam wodę, która pokrywała kawałek płytki i postanowiłam stawić sobie czoła przed lustrem.

Zilustrowałam się od dołu do góry. Do pewnego momentu nie było najgorzej. Bluzka Harry’ego zakrywała pół mojego uda, a bokserki, które w moim przypadku pełniły rolę spodenek przykrywały drugą połowę lecz niestety nie ukryły dużych fioletowych siniaków na mojej lewej łydce.

Bransoletka jaką nosiłam na kostce tej samej nogi wcześniej wbiła się w moją skórę i pozostawiła na niej blado-czerwony odcisk łańcuszka.

Pociągnęłam za rąbek koszulki by zobaczyć dokładniej to co zobaczyłam gdy mydliłam ciało pod prysznicem, to co zrobił Will, gdy przyłożył swoją pięść do tej części mojego ciała.

- O cholera! – westchnęłam, a mój głos rozniósł się po akustycznych ścianach przestronnego wnętrza.

Ten siniak był dużo większy niż się spodziewałam. Pokrywał cały obszar od prawego biodra do pępka.

Nie chciałam już na to patrzeć. Nie chciałam, żeby ktokolwiek na to patrzył. Nie dość, że już z całego serca nienawidziłam swojego ciała to jeszcze ktoś postanowił dodać „trochę syfu do mojego gównianego życia”1 i sprawił bym znienawidziła siebie jeszcze bardziej.

Myślałam, że moja twarz będzie wyglądać znacznie gorzej, ale gdy przyjrzałam się odetchnęłam z ulgą i nawet się do siebie uśmiechnęłam.

Z mojej wargi nie leciała już krew, ale była lekko opuchnięta podobnie jak policzek, który pokrywał fioletowy ślad od kącika ust do jego połowy. Mimo wszystko zewnętrznie wyglądałam znośnie, co innego można było powiedzieć o moim stanie emocjonalnym.

Przypomniały mi się wspomnienia, które za wszelką cenę próbowałam wyprzeć z głowy, które wróciły do mnie i odczuwalne były z podwójną siłą.

Nie raz do domu wracałam z podkrążonymi i czerwonymi od płaczu oczami, których powodem była szkoła. Tak jest. Szkoła, która przez wielu nauczycieli i rodziców w tym również moich uważana była za drugi dom. Nie sądzę, żeby podtrzymali to zdanie gdyby dowiedzieli się co pewna grupka robi z ludzi. Z kilkorgiem wybranych. Wybranych, lecz w złym znaczeniu tego słowa, a dokładniej Wybranych do znęcania się psychicznego i fizycznego. Jedną z wybranych byłam ja, a już wkrótce pasmo moich ciągłych nieszczęść miało powrócić, gdy pierwszego dnia po zimowych feriach pojawię się w liceum, do którego uczęszczali tylko najlepsi uczniowie, których wychowawcy mianowali mianem „dumy miasta”.

in cage ¬ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz