-12-

7.1K 470 67
                                    


12.



- Dlaczego wybierasz zielone? - zapytała Victoria.

- Bo to moje ulubione - odparł Jake.

- A jak ja też bym je lubiła?

- To byśmy musieli jechać do sklepu po więcej.

Viki popatrzyła na niego wielkimi oczami.

- Nie podzieliłbyś się ze mną? - zapytała zdziwiona.

- Oszalałaś? Przecież to moje ulubione - zawołał głośniej niż powinien.

- Ale mama mówi, że trzeba się dzielić!

- No dobra, ale bez przesady- wymamrotał.

"Ile ona ma lat? Na pewno tylko cztery?"- zdziwił się Jake, bo rozmawiało się z nią jak ze sporo starszą dziewczynką.

Wrzucił sobie do ust kilka sztuk żelków i z powrotem spojrzał na ekran.

- Nie łapię o co tu chodzi? - odezwał się nagle.

- Co nie robisz? - teraz to ona się zdziwiła.

- Jake nie rozumie o co chodzi w tej historii - odparł Timothy, siedzący obok.

- Jak możesz nie wiedzieć, głuptasie! - Zachichotała Victoria, poprawiając się na kanapie. - Lucy przeszła na stronę Belli i razem z Pinky i Jess walczą przeciwko Złej Wiedźmie. Przecież to oczywiste!

Jake spojrzał na Viki i niemal wybuchł śmiechem. Ta mała ma chyba bardziej rozwiniętą mowę i rozumowanie niż Bob Jenkins. Nina mówiła, że jest wdową od kilku lat, więc wychowywała dzieci sama.  I świetnie jej to wyszło, bo dzieciaki ma niezwykle błyskotliwe.

                                                                                    ***

Nina nie mogła uwierzyć, że może się wzruszyć tak głupią sceną jak ta, którą zobaczyła  w salonie. Dorosły mężczyzna, w dodatku nie byle jaki, bo taki na którego widok miękły jej kolana, siedział z jej córką na kanapie i oglądał bajkę o wróżkach. W dodatku udawał, że to jest dla niego zbyt trudne do pojęcia i musiała mu wszystko wytłumaczyć. Wyglądał na absolutnie zachwyconego Victorią. Nina wiedziała, że Jake zaskarbił sobie przychylność Victorii już wtedy w sklepie, kiedy stanął między dziećmi, a tamtym mężczyzną, od którego zalatywało alkoholem. To w tamtej chwili Jake stał się dla Viki bohaterem o jakim marzyła, bo tyle razy słyszała od dzieci na placu zabaw, że tatusiowie są superbohaterami i bronią dzieci przed złymi potworami. Timothy już był w stanie zrozumieć co się stało Brandonowi. Victoria wiedziała, ale nie pojmowała faktu, że swojego taty już nigdy nie zobaczy. I dlaczego nie ma ojca, skoro inne dzieci mają.

Nina musiała na moment odwrócić od nich wzrok. Była wściekła, że tak często się teraz rozkleja i domyślała się, że to ma związek z poczuciem bezpieczeństwa jakiemu dała się zmylić. Nie mogła zagwarantować ani sobie ani dzieciom tego komfortu, jednak to okazywało się silniejsze niż powinno. Zwłaszcza w takich momentach jak ten, kiedy Victoria promieniała szczęściem.

Dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Aż podskoczyła w miejscu i zaczęła się trząść. Timothy podniósł się na kanapie i to spowodowało, że Jake spojrzał w kierunku Niny. Już dawno nie widział, żeby ktoś tak się wystraszył. Jakiegokolwiek skurwiela Nina tak się boi, Jake był gotów stanąć między nimi. Nie żeby jakoś specjalnie się tym interesował.

- Mam otworzyć? - zapytał, zanim palnął się w łeb.

Ale Nina wydawała się tego nie słyszeć, bo ktokolwiek był po drugiej stronie drzwi znów nacisnął dzwonek i Nina zbladła tak, że mogła spokojnie grać Królewnę Śnieżkę bez charakteryzacji. Jake wstał więc i ruszył w stronę drzwi. Nina za późno się zorientowała co się dzieje i dopiero, kiedy przechodząc obok niej otarł się o jej ramię swoją ręką odzyskała głos:

- Nie! - zawołała, ale było za późno.

Jake z bojowym nastawieniem otworzył drzwi, żeby po drugiej stronie zobaczyć swojego brata. James nie wydawał się zaskoczony jego widokiem, bo przecież mercedes z warsztatu ciągle stał przed domem.  Za to Jake jego się tutaj na pewno nie spodziewał, a Nina tym bardziej. Wychyliła się zza mężczyzny i uśmiechnęła się szeroko.

- Nina, Jake. - James skinął głową.

- Hej - odparła kobieta, nadzwyczaj radosna.

Jake znów się zezłościł i serce zaczęło mocno uderzać w jego żebra. Zrobiło mu się duszno, mimo otwartych drzwi wpuszczających świeże powietrze. Cofnął się by zrobić miejsce bratu i wrócił na moment do salonu.

- Viki, muszę już iść - powiedział do dziewczynki i złapał swoją kurtkę.

Nie miał zamiaru patrzeć jak niekomfortowo będzie się przy nim czuła Nina, kiedy pewnie chciałaby zostać z Jamesem sam na sam. Nie żeby go to obchodziło co się  dzieje między tamtą dwójką.

- Już? - zapytała zawiedziona. - Ale to dopiero połowa!

- Może innym razem - odparł.

Uśmiechnął się ciepło i wrócił do przedpokoju, gdzie James coś cicho tłumaczył Ninie.

- Pójdę już - wymamrotał, nie  mogąc spojrzeć na drugiego mężczyznę.

Sytuacja była absolutnie do dupy, bo przecież James to jego brat i Jake nie miał zamiaru z nim rywalizować. Zbyt wiele szeryf poświęcił dla nich, żeby teraz młodszy brat bezczelnie wchodził mu w drogę.

- Już? - Nina zapytała niemal takim samym tonem jak Victoria.

- Mhm - odparł, wsuwając swoje trapery.

- Widzimy się na kolacji, bracie. - Uśmiechnął się James.

- Jasne. Narka - odparł Jake beznamiętnie i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

Potrzebował treningu, żeby  tej złości jaką w sobie czuł nie wyładować na Jamesie dziś wieczorem. Nawet nie był pewien czy to dobry pomysł, żeby się  z nim później widzieć. Być może będzie musiał wymyślić jakąś wymówkę,  żeby tylko nie musieć uważać na swoje zachowanie wobec Jamesa. Ta cała sytuacja była tak frustrująca, że Jake potrzebował zapomnieć.  Był skołowany, bo z jednej strony głos rozsądku podpowiadał mu żeby nie wchodzić między  brata a Ninę. Z drugiej strony ona miała w sobie coś takiego, że zaryzykowałby ciężko odzyskaną po wypadku rodziców równowagę w rodzinie. Nie chodziło tu o wygląd Niny. Chociaż miała przyjemne ciało, drobne, ale proporcjonalnie zbudowane. Jake widział w niej coś innego. Małą wojowniczkę chroniącą swoje dzieci i siebie przed złem tego świata. Z całej siły odganiał od siebie myśli, że ktoś może im zagrażać.  Z żalem pomyślał, że James wie o niej o wiele więcej. Jake też chciał wiedzieć, ale nic nie mógł poradzić na to, że ta kobieta nigdy mu nie zaufa.  Zachowanie Jake'a i to, że flirtował z połową kobiet w tym mieście, wcale nie pomagało. Nie spał z nimi wszystkimi, nie był mężczyzną tego typu. Ale flirt to co innego. Wsunięcie dłoni pod bluzkę na nagie plecy, dotknięcie uda czy niewinne pocałunki. To lubił, bo lubił kobiety. Zaczął je lubić po tym, jak wszystkie próby odnalezienia siebie w świecie bez rodziców, zawiodły. Kobiety pozwalały mu zapomnieć o tym, że jest sam. Mógł mieć starszego brata, starszą siostrę, ale to nie miało znaczenia. Oni nie mieli tego tak potrzebnego mu w rozchwianym emocjonalnie życiu nastolatka autorytetu. Potrafił zaśmiać im się w twarz, kiedy któreś z nich chciało go zganić za kolejny powrót do domu w stanie takiego upojenia, że szedł po schodach na czworakach i potrafił spaść z samej góry. Valerie i James włożyli mnóstwo pracy, czasu i nerwów w wychowanie młodszych braci i Jake, Jack i Mały Joe byli im teraz za to cholernie wdzięczni. Jednak brak rodziców odbił się na każdym z nich w inny sposób i zupełnie inaczej sobie z tym radzili. W przypadku Jake'a to właśnie James i jego propozycja wspólnych treningów odegrała wielką rolę. Nie mógłby teraz stanąć na drodze starszemu bratu, zwłaszcza, że James zawsze wybierał swoje rodzeństwo ponad kobietami, jakie pojawiały się w jego życiu. Być może Nina jest tą jedną jedyną w życiu szeryfa?


In amore (Seria White cz. 3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz