– Dysza do wymiany, dwa przewody i żarówki do kontrolek...- mruczał pod nosem Marco, pochylając się nad biurkiem i zapisując wymieniane przez siebie przedmioty na kartce.- Coś pominąłem?
– Nie widzę manetki do przepustnicy – rzuciłem, przeglądając jedną z szuflad biurka, w której, jak chwilę wcześniej powiedział mi Marco, powinienem takową znaleźć.- Możesz dopisać ją do listy. Kto zajmuje się kupowaniem sprzętu dla mechaników?
– Mamy wyznaczanych kilka osób, które zaopatrują Siły Powietrzne – odparł podporucznik.- W tym mój znajomy, którego poprosiłem o węgiel dla ciebie. Co jakiś czas wyjeżdżają w głąb miasta, a czasem nawet muszą jechać aż do Sina, by zdobyć potrzebne nam materiały.
– Czy przywożenie na tereny wojska czegoś innego niż te materiały nie jest przypadkiem nielegalne?
– Zależy co się przywozi – odparł w zastanowieniu mój instruktor.- Oczywiście wszystkie wozy są najpierw przeszukiwane, a dopiero później wpuszczane przez główne bramy. Takie przedmioty, jak puszka z węglem i kredkami nie jest czymś zakazanym – dodał z uśmiechem, prostując się i spoglądając na mnie.- Dlaczego pytasz? Czyżbyś obawiał się, że skonfiskują ci twoje przybory do rysowania?
– Nie, to nie do końca tak.- Pokręciłem przecząco głową, zasuwając szufladę.- Po prostu zastanawiałem się... tak czysto teoretycznie... wiesz, kiedy skończą mi się puste kartki w moim szkicowniku, czy mógłbym w taki sposób kupić sobie nowy? Oczywiście zapłaciłbym za niego.
– Kończy ci się szkicownik?
– Jeszcze nie, ale za jakiś czas na pewno.
– Hmm...- Marco zmarszczył lekko brwi, opierając się tyłem o biurko i spoglądając na mnie podejrzliwie.- A skąd weźmiesz na to pieniądze?
Przełknąłem ciężko ślinę, zdając sobie sprawę z tego, że popełniłem drobną gafę. Szeregowi, kaprale i sierżanci nie otrzymywali wynagrodzenia, a jedynie lepsze warunki mieszkalne w wojsku – chyba, że odchodzili już na emeryturę. Dopiero stanowisko podporucznika pozwalało na więcej. Niżsi rangą żołnierze mieli tylko jeden sposób, by zdobyć pieniądze – hazard i handel.
Oba były nielegalne.
– Cóż, ja... - zacząłem, czując wypieki na twarzy. Uciekłem spojrzeniem od Marco, szukając pomocy w otoczeniu.- Z-zostało mi trochę z czasów, kiedy... przy-przybyłem do wojska...
– Akurat – parsknął Bodt, kręcąc z rozbawieniem głową.- Nie przejmuj się, Jean, sam byłem kiedyś szeregowym, więc wiem, jak się zdobywa pieniądze. Każdy to tutaj wie. Właściwie to powinienem przeprowadzić małe dochodzenie, ale jeśli zapewnisz mnie, że nie jest to coś naprawdę złego, to dam sobie spokój.
– To nie jest nic złego – odparłem, wzruszając ramionami.- Nie znam innego sposobu na zarobek, niż rysowanie.
– Rysowanie?- zdziwił się Marco, patrząc na mnie wielkimi oczami.- Myślałem... myślałem, że uważasz to za coś bardzo osobistego.
– To, co rysuję dla siebie to i owszem, jest osobiste – mruknąłem, drapiąc się z zażenowaniem po głowie.- Ale jeśli mam narysować za drobną opłatą coś narzuconego przez kogoś, to już nie.
– Więc... rysujesz coś tak jakby „na zlecenie"?
– Można tak powiedzieć – przytaknąłem.
– O co proszą cię żołnierze?- zaciekawił się Marco, uśmiechając lekko.
– Hmm...- Zastanowiłem się przez chwilę.- O całkiem proste rzeczy. Najczęściej o narysowanie ich rodziny. Dają mi stare zatarte zdjęcia, opisując to, czego już na nich nie widać. Czasem jest to dom, czasem córka, czasem żona, albo rodzice... Niekiedy proszą o coś mniej związanego z bliskimi, jak na przykład motyle, albo zachód słońca nad morzem, czy też wielkie drzewo nad jeziorem. Czasami są to wspomnienia, czasami marzenia – dodałem, wzruszając ramionami.
CZYTASZ
Mechanizm uczuć ||Jean x Marco||
FanfictionRok 535 Nowej Ery - trwa wojna. Dziewiętnastoletni Jean Kirstein, po zakończeniu trzyletniego obozu treningowego, jako jeden z najlepszych kadetów przystępuje do oddziału Sił Powietrznych, mając nadzieję na zostanie pilotem. Rozpoczyna szkolenie pod...