Byłem jedyną nie wyglądającą na zrelaksowaną osobą w pomieszczeniu o białych ścianach.
To uczucie było dla mnie zupełnie nowe i nie byłem pewien, czy spodoba mi się zbieranie doświadczeń, o których wspominała wcześniej porucznik Hanji. Widziałem na jej twarzy zaskakująco miły uśmiech, kiedy przechadzała się powolnym krokiem wzdłuż stołu, przyglądając się leżącym na blacie narzędziom.
Co dziwniejsze, Lucas wyglądał podobnie. Nie uśmiechał się, ale on także nie był nawet odrobinę zaniepokojony tą sytuacją. I nie chodziło tylko o to, że „nie wyglądał, jakby się denerwował". On naprawdę się nie denerwował – jego mina wyrażała wręcz znudzenie, wzrok miał obojętny, zupełnie jakby to, co miało się lada moment wydarzyć w tym pomieszczeniu, było dla niego tak oczywiste i normalne jak oddychanie.
– To co?- zagadnęła Hanji, wciąż zwrócona plecami do jeńca.- Może na początek zdradzisz swoje imię? Nie chciałabym zwracać się do ciebie bezosobowo, drogi przyjacielu.
Stojąc na początku długiego stołu, najbliżej drzwi, odwróciłem wzrok i spojrzałem na siedzącego na krześle mężczyznę. Wzdrygnąłem się, zdając sobie sprawę z tego, że smętne spojrzenie zdrowego oka wbija we mnie. Jego napuchnięte wargi były wilgotne od śliny i krwi, a ponieważ miał je delikatnie uchylone mogłem dostrzec, że brakuje mu jednego z górnych przednich zębów.
– Hmm?- Zoe odwróciła ku niemu głowę, uśmiechając się przyjaźnie.- Nie powiesz? Przecież to tylko imię!
Mężczyzna oddychał świszcząco, cicho, lecz nie wypowiedział ani słowa. Zmarszczyłem lekko brwi. Nadal mi się przyglądał i zacząłem się obawiać, że być może skądś mnie zna. Skoro najprawdopodobniej walczyliśmy z naszym narodem, ten człowiek równie dobrze mógł być z Trostu i kojarzyć obdartego dzieciaka, który coś mu zwinął.
Z jakiego innego powodu miałby przyglądać mi się tak uważnie?
– No dobrze, w takim razie będę dalej nazywać cię „przyjacielem"!- stwierdziła z westchnieniem Hanji, odwracając się ku niemu i podchodząc bliżej. Stanęła w bezpiecznej odległości, choć ręce mężczyzny związane były za oparciem jego krzesła, kostki zaś do jego odnóży.- Chciałam zacząć od czegoś niewymagającego, żebyśmy, no wiesz, nawiązali miłą rozmowę...- Pochyliła się lekko, opierając dłonie o kolana.- Ale chyba jesteś nieśmiały, co?
Mężczyzna w końcu odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał w bok, odwracając twarz również od Hanji. Pani porucznik uśmiechnęła się, a potem wyprostowała i zaczęła okrążać jeńca, przemawiając sympatycznym tonem, niczym lubiana nauczycielka czy sąsiadka:
– Nie spodziewałam się, że tak szybko zdołacie przejąć Trost i ruszyć na Ehrmich. Musisz być zadowolony z siebie i swoich przyjaciół, skoro tak szybko przesuwacie linię frontu na naszą niekorzyść. Przejęliście już prawie całe terytorium Marii, wasza siła jest zaskakująco przytłaczająca. Jako doświadczony żołnierz nie mogę się powstrzymać, by pochwalić was za strategię i umiejętności.- Hanji okrążyła go i znów stanęła przed nim.- Zastanawia mnie, jak nazywa się wasz strateg, bądź stratedzy. Och, oczywiście, nie musisz mówić mi tego teraz. Ważniejsza byłaby raczej informacja dotycząca waszego pochodzenia. Mówicie w naszym języku, ale zgaduję, że jesteście mieszanką narodowości, tak jak i my. Pytanie więc, czy zbiegliście z terenów naszego kraju i osiedliliście się na zdatnych do zamieszkania terenach, czy może jednak pochodzicie z zupełnie innego świata? Wiadomo nam o kilku innych ziemiach poza granicami naszego kraju, które zostały osiedlone, ale do tej pory prowadziliśmy nad nimi kontrolę. Powiedz mi, przyjacielu... Jesteście osobnym narodem, czy może połączyliście siły z innymi, aby zapanować nad naszym? Czy to z nienawiści, ponieważ byliście pod naszą stałą obserwacją?
CZYTASZ
Mechanizm uczuć ||Jean x Marco||
FanfictionRok 535 Nowej Ery - trwa wojna. Dziewiętnastoletni Jean Kirstein, po zakończeniu trzyletniego obozu treningowego, jako jeden z najlepszych kadetów przystępuje do oddziału Sił Powietrznych, mając nadzieję na zostanie pilotem. Rozpoczyna szkolenie pod...