Rozdział dziewiąty

1K 156 91
                                    


Pogoda za oknem wyjątkowo odzwierciedlała mój własny humor – ciemno, pochmurno, chłodno i deszczowo. Jedyne, za co byłem wdzięczny to za to, że panowało lato, dzięki czemu chłód był bardziej przyjemny niż dotkliwy. Ale, choć moje szkolenie odbywało się pod dachem, z doświadczenia wiedziałem, jak uciążliwe są treningi w deszczu.

– Współczuję wam dzisiejszego treningu – mruknąłem podczas śniadania do Bertholdta i Reinera, z którymi jak zawsze siedziałem przy stole.- Nie zanosi się na to, żeby pogoda szybko się zmieniła.

– Akurat dzisiaj to może sobie lać cały dzień – odparł Reiner, wycierając chlebem talerz, na którym pozostała odrobina masła.

– Dzisiaj zamiast treningu mamy szkolenie w halach – z objaśnieniami przyszedł mi na pomoc Bertholdt. Uniosłem pytająco brwi, czekając na szczegóły.- To taka jakby typowo szkolna lekcja. Przyjrzymy się z bliska samolotom naszych Sił Powietrznych, poznamy paru pilotów, opowiedzą nam o misjach i takie tam różne.- Bertl wzruszył lekko ramionami.- Ponoć ma się również zjawić sam porucznik Church.

– A najlepsze w tym wszystkim jest to – powiedział Reiner, celując we mnie nożem.- Że będziemy mieli okazję polecieć samolotem z którymś z pilotów.

– O ile wykażemy się wiedzą i ambicją – dodał z uśmiechem Hoover.- Są tacy, którzy przybyli do Sił Powietrznych tylko po to, by grzać tyłek w bezpieczniejszym miejscu niż Siły Lądowe, a są tacy, którzy naprawdę pragną walczyć za kraj i jednocześnie ich marzeniem jest latać w przestworzach.

– Wystarczy odrobina zainteresowania i lekkie obeznanie w temacie, a ten kto dziś odpowie na pytania, będzie mógł polecieć!- dokończył Braun z szerokim uśmiechem na twarzy.- Oczywiście, ja i Bertl będziemy najlepsi!

– To się okaże – westchnął Hoover z odrobiną rozbawienia w głosie.

– Póki co w naszej grupie tylko my jako tako okazujemy entuzjazm na myśl o lataniu samolotami – burknął Reiner.

– To nie oznacza, że nie ma wśród nas mądrzejszych – zauważył Bertholdt, spoglądając na przyjaciela.

– Co za różnica, i tak to my dzisiaj polecimy, i tak!

Przyglądałem im się podczas tej wymiany zdań, zastanawiając się, czy oni przypadkiem również nie są parą. Od wczorajszego wieczora, kiedy zobaczyłem Farlana i Marco tak blisko siebie, nie mogłem pozbyć się z głowy tamtego obrazu, a fakt ten dodatkowo powodował, że niemal w każdym facecie widziałem geja.

– No a gdzie macie to szkolenie?- zapytałem, kończąc już swój posiłek, na który składały się dwie pajdy chleba, kawałek szynki oraz sera i dwa gotowane jajka.

– W halach lotniczych – odpowiedział Bertholdt.

– W halach?- powtórzyłem, zdziwiony.- Nic o tym nie wiedziałem...

– Nasza grupa jest spora i przydzielili nas po dwadzieścia pięć osób na halę , ale chyba nie wliczyli w to tej, w której ty masz szkolenie – powiedział Hoover w zamyśleniu.- Tak mi się przynajmniej wydaje, chyba nie słyszałem, żeby instruktor przypisał tam którąś z grupek. Nas przydzielono do czwartej – dodał, układając na tacy talerz oraz kubek po herbacie.

Zastanowiłem się przez chwilę. Właściwie to byłoby mi nawet na rękę, gdybyśmy tego dnia mieli w hali inne osoby na szkoleniu. Dzięki temu, nawet jeśli nie uniknąłbym tym sposobem rozmowy na temat Marco i Farlana, to przynajmniej odłożyłbym ją na później i dał sobie odrobinę więcej czasu na przeanalizowanie tego wszystkiego.

Nie czułem się obrzydzony, ale to nie oznaczało, że jednocześnie pogodziłem się z takim obrotem spraw. Życie Marco to jego sprawa, ale mimo wszystko...

Mechanizm uczuć ||Jean x Marco||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz