Ciężko było mi ukryć irytację, kiedy następnego dnia dowiedziałem się, że moje spotkanie z Marco będzie musiało jeszcze poczekać.
Gdy popołudniem, około godziny piętnastej, wylądowaliśmy wraz z panią porucznik Hanji w Utopii, chciałem pędzić do mojego mentora natychmiast, w chwili, w której tylko postawiłem swoją nogę w hali numer cztery. Rozglądałem się zawzięcie z nadzieją, że Marco sam dowiedział się o moim powrocie i przyszedł mnie przywitać, lecz niestety, nigdzie nie było go widać.
Zatrzymała mnie sama pani porucznik Hanji, kiedy próbowałem pożegnać ją salutem.
– Chyba nie sądzisz, że polecisz teraz do swojego pokoju i walniesz znowu w kimę, Jeaneczku?- zapytała matczynym tonem, biorąc się pod boki.- Musimy w tej chwili zjawić się u Levi'a i złożyć mu raport, inaczej obu nas ze skóry obedrze! I nie myśl, że używam metafory. No chodź, chodź!- zawołała, biorąc mnie pod ramię i ciągnąc za sobą.
– Czy wysłała pani raport na temat odnalezienia mnie, pani porucznik?- zapytałem.
– Tak.- Skinęła głową.
– To...
– Mam go przy sobie.
– Proszę?!
– Och, stwierdziłam po prostu, że skoro i tak wracamy do Utopii, to nie ma sensu wysyłać raportu poprzez zwiadowcę! Samolotem i tak dotarłoby szybciej, poza tym Levi nie znosi papierkowej roboty, i tak będziesz musiał mu się wyspowiadać, bo nie będzie mu się chciało czytać całego raportu.
Wydałem z siebie dyskretne westchnienie i wywróciłem oczami, starając się nie okazać po sobie irytacji. Skoro szanowny kapitan Levi nie lubi czytać raportów, to po co w ogóle zgadzał się na zostanie kapitanem?! Pewnie on też, podobnie jak ja, dostał takie stanowisko, bo pozostali byli gorsi...
Skarciłem się w duchu za tę myśl. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kapitan Levi to świetny żołnierz i na stanowisku kapitana sprawuje się bardzo dobrze. Po prostu przemawiała przeze mnie gorycz, ponieważ odciągano mnie od spotkania z Marco, na które czekałem przecież kilka dni.
Bodt pewnie cały czas sądził, że nie żyję – zakładając, że się o tym dowiedział. Choć może jednak nie udało mu się dotrzeć do raportu porucznik Hanji i żył w niewiedzy.
W sumie... fajnie by było, gdyby jednak myślał, że zginąłem. Ciekaw byłem, jaką zrobi minę na mój widok.
– No dobrze, Jeaneczku, składałeś już kiedyś raport Levi'owi, prawda?
– Tak, pani porucznik – odpowiedziałem.- Po mojej pierwszej misji.
– W takim razie wiesz, że Levi nie lubi urzędowych ceregieli – stwierdziła.- Pamiętaj więc, żeby pominąć swoje stanowisko, od razu przejdź do złożenia raportu. Na chwilę obecną Levi jest przekonany, że zginąłeś, dlatego zacznij historię od samego początku, czyli od momentu, w którym twój samolot został zestrzelony.
– Uhm, pani porucznik?- zapytałem cicho, kiedy stanęliśmy przed drzwiami prowadzącymi do biura kapitana Levi'a.
– O co chodzi?
– Czy powinienem powiedzieć o tym, że to jeden z naszych mnie postrzelił? Nie chciałbym chyba zrzucać winę na zmarłego...
– W ferworze walki często zdarza się przez przypadek postrzelić przyjaciela – odpowiedziała Hanji.- Mów tylko prawdę, Jean. Levi to mała żmija, zawsze wyczuje, kiedy człowiek coś przed nim kręci.
To powiedziawszy, Hanji zapukała do drzwi i od razu je otworzyła, przywołując na twarzy radosny uśmiech.
– Levi, dobre wieści! Jeaneczek jednak żyje!
CZYTASZ
Mechanizm uczuć ||Jean x Marco||
FanfictionRok 535 Nowej Ery - trwa wojna. Dziewiętnastoletni Jean Kirstein, po zakończeniu trzyletniego obozu treningowego, jako jeden z najlepszych kadetów przystępuje do oddziału Sił Powietrznych, mając nadzieję na zostanie pilotem. Rozpoczyna szkolenie pod...