Prolog

4.9K 296 107
                                    

*Severus*

Cisza.

Cisza jest gorsza niż hałas. To właśnie podczas ciszy człowiek czuje się tak przytłoczony i bezbronny. Przerażony. Myśli atakują, wyżerają go od środka, nie można od nich uciec. Cisza brzęczy w uszach bardziej niż najgłośniejszy huk. Cisza. Cisza czasem jest najcudowniejszą przyjaciółką, ale również najgorszym wrogiem.

Ciemność.

Kiedyś w ciemności wszystko wydawało mi się prostsze. Ciemność po prostu była, a ja z nią, nie smuciłem się, nie radowałem, nie myślałem. Tylko istniałem. Lubiłem ciemność. Jednak od jakiegoś czasu wzbudza we mnie lęk; razem z ciszą tworzą przerażający duet, który powoli zabija od środka wszelką nadzieję i radość – a te staram się oszczędzać.

Samotność.

Za dzieciństwa samotność była jedyną rzeczą, której pragnąłem. Kojarzyła mi się z ulgą, z bezpieczeństwem. Dzisiaj jest moim największym przekleństwem. Nie ma drugiej takiej rzeczy, której pragnę równie mocno, jak ciepła drugiej osoby obok mnie, jak delikatnego, nawet najbardziej subtelnego dotyku. Jednak jedyną istotą obecną w moim życiu jest czarny kot, który teraz leży u moich stóp i zupełnie mnie ignoruje.

Blade światło księżyca wlewa się przez okno do pomieszczenia i rzuca słabe światło na obskurne meble, podniszczony dywan i wychudzoną, zaniedbaną postać skuloną w fotelu. Jej twarz przypomina twarz kościutrupa: w oczach widoczna jest pustka, skóra niezdrowo blada, kurtyna tłustych włosów smętnie zwisa, sprawiając żałosne wrażenie. Tą postacią jestem ja.

Tak mija kolejny wieczór od mojego wygnania.

*James*

Ktokolwiek kiedyś powiedział, że dziecko jest największym szczęściem w życiu, na pewno nie miał na myśli, że to dziecko każdego dnia będzie przypominać ci o zmarłej przez nie żonie, a ty będziesz żyć w ciągłym strachu. A to, że zaś nie starczy pieniędzy, a to, że to dziecko znowu wypowie tak raniące cię słowa: Tatusiu, a dlaczego nie jesteś taki, jak inni? Nie żałuję urodzenia się Harry'ego. To mój syn i kocham go najbardziej na świecie, ale fakt – jest ciężko. Może gdyby cała sytuacja wyglądała inaczej... Gdyby Lily żyła, gdybym dalej miał swoją magię, gdybym miał zatrudnienie i nie musiał wiązać końca z końcem. Niestety, kto by wziął charłaka do pracy? Taki to do niczego nie jest potrzebny.

Poprawiłem się na kanapie i westchnąłem cicho. Harry piszczał radośnie, gdy pani Alice podrzuciła go kolejny raz do góry i złapała. Ta to ma siłę, pomyślałem. W sumie to trochę niepokojące, że emerytka ma więcej energii niż ja – zaledwie dwudziestopięcioletni mężczyzna o doskonałych warunkach fizycznych. Cóż.

    -Już, już... - pani Alice odstawiła Harry'ego na ziemię i poklepała go pieszczotliwie po policzku. – Później się pobawimy, dobrze? Ciocia musi porozmawiać chwilę z tatą.

Harry jęknął z niezadowoleniem i tupnął nóżką.

-Musisz? – zapytał, a w jego głosiku zabrzmiała błagająca nutka.

-Niestety. Ale za to później zjemy pyszny tort, co ty na to, kochanie?

Chłopiec zamyślił się na chwilę. Widać perspektywa słodkości go pociągała, ale z drugiej strony bardzo mu zależało na zabawie z panią Alice. Dziecięce dylematy, heh. Ostatecznie jednak chęć zjedzenia ciasta wygrała i Harry kiwnął główką, a następnie pobiegł do ogrodu z radosnym piskiem. Pani Alice zachichotała i odwróciła się w moją stronę. Jej błękitne oczy błyszczały sympatycznie.

-Słodziak z niego, nieprawdaż? – zagadnęła, dosiadając się do mnie.

-Oczywiście, w końcu to mój syn – odpowiedziałem z uśmiechem.

Kobieta zaśmiała się pod nosem, jednak po chwili spoważniała. Zaskoczyło mnie to; była typem osoby, która zawsze się uśmiechała i biło od niej matczyne ciepło, nie byłem przyzwyczajony do jej poważnej wersji.

-James – po jej tonie poznałem, że zaraz powie coś ważnego. – Widzisz, spotkałam niedawno znajomą z dawnych lat. Postanowiłam porozmawiać z nią trochę o tobie... Oczywiście mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe... W każdym razie podsunęła mi pewien pomysł.

Skinąłem głową na znak, by mówiła dalej. Zaintrygowała mnie.

-Co ty na to, żeby przeprowadzić się do mugolskiego świata?

Zaraz... Co?

Wybałuszyłem oczy. No tego to się nie spodziewałem. Jak to, miałbym porzucić magiczny świat, z którym zaznajomiony byłem od dzieciństwa?

-Żartuje pani?

-Ależ oczywiście, że nie. Osobiście uważam, że to świetny pomysł. Jesteś inteligentnym, krzepkim mężczyzną, szybko znalazłbyś pracę, a Harry, bez urazy, kochanie, nie będzie wystawiony na kpiny przez to, że jego ojciec nie ma magii.

Poruszyłem się na miejscu nerwowo. Nie chciałem tego okazywać, ale słowa kobiety mnie zabolały.

-Przecież to nie moja wina – powiedziałem oschle.

-Oczywiście, że nie – pani Alice uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Nie masz magii, ponieważ stanąłeś w obronie swojej rodziny przed samym Sam-Wiesz-Kim, to bardzo bohaterski czyn i prawdziwy cud, że przeżyłeś zaklęcie uśmiercające. Powinieneś dziękować, że na utracie magii się skończyło – jej głos nabrał surowych tonów. – Nie widzę powodu do śmiania się. Ale wiesz, dzieci są głupie.

Westchnąłem ciężko. Niby wiedziałem, że ma rację, powinienem dziękować Merlinowi, że udało mi się przeżyć zaklęcie zabijające i wyjść z tego tylko bez zdolności magicznych, ale i tak... To bolało. A przecież za czasów szkolnych moja przyszłość zapowiadała się tak cudownie: byłem popularny, przystojny, dobrze się uczyłem, miałem cudownych przyjaciół i dziewczynę. Więc dlaczego skończyłem jako samotny ojciec-charłak? Dlaczego?

-Zastanów się chociaż nad tym – pani Alice uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz swoim dobrotliwym, pełnym matczynego ciepła uśmiechem, zanim wstała z kanapy i podeszła do stołu, na którym leżało zakupione przez nią ciasto w plastikowym opakowaniu. – Harry, skarbie! Chodź na tort!

Po mugolsku - James x SeverusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz