Rozdział 26

2.4K 209 78
                                    


James*

Kiedy? Jak? Czemu?

Na żadne z tych pytań nie potrafiłem odpowiedzieć. Nie wiedziałem, ani kiedy się zakochałem w Snape'ie – może stopniowo, z każdym dniem to we mnie narastało? Nie wiem – ani w jaki sposób, ani z jakiego powodu. Bo czułem się samotny? Nie wydaje mi się. A więc czy naprawdę mógłbym obdarzyć uczuciem kogoś o tak paskudnym charakterze i niekoniecznie powalającym wyglądzie?

Korzystając z chwili prywatności, pozwoliłem moim myślom biegnąc własnym torem w nadziei, że pozwoli mi to opanować chaos w mojej głowie.

A więc zacznijmy od tego najważniejszego pytania, czy to naprawdę może być ,,to''.

Odpowiedź brzmi: tak. Za co? Nie wiem. To jest taka rzecz, którą człowiek po prostu wie. Z uśmiechem na ustach, pomimo całego surrealizmu stwierdza, że tak, to na pewno poprawna odpowiedź.

Czy Snape również coś do mnie czuje?

Może. Chętnie oddawał pocałunek, ale czy to mógłby być tylko instynkt? Albo po prostu poczuł przyjemność? Ale zakładając, że tak, to wyjaśniłoby jego ostatnie dziwne zachowania.

Czy chcę nawiązać z nim związek?

Zawahałem się. Nigdy nie byłem z mężczyzną, więc bałem się, jak to będzie wyglądało. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że nic się nie zmieni. No, może z wyjątkiem tego, że wtedy pewnie zaczęlibyśmy się całować i uprawiać seks. Zarumieniłem się z lekka na wyobrażenie mnie i Severus razem, ale jednocześnie wydała mi się to kusząca opcja. A więc odpowiedź znowu brzmi: tak. Raczej.

Czy dam radę? Czy Snape da radę?

Bałem się. Cholernie się bałem. I jednocześnie czułem się szczęśliwy. Ale na to pytanie nie potrafiłem dać jednoznacznej odpowiedzi. Będzie co ma być, to czas pokaże. Tak samo z tym, jak zareaguje Harry.

Przez chwilę próbowałem poukładać sobie w głowie też inne rzeczy, ale po chwili się poddałem. Przerastało mnie to. Najważniejsze sobie jako-tako poukładałem, nie muszę wiedzieć nic więcej. W tej sytuacji najlepiej zdać się na los.

Nastawiłem czajnik i z gulą w gardle wróciłem do salonu. Snape siedział na kanapie i popijał nerwowo resztki soku ze szklanki. Kiedy mnie zobaczył, wzdrygnął się i uśmiechnął. Zapewne miał być to uspokajający, zachęcający uśmiech, ale przebiły się przez niego jego własne obawy. I irracjonalnie poczułem się nieco lepiej. On też się martwi, ale także chce spróbować.

Usiadłem niepewnie po drugiej stronie kanapy.

I nic.

Tik, tak, tik, tak. Cisza między nami była ciężka, nerwowa, a odgłos zegara brzmiał głucho. Ile mogło minąć? Minuta, godzina? Przez chwilę zastanawiałem się, co robi Harry, kiedy potrzebny jest jego śmiech i głos rozbijający wszelkie napięcie. Dzisiaj kolega z przedszkola Harry'ego, Andrew, urządzał przyjęcie urodzinowe i mama owego kolegi miała nam przywieźć mojego syna dopiero po dwudziestej drugiej. Zerknąłem na zegar. Dwudziesta dwadzieścia siedem.

Mamy jeszcze duuużo czasu.

-Więc... - usłyszałem chrząknięcie. Spojrzałem na Severusa, który bawił się rąbkiem koszulki. – Więc co z nami będzie?

Westchnąłem.

-A co chcesz, by było? – odezwałem się po chwili milczenia, a mój głos zabrzmiał dziwnie chrapliwie.

-Umm... - zawahał się. – Cóż... A ty?

Znowu zapada cisza.

Poczułem, że mamy na myśli to samo, ale obaj boimy się powiedzieć to na głos. Tylko czego się boimy? Nie ma powodu. Ponownie westchnąłem i obrzuciłem mężczyznę przepraszającym spojrzeniem. Przepraszam, ale nie potrafię tego powiedzieć. Przepraszam, ale nie potrafię wyrazić swoich myśli na głos.

Po mugolsku - James x SeverusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz