Rozdział 28

2K 186 45
                                    

10 miesięcy później.

*James*

Harry bawił się surową brukselką. Co chwila wzdychał męczeńsko na wyobrażenie jej na swoim talerzu, w zupie czy też jakimkolwiek innym daniu, jakie postanowił przygotować dzisiaj Sev. Przyglądałem mu się nieuważnie. Byłem rozkojarzony, myślałem, jak przekazać TĘ informację Severusowi. Kiedy oznajmił, że idzie do supermarketu po kilka brakujących rzeczy, ucieszyłem się. W końcu miałem czas, by poukładać sobie wszystko w głowie. A tymczasem było nic.

Usłyszałem trzask otwieranych drzwi. Westchnąłem; pół godziny i nic nie postanowiłem.

-Jestem. Straszna kolejka była, a z ekspedientki taka jędza... Nie chciała wydać reszty, bo ,,za dużo roboty'' – Severus zmałpował głos kobiety i postawił siatki na stole. – Gdybym ja coś podobnego odstawił, szef zaraz by mnie wylał z roboty.

-Aha. To... fajnie.

-Ciekawe pojęcie według ciebie ma słowo ,,fajnie'' – prychnął. – O. Pokroiłeś kurczaka.

-No.

Harry upuścił jedną brukselkę na podłogę.

-Harry, nie baw się tym! – Zbeształ go Severus i schylił się po warzywo. Przyjrzał mu się, strącił jakiś pyłek i podstawił pod strumień wody z kranu. – Doprawdy, jak ojciec... - westchnął.

Po kilku sekundach ciszy zakręcił kran i odwrócił się do mnie. Zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.

-A tobie co? – Zapytał zjadliwie. – Ani nie rzucasz się z buzi na powitanie, ani nic nie mówisz. Nie mówię, że mnie to martwi, ale dziwnie się zachowujesz. Wszystko w porządku?

Zerknąłem na niego, by ocenić jego nastrój. Wydawał się całkiem wesoły. Teraz albo nigdy. Westchnąłem i zwróciłem się do Harry'ego.

-Harry, odrobiłeś już lekcje? Chodzisz już do zerówki i nie możesz się obijać.

-Ale pani Angelika kazała nam tylko przeczytać ten wierszyk o lisie i winogronach. Ja już go przeczytałem.

-No to przeczytaj jeszcze raz. Proszę. – Dodałem, gdy otworzył usteczka, by zaoponować. Zerknąłem znacząco na opierającego się o zlew Severusa. Harry zrozumiał niemy przekaz, zamknął usta i zerknąwszy na nas z niepokojem po raz ostatni, wyszedł z kuchni.

Zapadła cisza. Oparłem się o blat stołu i zacząłem obgryzać paznokieć u kciuka, zastanawiając się, czy na pewno powinienem to mówić. Czy warto. Jak zareaguje. Jak ubrać to w słowa. Sev opierał się o zlew z założonymi na piersi rękami i uniesioną brwią. Mimo tej postawy wyczuwałem jego niepokój.

W końcu odchrząknął.

-No więc?

Przygryzłem wargę.

-Widzisz... - nie mogąc znieść napięcia, sięgnąłem po jabłko. – Jakby to...

-Po prostu to powiedz. Ty chyba... Nie chcesz ze mną zerwać? – Ściszył głos i poruszył się niespokojnie. Spojrzał na mnie z obawą, że potwierdzę.

-Nie. Nie o to chodzi. Cóż. Powiem wprost. – Ugryzłem owoc i żułem przez chwilę. Przełknąłem. – Znalazłem mieszkanie w dobrej cenie.

Zapadła cisza.

-Możesz powtórzyć?

-Znalazłem mieszkanie. Na tej samej ulicy pod numerem pięćdziesiąt cztery. Pani Berry, ta co zawsze kupuje u nas muffinki z kremem czekoladowym, jest jego właścicielką i mówi, że rodzina, która dotychczas je wynajmowała, przeprowadziła się i teraz stoi puste. Cena jest przyzwoita, więc...

Mówiąc, cały czas podziwiałem swoje skarpety.

-Chcesz się wynieść. – Powiedział Sev głucho.

-Tak.

-Mimo że jesteśmy parą.

-Umm...? Cóż. Na samym początku zaznaczyłeś, że mam się wyprowadzić jak najszybciej...

-Ale to było rok temu. Okoliczności się zmieniły. Teraz jesteśmy razem. Czy to nie jest równoznaczne z zerwaniem...? James? – spojrzał na mnie. Jego głos był dziwnie piskliwy, a oczy migotliwe. Jakby wzbierały się w nich łzy.

Poczułem ukłucie żalu w piersi.

-Nie! Przecież możemy się umawiać. Spotykać na randki i zapraszać się nawzajem... Będziemy nawet bardziej parą niż teraz... - zaśmiałem się, ale nie było mi do śmiechu.

W kuchni słychać było tylko tykanie zegara i okrzyki Harry'ego, który wzorem Supermena wykrzykiwał i skakał po kanapie w salonie. Mierzyliśmy się wzrokiem. Z każdą sekundą stawało się coraz bardziej jasne, że Severus z trudem powstrzymuje łzy, o czym świadczyły także opuchnięte i zaczerwienione oczy. Z tego powodu również poczułem chęć, by się rozpłakać. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się pokrzepiająco i wykonałem krok w kierunku mojego chłopaka. Chciałem go przytulić, pocieszyć, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że dalej będziemy mogli się spotykać; ale on nagle spojrzał na mnie z wściekłością i odepchnął mnie mocno. Dolną częścią pleców uderzyłem w kant stołu i syknąłem z bólu. A Severus zaczął krzyczeć.

-Tak! Jasne, przeprowadzaj się! Pewnie od dawna o tym marzyłeś? Aż będziesz mieć ode mnie spokój. Co, może byłem dla ciebie tylko uciążliwą zabawką?! Taką, którą można przelecieć i uwolnić się od niej przy byle okazji. Wiesz co? Pieprz się, Potter! Pieprz się!

I wybiegł z kuchni. Dobiegł mnie trzask zamykanych drzwi od sypialni.

Po mugolsku - James x SeverusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz