Rozdział 2

2.6K 264 73
                                    

*Severus*

James Potter. Tutaj. W moim sklepie.

Oooch, dlaczego akurat on?! Pomijając kaca po wczorajszych kilku tudzież kilkunastu piwach z Frederickiem, ten dzień był bardzo miły! A przynajmniej do teraz, bo teraz pewnie ten dupek go zepsuje! Dlaczego musiałem go spotkać?! Co on tu w ogóle robi?! Nie powinien być w swoim świecie?!

-Snape?

Nie, króliczek wielkanocny! Uch!

-Potter – odpowiedziałem z chłodnym dystansem i skinąłem sztywno głową na powitanie, choć w środku wrzeszczałem, by najlepiej zdechł. Wiem, że to może wydać się trochę okrutne, ale nie mogłem inaczej zareagować, gdy w jednej chwili wróciły do mnie wszelkie wspomnienia, co mi robił za czasów szkolnych. Wyśmiewanie. Upokarzanie przed całą szkołą. Popychanie. Wykorzystywanie moich własnych zaklęć przeciwko mnie. Ten cały ból i poniżenie. Proszę, idź stąd.

Dzieciak Pottera w skupieniu przeglądał książeczki z bajkami. Sposób, w jaki uważał, by nie pogiąć kartek, jak jego mina zastygła w najwyższej koncentracji, gdy z trudem odczytywał każdą literkę, mógł wydawać się zabawny, ale mnie nie rozśmieszył. Choć to żałosne, czułem panikę. Miałem wrażenie, jakbym miał się zaraz rozpłakać, a dłonie, które zacisnąłem w pięści, drżały mocno, niekontrolowanie. Idź sobie. Idź sobie. Nie pokazuj mi się na oczy. Idź sobie. Te myśli powtarzałem jak mantrę i nie mogłem przestać. Jakby naprawdę dzięki nim Potter mógł sobie pójść. Bałem się, że zaraz znowu coś powie, wyśmieje mnie, poniży. A tyle lat zajęło mi przywrócenie spokoju ducha...

Chyba moja ekspresja nie była tak niewzruszona, jak miałem nadzieję, bo Potter zauważył mój niepokój.

-Spokojnie, przecież cię nie zjem... - uśmiechnął się z lekkim zaskoczeniem, choć w tym uśmiechu dało się dostrzec dozę rezerwy. – Nie sądziłem, że cię... no wiesz, tutaj... spotkam.

-Z wzajemnością – odpowiedziałem chłodno.

Przyjrzałem mu się uważniej. Zmienił się od czasów, odkąd ostatni raz go widziałem. Urósł o co najmniej dziesięć centymetrów, zmężniał, miał krótsze i trochę ciemniejsze włosy, a na twarzy miał niewielki zarost. Wydoroślał. Jednak największe wrażenie zrobiły na mnie jego oczy. Niegdyś jasnobrązowe i błyszczące z lekkomyślnej ekscytacji lub z kpiną, gdy patrzył na mnie, teraz pociemniały i widoczne były w nich dojrzałość i coś na kształt mądrości życiowej. Nie potrafiłem określić, co to było.

On również mierzył mnie wzrokiem, wyszukiwał każdej zmiany w moim wyglądzie. Cóż, sporo ich nie było. Zbyt wiele nie urosłem, dalej byłem chudy i wąski w ramionach, dalej miałem czarne tłuste włosy do ramion i krzywy nos. Jak dawniej.

-Przepraszam za... no... kiedyś – powiedział nagle, a w jego głosie wyczułem zażenowanie.

Wytrzeszczyłem oczy. Cóż. Jeśli chciał mnie zaskoczyć, to mu się udało. Tak bardzo, że ręce przestały mi drżeć.

Skinąłem sztywno głową.

-Co tutaj robisz? – zapytałem oschle.

Poruszył się niespokojnie i przeczesał palcami włosy. Nerwowy jakiś. Chyba to dla niego niezbyt wygodny temat, ale nie mogłem pohamować mojej ciekawości. No bo hej, James Potter, osoba, o której myślałem, że już nigdy w życiu nie spotkam, stoi żywy w moim sklepie z bachorem i zachowuje się co najmniej interesująco. Niełatwo byłoby mi się wycofać z pytania.

-Stoję – uśmiechnął się, ale iskierki zdenerwowania nie zniknęły z jego oczu. – A ty?

-Pracuję, jak widać.

-Och... A nie powinieneś pracować w... - zawahał się, widocznie pamiętając o obecności dwóch mugoli. -...swoim miejscu? – zakończył kulawo.

Poczułem ukłucie w sercu z tęsknoty za światem, który tak bardzo kochałem i za którym tęskniłem. Najbardziej na świecie. Auć.

-To nie jest rozmowa na teraz – mruknąłem wymijająco i zerknąłem znacząco na zdziadziałego klienta oraz regały, za którym stał Frederic. Chociaż, szczerze mówiąc, niewiele mnie oni obchodzili.

-Ach, jasne... Ale... - ponownie się zawahał. – Możesz mi chociaż powiedzieć, czy teraz mieszkasz tutaj, w... no wiesz?

Zmarszczyłem brwi. Po co mu to wiedzieć?! Mimo to skinąłem lekko głową. Po mimice Pottera poznałem, że najwyraźniej mu ulżyło.

-To dobrze – uśmiechnął się lekko, acz szczerze. – Harry, wybrałeś coś? – zwrócił się do dziecka.

Właśnie. Kwestia bachora. To zapewne jego syn, jego i Lily... Ciekawe, co u niej. Poczułem bolesny uścisk w sercu na wspomnienie mojej byłej przyjaciółki i szkolnej miłości. Co prawda zdążyłem się już z tego wyleczyć... No ale jednak jakiś ból pozostał.

-Tak! – Harry gorliwie przytaknął, aż kąciki ust mi zadrżały. Charakter odziedziczył po matce, nie ma co. – To, i to, i to... I jeszcze to! – po kolei pokazywał jakieś książeczki, a napięcie na twarzy Pottera rosło.

-Ha... Harry, spokojnie! – zachichotał nerwowo. – Bo zbankrutujemy!

Przyglądałem się im, jak razem wybierają dwie książeczki ze stosu pokazanego przez Harry'ego. Chłopiec wyglądał, jakby miał spory dylemat, a James, jakby miał niezły ubaw. Sielankowa rodzinka. Mimowolnie poczułem zazdrość. Mi nigdy nie było dane takiej mieć i prawdopodobnie nie będzie. Kiedy w ogóle ostatni raz miałem jakąś kobietę...? Pomijając przelotny związek jeszcze na studiach, który opierał się głównie na seksie i paru panienkach na jedną noc, to... nigdy.

-Dobrze, bierzemy to, to... i może jeszcze to – Potter podszedł do kasy i podał trzy książki, choć największą i najgrubszą ze specyficznym wahaniem i jakby... wyrzutami sumienia?

Zerknąłem na tomy. Bajki i baśnie, jedna ciągła historia dla dzieci oraz jakaś powieść kryminalna dla mężczyzny. Bo dziecko wyglądające na najwyżej pięć lat na pewno nie będzie tego czytać.

Podałem mechanicznie cenę i patrzyłem na pozór obojętnie, jak wychodzili. Ruszyło mnie to spotkanie, a pytania kłębiły się w głowie, choć nie sądziłem, bym się doczekał odpowiedzi.

Po mugolsku - James x SeverusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz