Rozdział 5

2.3K 207 21
                                    

*James*

Obudziłem się zdecydowanie nie w humorze. To, co powiedział mi wczoraj Snape, było dość... zaskakujące. Owszem, zauważyłem, że żyje zupełnie jak mugol, ale sądziłem, że to z wyboru, a nie z przymusu...

Westchnąłem i odwróciłem głowę, by ujrzeć mały, zakurzony zegar stojący na kominku. Wskazówka wskazywała dziewiątą dwadzieścia siedem. Trzeba wstawać. Jęknąłem boleśnie i sam nie wiedziałem do końca, czy to dlatego, że dalej czułem się niewyspany, czy dlatego, że po spaniu na twardej podłodze bolał mnie każdy staw i każdy mięsień. Przeciągnąłem się i skrzywiłem się, gdy coś mi chrupnęło w plecach. Czyżbym się starzał...?

Harry jeszcze spał, i to w większych luksusach, niż ja. Oddałem mu (bardzo niechętnie, no ale w końcu to mój syn) miejsce na kanapie, na której rozwalił się jak królewicz, głowę położył na niewielkiej poduszce, którą przed pójściem spać łaskawie dał nam Snape wraz z jakimiś kocami. Jeden z nich, którym był przykryty, zsunął się lekko z jego ciała, więc go poprawiłem. Snape w ogóle miał dużo koców. A przynajmniej takie odniosłem wrażenie, kiedy wczoraj w milczeniu podszedł do nas z przynajmniej pięcioma takimi i jedną poduszką dla Harry'ego. Starczyło, by przykryć chłopca, mnie, zapewnić mi coś w rodzaju niezbyt skutecznego materaca i poduszki.

Snape... Ciekawe, czy jest już w pracy? Wstałem z ,,łóżka'' i rozejrzałem się po domu, by w razie czego zrobić mu śniadanie lub pomóc się przygotować. Moje zaangażowanie do pomocy mu w obowiązkach domowych mogłoby wydawać się zabawne, ale najzwyczajniej w świecie chciałem się odwdzięczyć za jego pomoc, bez której teraz zapewne zaś byłbym wytykany palcami i pogardzany. I pomyśleć, że kiedyś robiłem mu to samo, co mi robiono teraz... Wyrzuty sumienia i chęć zadośćuczynienia również były powodem. Zadośćuczynienia za czasy szkolne i magiczne oraz teraz jeszcze po tym, co wczoraj od niego wyciągnąłem. A przecież widziałem, że nie chciał gadać... Głupia ciekawość.

-Snape? – zawołałem w głąb domu.

Przeszedłem się i rozejrzałem się. Wybierać między czym nie było, poza salonem, w którym się aktualnie znajdowałem było niewiele pomieszczeń. Najpierw zajrzałem do łazienki, dość obskurnego i wyjątkowo ciasnego miejsca, gdzie stała tylko wanna, ubikacja, umywalka i - jak mi Snape tłumaczył – tak zwana pralka. Ale samego mężczyzny tam nie było.

Następnie zajrzałem do kuchni, Ta również była trochę mała, ale za to w porównaniu z innymi pokojami całkiem czysta i przytulna. Kolor ścian miał lekko kremowy odcień, przez co miałem dziwne wrażenie bezpieczeństwa i spokoju. Meble były wykonane z ciemnego, prawdopodobnie mahoniowego drewna i miały ostre rogi. Wyglądały dość antycznie i elegancko. Snape widocznie lubił tu przebywać i zadbał o wygląd tego miejsca. Niemniej muszę go poprosić, by na jakiś czas nałożył jakieś zabezpieczenia, na przykład z tektury, by Harry'emu nic się nie stało.

Wyszedłem z pustej kuchni i skierowałem się holem. Co prawda już byłem prawie pewien, że Snape'a nie było (chyba że wyjątkowo cicho spał), ale z czystej ciekawości chciałem się jeszcze rozejrzeć po dwóch pozostałych pomieszczeniach, do których nie miałem okazji wstąpić. Jednym z nich był jakiś tajemniczy pokój o niewiadomym zastosowaniu, a drugim sypialnia Snape'a. Co prawda mnie zabije, jeśli do niej wejdę, ale cóż... Nie musi się dowiedzieć.

Najpierw stanąłem przed drzwiami do tajemniczego pokoju. Ciekawiło mnie, co takiego w nim było. Czując boleśnie rozkoszną ekscytację i ciekawość, nacisnąłem klamkę. Rozległo się głośne skrzypnięcie towarzyszące powoli otwierających się drzwi. Wsunąłem się do środka.

Na początku zaatakowała mnie ciemność. Zmrużyłem oczy, by cokolwiek zobaczyć. Zasłony były zaciągnięte, przez co do pomieszczenia wpadało bardzo niewiele promieni słonecznych. Po chwili jednak przyzwyczaiłem się i wtedy zobaczyłem... mnóstwo starych rupieci. Poczułem rozczarowanie. Po byłym śmierciożercy i dziwaku spodziewałem się czegoś naprawdę niesamowitego, a tutaj po prostu upychał jakieś stare przedmioty, których nie miał gdzie podziać. Przesunąłem po nich wzrokiem, bo w sercu nadal tliła mi się nadzieja, że zastanę coś... Sam nie wiedziałem, co. Może zapasową różdżkę? Albo stare kociołki? Niestety, było tam tylko nieużywane krzesło, rozbite lustro i inne takie bezwartościowe rzeczy... Ale za to może uda mi się przekonać Snape'a, by je przełożył na jakiś czas i pozwolił mi i Harry'emu tutaj się rozgościć. Oczywiście o ile się zgodzi.

Ostatnim i najbardziej fascynującym pokojem była sypialnia Snape'a. Dla pewności najpierw zapukałem, a gdy nikt nie odpowiedział, wszedłem do środka.

O. Pierwszy pokój w tym domu, który ma zielone ściany. Jakimś irracjonalnym sposobem poczułem ulgę, że w Snape'ie pozostała jakaś cząstka Ślizgona. To rzeczywiście śmieszne, ale przynajmniej wiedziałem, że miałem do czynienia z tą samą osobą. Bo i tak miałem już dziwne wrażenie, że się zmienił. Nie wiedziałem, w czym była ta zmiana. Dalej był wredny i sarkastyczny oraz mnie irytował, ale taki jakiś... dojrzalszy się zrobił. Spokojniejszy. No ale w sumie czego się spodziewałem? Kiedy ostatni raz go widziałem, był nastolatkiem z burzą hormonów i okresem buntu na głowie, a teraz dorosłym mężczyzną, którego na dodatek sprawa jego... wygnania... na pewno również trochę utemperowała.

Ale wracając do sypialni. Pomijając ściany, zielony był jeszcze dywan. Odcień mocny i ciemny. I na tym ta barwa się kończy. Meble były identyczne jak w kuchni, ciemne i o ostrych krawędziach. Pod jedną ze ścian stał regał z książkami, który ciągnął się przez całą jej długość, a na przeciwnej wisiał jakiś niewielki, acz mroczny obraz. Mimo wszystko Snape dalej musiał lubić takie klimaty, choć zapewne w dużo mniejszym stopniu. Pod nim stało dwuosobowe, wyglądające na odrobinę twarde niedbale pościelone łóżko. Przy sąsiadującej ścianie stała niewielka szafa i ni to biurko, ni to stolik. Dość ciężko było nadać meblowi jedną funkcję. W pomieszczeniu panował jako-taki porządek. Przedmioty porozrzucane były trochę od niechcenia, ale były na swoich miejscach. Gdzieniegdzie dało się zauważyć pyłki kurzu, ale nie tyle, by można by uznać, że było tu brudno.

W sumie, nic nadzwyczajnego. Ot, zwykła sypialnia.

Wyszedłem z niej i skierowałem się do kuchni, by coś zjeść. Potem planowałem trochę tu ogarnąć czy coś. Po prostu żeby nie być skończonym pasożytem żerującym na dobroci Snape'a wywołanej współczuciem.

Ale najpierw przydałoby się wypełnić czymś żołądek. Ta sałatka z wczoraj wyglądała przepysznie...

Po mugolsku - James x SeverusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz