Caroline
Co ja najlepszego zrobiłam, o bogini. Z pomocą mojej wilczycy odpycham od siebie Marco i wybiegam z sali laboratoryjnej. Pędzę, żeby szybciej znaleźć kuzyna, który jak się okazuje czeka na mnie przed stołówką.
- Dzięki- biorę od niego moje rzeczy.
- Wpadłaś w niezłe gówno.
- O co ci znowu chodzi, co?- Warczę na niego.
- O niego- kiwa głową na kogoś za mną i nawet nie muszę się obracać, żeby wiedzieć o kogo chodzi.
- Streszczaj się, nie mam całego dnia.
- Po zapachu i ...tym co masz na skórze mniemam, że cię oznaczył- zaczyna chichotać.
- Zaraz, dlaczego ty się śmiejesz?
- Wielki groźny wilk i moja kuzynka, to będzie wydarzeniu roku. Nie mogę uwierzyć, że wy dwoje..., no ale cóż, już nie będę się wcinał między was, bo widzę jak ona ciebie patrzy.
- Jak?- Pytam coraz bardziej wkurzona.
- Jakbyś była całym jego światem.
- Bo nim jest- odzywa się tuż za mną Marco i przyciąga mnie do siebie.
Jasna cholera, ale wdepnęłam.
- Muszę iść na zajęcia- próbuję się wyrwać.
- Spokojnie kochanie, odprowadzę cię- jego uścisk jeszcze się wzmacnia.
- Poddaje się i tak zrobisz co chcesz- odpowiadam uszczypliwie.
- Caro, jesteś moją mate, więc to normalne iż chcę cię bronić i opiekować się tobą.
Przechodzimy korytarzami uczelni i każdy zmienny, którego mijamy, patrzy na nas w szoku. Wcale im się nie dziwie, bo przecież jeden z najgroźniejszych studentów, paraduje z dziewczyną przy boku. Do tego Marco trzyma mnie zaborczo przy sobie i jedną rękę ma oplecioną wokół mojej talii. Ech, ta zaborczość zmiennych. Chociaż z drugiej strony, gdyby jakaś samica patrzyła pożądliwie na niego, to bym ją rozszarpała.
~ To się nazywa zazdrość- odzywa się moja wilczyca.
~ Och zamknij się- rugam ją.
~ Jesteś zazdrosna- śmieje się ze mnie, ale już nic więcej nie dodaje.
Ona ma naprawdę rację, jestem zazdrosna o Marco. Nie wiem od kiedy tak naprawdę, ale to jest fakt i nie mam zamiaru nawet z tym dyskutować. Jednak jeżeli by mnie zdradził, co niestety zdarza się, zostawiłabym go. Nigdy nie pozwolę, żeby mnie nie szanował.
- Jesteśmy, maleńka.
- Nie jestem maleńka, mam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu.
- To i tak jakieś dwadzieścia mnie niż ja- całuje mnie w czoło.- Przyjdę po ciebie, więc nawet nie próbuj iść sama do akademika- ostrzega mnie poważnym głosem.
- Zawsze się tak rządzisz?- Staję z skrzyżowanymi rękami na piersi.
- O tak- zanim spostrzegam na co się szykuje, przyciąga mnie do siebie i całuje wręcz brutalnie.- Czekaj na mnie.
Lekko otępiała od jego pocałunku patrzę jak odchodzi, więc nie pozostaje mi nic innego jak samej udać się na wykłady. Wchodząc do środka, spojrzenia wszystkich lądują na mnie i zaczyna mnie to wkurwiać.
Po dwugodzinnej męczarni w końcu wychodzę na korytarz i ruszam przed siebie, zapominając, że miałam czekać na Woods'a. Jestem zmęczona całym tym zainteresowaniem moją osobą i mam nadzieję, że za dwa dni znajdą sobie inny obiekt.
- A dokąd to się wybierasz?- Zostaje przygarnięta do twardego męskiego ciała Marco. Jego zapach powoduje, że moje nerwy i każdy napięty centymetr ciała rozluźnia się od razu.
Taki ponoć groźny dla innych, a ja czuję się przy nim bezpiecznie jak przy nikim innym. Wtulam się jeszcze bardziej w bok chłopaka, czym wywołuje jego mruczenie.
Ruszamy razem ramię w ramię do akademika, ale na miejscu ku mojemu zaskoczeniu wędrujemy do jego pokoju. W sumie nie mam nic przeciwko, więc nawet nie sprzeciwiam się tej jego decyzji. Każe mi się rozgościć i informuje, że jeszcze musi iść na trening, więc u niego będę bezpieczna podczas jego nieobecności.
Oszalał z tą opiekuńczością.
Z braku zajęcia kładę się na jego łóżku i dla zabicia czasu włączam sobie film. Jednak mój brzuch daje o sobie znać, więc ruszam na poszukiwanie jedzenie w tej jego wilczej jaskini. Bez skrupułów grzebie w szafkach kuchennych, a kiedy znajduję to co mnie satysfakcjonuję, słyszę trzaśnięcie drzwiami. Obracam się w ich kierunku i widzę śliczną brunetkę, która lustruje mnie wzrokiem, po czym na jej twarzy tworzy się grymas niezadowolenia.
Ale zaraz, co ona tutaj robi do cholery? To pokój mojego faceta.
- Kim jesteś?- Pytam ostro.
- Raczej ja powinnam zapytać się, co robisz w pokoju mojego mate- jej słowa są dla mnie jak kubeł zimnej wody.
- Jak to twojego mate? On jest mój- warczę na nią.
- O nie moja droga- zbliża się do mnie i wącha powietrze.- No tak, oznaczył cię, ale zapach za kilka tygodni zniknie, więc jakoś to przeżyję.- Marszczę brwi na jej słowa.
- O czym ty do cholery mówisz? Jak to zniknie? I kim ty, kurwa, jesteś?
- Powąchaj mnie- podchodzi bliżej i mimowolnie unoszę głowę, zaciągając się powietrzem.
- To niemożliwe- szepczę, bo czuję, że jej zapach jest prawie identyczny jak mojego mate, poza tym na jej szyi widnieje oznaczenie.- Niemożliwe- w moich oczach zbieraj się łzy, ale zaciskam szczękę i podnoszę dumnie głowę. Nie ma takiej kurewskiej opcji, żeby jakiś skurwiel i jego kurwa poniżyli mnie aż tak.
Rzucam jedzenie na blat, uśmiecham się kpiąco i patrzę prosto w jej oczy.
- Możesz powtórzyć swojemu mate, że jest zwykłym chujem- mijam ją, jednak ona łapię mnie za ramię. Nie myśląc dużo, moja pięść ląduje na jej twarzy.
- Nigdy mnie nie dotykaj, suko- warczę i opuszczam pokój trzaskając z całej siły drzwiami.
Postanawiam, że już nigdy mnie więcej nie zobaczy. Nie będę po nim płakać, choć tak naprawdę mam ochotę wyć z rozpaczy. Zbieram się w sobie i ruszam tam, gdzie nikt nigdy już mnie nie skrzywdzi. Tam gdzie nikt mnie już nie złamie.
Żegnaj Marco Woods'ie.
*****************************
Kto się tego spodziewał, łapka w górę;).
CZYTASZ
Dogonić przeznaczenie
WilkołakiTrzecia część o losach członków rodziny Black. Caroline Black tak jak jej dziadkowie trafia na uczelnię dla zmiennych, gdyż nie znalazła jeszcze swojego przeznaczonego. Historia lubi się powtarzać? A może zrobi coś, czego się po niej nikt nie spod...