Już 8 dzień szukam Asha, nigdzie go nie ma. Mam nadzieję, że znajdę go przed służbami. Boję się o niego, on jest taki delikatny...
Udałem się w stronę sklepu spożywczego. Zauważyłem jasno-blond czuprynę w ciemnej uliczce, postanowiłem to sprawdzić. Pobiegłem w tamtą stronę, niestety spóźniłem się o ułamek sekundy, zdążyłem jedynie zarejestrować, jak Ashlin (bo to musiał być on) przeskakuje przez ogrodzenie na końcu zaułka. Nie namyślając się długo pobiegłem za nim. Przeskoczyłem przez drucianą siatkę.
Blondyn biegł za jakimś mężczyzną.
- Ashlin, poczekaj! - krzyknąłem za nim.
Zatrzymał się. Jego kolega również, powiedział coś do niego, najwyraźniej odradzając mu rozmowę ze mną. Blondyn zawahał się, spojrzał na mnie, a potem na niego i tak kilkakrotnie. W końcu spojrzał mi prosto w oczy. Bał się, widziałem to, ale nie wiedziałem jak to zatrzymać.
Z jednej strony podobało mi się to. Chciałem, żeby się mnie bał. Chciałem, żeby wiedział, że jestem w stanie go zranić. Ukarać za nieposłuszeństwo.
Chociaż sam nie wiem, czy jestem.
Podszedłem do nich. Przyjrzałem się dokładniej jego towarzyszowi. Miał długie, sięgające do pasa, brązowe loki i prawie czarne oczy. Wąskie usta wykrzywił w pół uśmiechu. Był bardzo szczupły, ale ubrany był w workowate ubrania. W ręce trzymał skręta, z którego kłębił się dym. Szybko zerknąłem na blondynka, też schudł. I zbladł, chyba nie jest chory?
- Jezus jestem, szara strefa – przedstawił się brązowo-włosy i, wkładając skręta do ust, podał mi dłoń, która uścisnąłem przedstawiając się.
- Więc... To ty zraniłeś to małe-urocze? - zapytał i zacmokał z rozczarowaniem – Nie ładnie.
- To było niechcący – mruknąłem, próbując się tłumaczyć. Przeniosłem wzrok na blondyna – Ash, proszę wybacz mi. Ja... Obiecuję, że już nigdy cię nie zranię. I nie pozwolę nikomu tego zrobić.
- Nie wierzę ci – szepnął, patrząc mi w oczy.
- Ale... Proszę, ja żałuję tego co zrobiłem! Będę lepszy, naprawdę, zrobię, co tylko zechcesz! Tylko wróć – głos mi się załamał.
- Wow, ale przemowa – mruknął Jezus, opierając się o ścianę.
- Kastiel – po raz pierwszy użył mojego imienia, zdałem sobie sprawę, że mógłbym tego słuchać godzinami – Wiesz, że cię kocham.
To też usłyszałem po raz pierwszy. W jego ustach te słowa, skierowane do mnie, brzmiały jak bajka.
- Ale oczekuję od ciebie tego samego – dokończył.
A tego nie chciałem usłyszeć.
- Jesteś dla mnie ważny, najważniejszy, przecież wiesz. I nie wyobrażam sobie życia bez ciebie..
- Oj, po prostu powiedz, że go kochasz! - skomentował ten ćpun.
- Tylko, że nie wydaje mi się, żeby to już teraz była miłość – powiedziałem, mordując bruneta wzrokiem.
- A będzie nią mogła być?
- Tak, tylko daj mi szansę to wszystko naprawić.
- To twoja ostatnia szansa.
- Kwiaty, czekoladki i obietnice składane na wiatr to standard, ale przez same obietnice nie powinieneś mu wybaczyć, blondi... - Jezus znowu wtącił się w nie swoje sprawy.
***
Szara strefa i strefa zero to inne określenia grupy 3.
Jezus jeszcze nam się objawi ;)
CZYTASZ
Truskawki i Wanilia
RomansJeśli masz coś przeciwko: - parach homoseksualnych; - brutalnemu traktowaniu; - nieszczęśliwej miłości; - śmierci głównych bohaterów; - truskawkom; - waniliowym papierosom; - "fluffy" scenom; - sprzedawaniu ludzi. ...