Rozdział VIII ✔

6.8K 506 48
                                    

- Kiedy uciekł? - zapytałam bez zbędnych uprzejmości. 

- Jakieś 10 minut temu zniknął z celi.

- Dobra, ma około 30 minut przewagi.

- Powiedziałem 10.

- Nie jestem głucha. W celi był klon, a on znika po około 20 minutach, albo gdy Loki oddala się na znaczącą odległość. To drugie wykluczam, bo nadal ma kajdany, które osłabiają jego moce prawie do zera. Ucieka pieszo.

- Dobra, rób co uważasz za słuszne.

Czyżbym przejęła dowództwo, nad sprawą czarnowłosego bożka kłamstw? Interesujące, jak szybko zdobyłam ich zaufanie. Nie chcę ich wykorzystać, ani zrobić nic "złego", po prostu jestem zaskoczona. Pozytywnie zaskoczona, oraz pewna, że mnie sprawdzają. Podeszłam do panelu i przeskanowałam budynek. Dlaczego ta wieża jest taka ogromna?! Prześledziłam wzrokiem trójwymiarowy model.

- J.A.R.V.I.S szukaj zakłóceń.

- System wykrył lekkie zakłócenia na poziomie 0. 

- J.A.R.V.I.S podgląd - powiedziałam. - Zablokuj wejścia i wyjścia. Wpuszczaj tylko Mścicieli po okazaniu dokumentów. Thor jest wyjątkiem.

Kiedy ostatnie słowo zostało wypowiedziane, zniknęłam i pojawiłam się blisko głównego wejścia, do Stark Tower, czy jak już większość mówi, Avengers Tower.  Zobaczyłam lekką poświatę mocy.

- Loki, przestań, to nic nie da - powiedziałam powoli.

Bóg zmaterializował się przede mną, w odległości mniejszej niż metr. Popatrzył w moje oczy i nic nie odpowiedział. Jego spojrzenie przeszywało mnie na skroś. Wyciągnął przed siebie ręce w geście poddania, dłońmi do góry. Zmarszczyłam brwi. Okropny nawyk.  Nie wiem co strzeliło mi do głowy, ale złapałam jego dłonie i złączyłam ze swoimi w silnym uścisku. Wzdrygnął się na mój dotyk. Zignorowałam to i przeniosłam się z nim do celi. 

***

Stałam trzymając jego zimne dłonie, w swoich równie lodowatych. Nie chciałam puszczać jego rąk. Podobał mi się ten zimny dotyk i spojrzenie szmaragdowych oczu. Wpatrywaliśmy się w siebie bez mrugnięcia okiem. Wtedy drzwi windy otworzyły się i wyszedł przez nie Rogers, ubrany w kombinezon Kapitana Ameryki. Szybko puściłam Lokiego.

- Wypuść mnie Rogers - powiedziałam, kiedy Kapitan dziwnym wzrokiem wpatrywał się w moje ręce.

- Jasne już otwieram.

Podszedł do tablicy sterującej i wpisał ten cholernie długi kod, odblokowując drzwi. 

- Dzięki Steve - mruknęłam, uśmiechając się leciutko. 

Zwróciłam się twarzą do oszklonej szyby. Uśmiechnęłam się wyraźniej niż do Kapitana i zniknęłam pojawiając się w salonie. Wtedy przypomniałam sobie o zabezpieczeniach. Pacnęłam się otwartą ręką w czoło.

- J.A.R.V.I.S odblokuj wejścia i wyjścia. Kryzys zażegnany.

- Jaki kryzys?n- usłyszałam głos Tonego, który wchodził do pomieszczenia przez "balkon" oswobadzając się ze zbroi.

- Nie wiesz? - popatrzyłam na niego, jak na głupka.

- Byłem z Pepper i odrzuciłem kilka połączeń więc mnie oświeć. 

- Twój kochany jelonek zwiał - powiedziałam, akcentując słowo kochany.

- Pff - parsknął Stark. - Jesteś dużo seksowniejsza, niż nasz kozio-róg. Poza tym informowałem cię o tym dobre 40 minut temu. Kara za opóźnianie akcji?

Anthony zaczął się do mnie powoli zbliżać. Miał dziwny błysk w oku i szelmowski uśmieszek na ustach.

- Nawet nie podchodź, bo marnie skończysz - warknęłam w jego stronę uśmiechając się.

- Już nawet pobawić się nie można.

- Baw się z Pepper idioto. Mówiłam ci już, ślub, dom z białym płotkiem, pies i gromadka małych Starków - zaczęłam wyliczać na palcach. - No i drzewo. Tak, facet musi posadzić własne drzewo.

Stark zaczął się śmiać. Do pokoju weszli Clint, Natasha i Steve. Popatrzyli się na nas dziwnie. Raczej nie codziennie sprawiam, że Tony śmieje się jak niedorozwinięta umysłowo ameba. 

- Co mu powiedziałaś?n- zapytał rozbawiony Clint.

- W sumie to nic. Myślę, że śmieje się z nerwów. Powiedziałam mu, że powinien ożenić się z Pepper. Są razem tyle lat.

-Słuchaj jej, jak raz powiedziała coś z sensem.

- Będziesz coś chciał Rogers - powiedziałam i pogroziłam palcem na Kapitana Mrożonkę.

- Już to widzę. Ostatnio to ty chciałaś, żebym wypuścił cię z celi.

Uśmiechnęłam się. Punkt dla niego.

- Punkt dla ciebie mrożona konserwo.

Anthony znowu parsknął śmiechem.

- To nie było wcale śmieszne! - obruszył się, jak dziecko Rogers krzyżując ręce na piersi.

- Było - wtrąciła swoje pięć groszy, Natasha.

Kapitan mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak kobieca solidarność, po czym kręcąc głową udał się zapewne na salę treningową. Naszła mnie ochota ma coś słodkiego.
Nie zdążyłam zrobić kroku kiedy przemówił J.A.R.V.I.S:

- Panna Raizer, proszona na poziom więzienny o zaostrzonym rygorze.

Przewróciłam oczyma i w sekundzie znalazłam się na dole. 

***

Przy celi Lokiego czekał Thor i Bruce.

- Cześć Bruce. Dawno cię nie widziałam - powiedziałam do ludzkiej wersji Hulka, po czym zwróciłam się do Gromowładnego. - Witaj Thorze.

- Chcę abyś pomogła mi ulepszyć zabezpieczenia przy celi, tego drania - mówiąc to, Banner wskazał palcem Lokiego, siedzącego na pryczy.

- Stark ci w tym pomoże, od tego jest - skwitowałam krótko.

- Jak widzisz, jego system zawiódł.

- Nie, jego system nie zawiódł. Nie ma czegoś takiego co powstrzyma boga, takiego jak Loki - powiedziałam z przekonaniem.

- A ciebie?

- Chcesz mnie zamknąć?

Bruce parsknął śmiechem.

- Broń cię Boże. Lubię cię i cieszę się, że jesteś po naszej stronie.

- Okay, po prostu dziwnie to zabrzmiało wielkoludzie.

-Zaiste, wystarczy tych przepychanek słownych. Celii pomożesz nam?

- Tak, jednakże niczego nie obiecuję. Dawno nie pracowałam nad zabezpieczeniami.

- Daj spokój wiem, że jesteś w tym świetna. Widziałem stary wycinek z gazety. Howard Stark prezentuje nową broń, masowego rażenia. Wiesz kto był w tle, na zdjęciu?

Zrobiłam wielkie oczy. Jak on dorwał się do tych gazet i jakim cudem mnie poznał. Specjalnie farbowałam się na rudo i nosiłam zielone soczewki własnego projektu.

- Dobra pomogę, ale oni słowa Tonemu - powiedziałam szybko. - Swoją drogą, Stark był słodki, kiedy był mały.

- Jakoś tego nie widzę - rzucił beztrosko Thor.

Chłopcy opuścili poziom więzienny i znowu zostałam sama z bogiem. Wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wiem co było w nim takiego, że mnie hipnotyzował. Był przystojny, nie mogę temu zaprzeczyć, ale był też cholernym najeźdźcą z kosmosu! Samotna łza potoczyła się po moim policzku. Przypominał mi dom, który jest i będzie poza moim zasięgiem. Wróciłam do pokoju, podeszłam do okna i znów się rozpłakałam. Ostatnio robię to zbyt często, pomyślałam i zamknęłam oczy opierając głowę na gładkiej tafli szkła.

Złote Kłamstwa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz