Rozdział XIX ✔

5.2K 336 66
                                    

-Ty chyba na głowę upadłaś! - Stark, wrzeszczy na mnie już od dobrych kilku minut. - Nigdzie nie pojedziesz!

- Tonyn- westchnęłam nad jego głupotą. - Nie uważasz, że nie masz tu nic do powiedzenia?

- Oczywiście, że mam! Zawsze mam.

- Anthony, ja cię nie proszę o pozwolenie, ja cię informuję o mojej decyzji. MOJEJ.

- Nie możesz nigdzie jechać z tym, tym diabłem! - wrzeszczał coraz bardziej wkurwiony Stark, widziałam to w jego aurze, postawie i oczach. Oczach, które przestały przypominać morze mlecznej czekolady, tylko dwa żarzące węgle. Przerażał mnie.

Salon Avengers Tower dawno nie był taki zatłoczony. Fotele i kanapy były zajęte przez mścicieli i ich przyjaciół bądź partnerów. W największe osłupienie wprowadził wszystkich Steve, który przyprowadził dziewczynę. DZIEWCZYNĘ. Filigranowa blondynka o idealnym wzroście, siedziała na kolanach Kapitana Ameryki i bez skrępowania od czasu do czas, całowała go. Samantha, bo tak miała na imię, olśniewała nas wszystkich. Jej piwne oczy z plamkami brązu, wesoło wpatrywały się w każdego z nas. Czerwone usta rozciągały się w uśmiechu, ukazując białe zęby. Według mnie była idealna. Czysta, niewinna i niedoświadczona przez życie. Zazdrościłam jej tego.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz!?

Głos, który nieprzyjemnie zawarczał blisko mojego ucha, gwałtownie wyrwał mnie z zamyślenia.

- Nie, nie słucham.

Szybko wymaszerowałam z sali, zostawiając wkurzonego Iron Mana. Dlaczego ten dureń tak się o mnie martwi!? Mamrocząc epitety w kierunku jego osoby, rozpoczęłam poszukiwania Gromowładnego, którego nie było w salonie. Podobno Jane nakłoniła go, żeby zrobił dla niej wyjątek i ponownie zabrał ją, do swego domu. Przemierzałam kolejne piętra, kiedy usłyszałam podniesiony damski głos. Bez wątpienia Jane.

- Powiedziałeś, że mogę jechać!

- Tak! Nie było mowy o małym laboratorium!

- To jest mi niezbędne!

- Nie! - czyżby Thor, sprzeciwiał się woli wybranki swego serca? - Albo jedziesz bez tego, albo wcale.

- Jesteś taki niesprawiedliwy!

- Jane.

Błyskawicznie cofnęłam się o kilka kroków wstecz i udałam, że dopiero co się tu znalazłam. Ponownie ruszyłam sprężystym krokiem znaną trasą. Minęła mnie wścieka Jane. Szybko złapałam złośnicę za ramię.

- Spokojnie dziewczyno, co się stało?

- Ten dureń nie pozwala zabrać mi mojego sprzętu! - mówi naburmuszona "pani naukowiec".

- Jane, on ma rację.

- Cooo!? Ty też przeciwko mnie!?

- Wybacz.

Plecy Jane minęły za rogiem. Nie przejęłam się tym zbytnio.

- Thor! Thor! - czy on jest głuchy? - THOR!

- Tak? Wybacz nie słyszałem cię.

- Nie nie szkodzi - mruknęłam. - Kiedy wyruszamy?

- Za godzinę.

- Dobrze, dzięki za informację. Gdzie idziesz?

- Rozpakować sprzęt Jane. Czego jak czego, ale tego ustrojstwa tam nie zabierze.

Zaśmiałam się widząc grymas na twarzy Gromowładnego. Wyglądał uroczo (spróbuj powiedzieć o tym Lokiemu, a nie żyjesz).

- Gdzie mój brat?

Złote Kłamstwa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz