Shi obudził się z potwornym bólem głowy i jęcząc otworzył oczy. Jego myśli były splątane, ale jedna z nich uderzyła go z siłą huraganu.
Żył.
Gdy tylko zobaczył nieznaną mu fioletową tapetę, wiedział, że nie jest u siebie. Wspomnienia zwaliły się na niego z hukiem: młody morderca, szybko mknąca głowica sztyletu... resztki snu szybko pierzchły. Żołądek podszedł mu do gardła. Gdzie się znajdował?
Spojrzał w dół.
Jego ręce były związane grubym sznurem, tak samo jak kostki u nóg. Zaczął się szarpać, przekręcać, próbował zerwać lub choć poluzować więzy, ale osiągnął tylko to, że wbiły się one głębiej, raniąc nadgarstki. Zacisnął zęby, wściekły na siebie. Gdyby tylko bardziej przykładał się do nauki obrony, którą dawał mu dziadek, być może udałoby mu się pokonać tego parszywego złodzieja. Zdjęty nagłym niepokojem, przekręcił dłonie. Sygnet jego rodu zniknął. Spanikował.
Przeleciał pospiesznie wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znajdował, szukając czegokolwiek, co pomogłoby mu w uwolnieniu się. Długi, wypolerowany drewniany stół na prawo, a za nim wysokie regały z książkami. Shi nie zwrócił na nie większej uwagi. Naprzeciwko niego drzwi. Utkwił w nich tęskny wzrok, przerywając oględziny. Doprawdy, dzisiaj towarzyszyła mu cała mieszanka emocji.
Trybiki w jego głowie obracały się szaleńczo. Zerknął na skrępowane sznurem dłonie. Gdyby tylko udało mu się go przerwać...
To co by zrobił? Wybiegł przez drzwi, które prawdopodobnie były strzeżone? Przecież od razu zostałby poćwiartowany! Wziął głęboki wdech, próbując uspokoić myśli. Nie miał zakneblowanych ust, więc gdyby zaczął krzyczeć... nie, to również nie był dobry pomysł. Zabójca najprawdopodobniej czuwa gdzieś niedaleko i w kilka sekund znalazłby się przy nim, bez zwłoki naprawiając ten błąd. Shi zamknął oczy i wypuścił powietrze nosem niczym wściekły byk. Mógł przypuszczać, że jego oprawca liczy sobie siedemnaście wiosen, czyli tyle co on sam. Shi głęboko w sobie czuł podziw, że komuś, kto był w jego wieku udało się włamać do rezydencji. Szlachcic uśmiechnął się cierpko. Nagle zesztywniał, czując na sobie czyjś wzrok. Powoli obrócił głowę w lewo.
Na małej sofie wciśniętej w kąt pokoju siedział jego oprawca, podpierał podbródek na dłoni i świdrował arystokratę czarnymi oczami. Na jego ustach błąkał się uśmieszek.
Shi zaczął drżeć, a serce pompowało mu krew jak tłok parowy. Bał się, ale nie zamierzał błagać o litość. Żył szlachetnie, więc tak również zginie. Uniósł podbródek do góry i spojrzał wyzywająco na mordercę, próbując ukryć strach w oczach pod maską udawanej odwagi.
– Zamierzasz skrócić me życie?
– Gdybym chciał Cię zabić, zrobiłbym to dawno temu – powiedział zabójca spokojnie. – Uspokój się.
Shi zagryzł zęby.
– Jak mam się uspokoić? – warknął na niego i skrzywił się. Dworskie etykiety nie obchodziły go teraz kompletnie. – Bacz na to, że mam związane ręce, zostałem porwany, zraniony w głowę i prawdopodobnie za niedługo skończę swój żywot!
Ezra wstał bez odpowiedzi. Podszedł do szlachcica, który szybko przebiegł wzrokiem po czarnej zadbanej tunice i grubym brązowym pasie, za którym tkwiły ciemne noże. Jego smoliste spodnie wetknięte były w skórzane buty z posrebrzanymi noskami.
Shi poczuł mdłości.
– Błagam o litość, najjaśniejszy panie! – zawołał zabójca, w teatralnym geście chwytając swe serce.
CZYTASZ
Partners In Crime |shounen-ai PL
RomanceEzra zarabia na życie ostrzami sztyletów. Wyłamie każdy zamek, przetnie każde ścięgno, skróci każde życie... oczywiście za opłatą. Nie należy do najlepszych, ale jest cholernie dobry, przez co ma dostęp do najlepiej płatnych zleceń. Otrzym...