DZIEWIĘĆ

794 107 49
                                    

Czy dam radę odejść?

     To pytanie kołatało się w umyśle Ezry kilka dni. Myślał o tym, gdy siedział na oficjalnym obiedzie powitalnym zorganizowanym specjalnie na cześć Karen. Zastanawiał się nad tym, gdy uświadamiał Shi, że jego długu nie pokryje jedna marna sakiewka, a raczej trzy skrzynie pełne złota.

Miał nadzieję, że dziedzic rodu Blackburn w ostatniej chwili się rozmyśli. Lecz on, usłyszawszy kwotę spytał, czy skrzynie mają być rzeźbione, czy raczej zdobione.

Ezra poprawił swój czarny płaszcz ze złoconymi, grawerowanymi guzikami i z satysfakcją zauważył, że oczy każdej damy spoczywają na jego okryciu.

       Szedł powoli, ciemne buty cicho stukały o bruk. Co prawda jego palto było wspaniałe, jednak każda róża ma kolce. Pod paltem skrywał zestaw sztyletów, rapier, mały pistolet i mizerykordię, za którą zapłacił kosmiczną sumę.

Szedł na spotkanie z matką jako zbrojownia na nogach.

Wiedział, że nie powinien ubierać tak kosztownych rzeczy, gdy wybierał się tylko do Dolnego Miasta, ale wolałby sczeznąć niż stawić czoła rodzicielce niegustownie wystrojony.

     Przeskoczył nad kałużą, posłał wrogie spojrzenie wieśniaczce zmierzającej w jego stronę i skierował się na plac Leithe – bogini szczęścia – na którym zawsze panował ścisk i tłok. Różnorodność barw strojów Aserielczyków i przyjezdnych była tak duża, że można było od niej dostać oczopląsu.

Ojczyzna Ezry była znana z tego, że to właśnie w niej bogini szczęścia zeszła z niebios, by pobłogosławić ziemię. Z tego powodu pielgrzymi przybywali do Aseriel, by pomodlić się w świątyni wybudowanej w miejscu, gdzie stopy Leithe dotknęły gruntu.

Mnisi z Aldrui nosili się jasno, w przeciwieństwie do tych z Lorlei, którzy upodobali sobie ciemne ubrania. Nożownicy z innych krajów, o skórze białej jak mleko warczeli na każdego, kto patrzył na nich zbyt długo. Kobiety o ciemnej, opalonej skórze stały niedaleko ścian i posyłały zalotne spojrzenia mężczyznom, wabiąc obietnicami raju na ziemi. Ostre, obce akcenty całkowicie zagłuszały śpiewne głosy tutejszej ludności.

Był to istny raj dla Doliniarza czy Szybkiej Ręki.

Nad tym wszystkim górował posąg Leithe odlany z miedzi, a potarcie rąbka sukni bogini miało przynosić pogodę ducha.

Ezra znajdował luki w tłumie, które zgrabnie wykorzystywał, dzięki czemu szybko zostawił plac za sobą.

     Jego myśli zaprzątała Karen, wredna, lecz piękna narzeczona Shi. Nienawidził tego, że gdy zwracała się do niego z wyższością na jej ustach drgał kpiący uśmiech. Nienawidził tego, jak jego przyjaciel na nią patrzył. A przede wszystkim nienawidził za to, że była zaręczona z Shi.

      Spuścił nos na kwintę. Po raz pierwszy przyznał przed sobą, że czuje coś do tego młodzieńca. Przedtem myślał, że to szacunek bądź przywiązanie. Teraz jednak wiedział, że było to zadurzenie.

     Zadurzył się w Shileiahu Blackburnie, dziedzicu rodu o bystrych hebanowych oczach i uroczym śmiechu.

Zadurzył się w młodzieńcu, który był dobry, mądry, troskliwy... i zaręczony.

Na usta Ezry wpłynął gorzki uśmiech.

Shi potrzebuje żony, a nie dzikiego łachmydy z ulicy.

Mógł odejść. Zniknąć w mroku. Jednak nie potrafił się do tego zmusić.

     Uniósł wzrok. Przed nim stał Dom Czerwonych Piór –ponura konstrukcja, pełna udręczonych dusz. Obok wysokiego wejścia czekał na niego wóz przykryty płachtą, pod którą kryły się skrzynie pełne złota. Thomas stał obok i obserwował każdego przechodnia spod półprzymkniętych powiek.

Partners In Crime |shounen-ai PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz