TRZY

1.1K 149 23
                                    

      Młody szlachcic leżał w miękkim łożu w swojej komnacie i patrzył na złote płomienie świec stojących w świeczniku. Minęły już cztery księżyce, odkąd morderca łaskawie odstawił go do domu dyliżansem. Został powitany okrzykami pełnymi wzruszenia, a jego ulubiona służka aż popłakała się ze szczęścia. Odzienie, które miał na sobie gdy został uprowadzony zostało natychmiast spalone, lokaj niezwłocznie wysłał list do rodziców młodocianego panicza, uspokajając ich zszargane nerwy. Shi miał tylko nadzieję, że nie wpadnie im do głowy złożenie wizyty. I tak miał już dość zamieszania, gdyż w końcu jego rodziciele raczyli poinformować wszystkich z dworu, że szanowany Abraham Adam Blackburn III odszedł z tego świata.

     Arystokraci, którzy nazywali się jego przyjaciółmi (gdy jeszcze żył nie daliby za niego worka kłaków) zjeżdżali się, by składać kondolencje, próbując tym samym zaskarbić sympatię młodego dziedzica.

     Szlachcic zamknął oczy i zadrżał. Cieszył się, że w końcu znalazł się w domu, z daleka od morderców, przemytników i ciemnej strony miasta.

     Jednak ciągle coś go dręczyło.

     Młody zabójca, który go uprowadził, ale ostatecznie pomógł uciec zgodził się dla niego pracować i robić mu za ochronę.

      Morderca, który zwał się Ezra Heartstone, na pierwszy rzut oka nie wyglądał niebezpiecznie. Shi zdążył mu się dokładniej przyjrzeć, kiedy wracali kurierką. Pod czarnymi włosami kryły się głęboko osadzone czarne oczy. Zauważył sporo bladych blizn na knykciach i jedną długą pod żuchwą, a kończącą gdzieś za kołnierzem.

     Jakież on musiał prowadzić niebezpieczne i pełne przygód życie! Za czasów, kiedy Shi nie sięgał głową do stołu, często bawił się w groźnego złodzieja, który okradał bogatych i oddawał kosztowności potrzebującym.

     Shi znowu się uśmiechnął.

    Ciekawiło go, jakby to było, gdyby prowadził takie życie jak Ezra. Pełne przemykania się między cieniami, ucieczkami przed żołdakami i treningami, by nie dać się wygryźć.

Ziewnął i otworzył oczy, wlepiając wzrok w tańczące płomienie świec.

Ezra zapewnił, że przyjdzie do niego , gdy tylko upora się z pewnymi problemami. Shi czekał więc, coraz bardziej zirytowany. W głębi duszy bał się, że Ezra zostawił go na pastwę losu.

     Ciche stuknięcie w okno.

     Shi zamarł, a jego hebanowe oczy z lekkim strachem wpatrywały się w okiennice. Coś ścisnęło go w żołądku. Niania straszyła go rzeczami, które mogą wyłonić się z mroku i połknąć duszę w całości, ale to... to pewnie tylko konar drzewa, nie ma się co bać.

     Kolejne stuknięcie.

    Shi wysunął się z łóżka, bose stopy dotknęły zimnej podłogi. Zacisnął dłoń na świeczniku tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. Poczuł, jak włoski na karku stają mu dęba. Bał się ciemności odkąd tylko pamiętał, a świadomość tego, że coś siedziało za oknem i próbowało zwrócić jego uwagę...

       Dwa stuknięcia.

     Zaczął powoli zbliżać się w stronę okna, blady jak prześcieradło. Otworzył zasuwę drżącymi rękami i trzymając świecznik przed sobą, wyjrzał na zewnątrz. Potwory przecież boją się jasności, czyż nie?

Słabe światło padło na duży, sękaty dąb rosnący niedaleko okna, oświetlając jego poskręcane konary, jednak Shi nie zauważył nigdzie demonicznych szponów próbujących go porwać ani strasznych strzyg.

Partners In Crime |shounen-ai PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz