CZTERY

1.1K 140 6
                                        

     Powiedzieć, że w kuchni panował rozgardiasz to tak, jakby rzec, że niebo jest niebieskie, a słońce gorące. Kucharki krzątały się wokół dwóch ogromnych stołów zastawionych świeżymi warzywami, jajami ciasno upakowanymi w słojach, powidłami, drobiem, dziczyzną, wieprzowiną i rybami. W pewnej odległości za blatami umieszczone były trzy duże paleniska z rożnami, a w żarzących się węglach tkwiły przybory kuchenne. Nad nimi wisiał wielki okap, na którym suszyły się zioła i czosnek. 

Piekarze biegali między niezliczoną służbą nosząc białe pieczywo, słodkie bułeczki i inne wypieki. Stolnicy pojawiali się w drzwiach, krzyczeli, żartowali, kradli przekąski i znowu znikali. Służba nosiła do piwnic coraz to więcej beczułek wina, a kuchty śpiesznie dreptały z miejsca na miejsce, trzymając w dłoniach noże, łyżki i chochle. Nowi waflarze i sosjerzy ciągle rzucali sprośnymi żartami, aż w  końcu zostali wyproszeni za sianie niepotrzebnego zamętu.

     Ezra siedział w kącie, tuż naprzeciwko drzwi. Stamtąd miał widok na wszystko, co działo się w pomieszczeniu. Na małym stoliku przed nim walały się pietruszka, cebula, imbir, mięta, coś, co kucharka nazwała lebiodką i kminek. W wielkich flaszkach stały wywary ziołowe, a Gertruda, tęga kobieta zwana główną kucharką, nalała Ezrze miodu pitnego. Młodzieniec nigdy nie próbował czegoś podobnego, dlatego wziął spory łyk, po czym zakrztusił się. Odpowiedziała mu salwa śmiechu, a on posłał Gertrudzie słaby uśmiech.

Młodzieniec odkrył, że kuchnia była najciekawszym miejscem w posiadłości. Trafił do niej przypadkiem, kiedy podczas nieobecności Shi myszkował po kątach. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, żadna z pracujących tu kobiet nie wydawała się go bać, wręcz przeciwnie. Ezrę witała tu serdeczność i sympatia, której jako dziecko prawie nie zaznał.

     Ziewnął. Niedawno wrócił z prostego zadania, które Shi nareszcie mu zlecił: Znalezienie dobrego, nie, najlepszego fałszerza, który byłby gotowy na dłuższą współpracę. Owszem, Ezra przyjął sakwę pełną monet i wyszedł na miasto, jednak zrobił to tylko po to, by pobuszować po sklepach. Najlepszego fałszerza trzymał już od dawna w garści, jednakże Shi nie musiał o tym wiedzieć.

     Gdy wstąpił do pasażu handlowego, pieniądze szybko przeleciały mu przez palce. Zakupił bajeczny czarny surdut, skórzane rękawiczki i ciemny, długi szal, który miał go chronić przed nadchodzącym zimnem. Kiedy wrócił, chyłkiem przemknął do swej komnaty, w której zostawił zakupy. Gdy tylko z niego wyszedł, czatująca na niego Gertruda czym prędzej zaprowadziła go do kuchni, stawiając mu przed nosem paszteciki, które z chęcią spałaszował.

     Nagle otworzyły się drzwi i do środka pełnym gracji krokiem wszedł Shi. Miedziane kosmyki otaczały włosy w wystudiowanym nieładzie. Był ubrany w czarną koszulę, na której mankietach widniały spinki wykonane z brylantów. Na to nałożony miał płaszcz w kolorze chabrów z ciemniejszą narzutką, który zdobiły grawerowane, złote guziki. Jego rękawiczki były czarne i trzymał laskę ze złotą gałką. Ciemne buty sięgały niżej kolan. Na klapie narzutki przypięta była sztuczna, czerwona róża.

     W kuchni zapadła cisza.

     Ezra rozdziawił usta. Widział już ten strój, gdy przemykał Ulicą Lawendową gdzie mieściły się najbardziej luksusowe sklepy. Na manekinie dumnie prezentowały się szaty i z chwilą, kiedy je zauważył, Ezra zapragnął je posiąść. Lecz gdy zerknął na cenę, czym prędzej oddalił się z żalem. Zapamiętał jednak miejsce położenia salonu, by kiedyś zwędzić przepiękną garderobę.

     A teraz Shi nosił te zjawiskowe ubrania, jednak Ezra musiał przyznać, że czuje zazdrość trawiącą go od środka. Musiał również przyznać, że fantastycznie kontrastowały z jego hebanowymi oczami.

Partners In Crime |shounen-ai PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz