*4*

304 20 3
                                    

Wyspa była cudna. Porastające ją drzewa mieniły się kolorami. Wszędzie widać było odcienie czerwieni, żółci i brązu.
Srebrne włosy powiewały na wietrze, gdy młoda nastolatka biegła znad wybrzeża w głąb wyspy.
Uśmiech nie opuszczał oblicza Neko. Kierowała się do centrum wyspy, prowadzona różnorakimi odgłosami.
Biegła ścieżką prowadzącą przez las, gdy wbiegła między drzewa zwolniła do marszu, by zacząć powoli spacerować. Przypatrywała się kolorowym liściom nad jej głową. Jej oczy błyszczały szczęściem i rozbawieniem, gdy spojrzenie napotykało zagubioną wiewiórkę, próbującą znaleźć swoje gniazdo.
Szła dalej. Pod nogami chrzęściły liście, a od czasu do czasu rozlegał się trzask łamanej gałązki. Zaprzestała rozglądania się i spojrzała na drogę. Na środku siedział lis. Obserwował uważnie ruchy nastolatki, gdy zaś zbliżyła się na odległość trzech metrów podniósł się i podszedł do niej.
Zachichotała, kucając i wyciągając do niego rękę.
-Hej malutki- rudy zwierz obwąchał jej dłoń i następnie szturchnął nosem. Z jej ust znów wydobył się cichy śmiech. - Jesteś tu sam?
Lis pokiwał głową, jakby rozumiał jej słowa. -To tak jak ja. Pewnie masz tu gdzieś norę, prawda? I czekają na ciebie- lis znów pokiwał głową. - Na mnie też czekają, ale najpierw muszę odwiedzić miasto. - tym razem zwierzak potrząsnął łebkiem, jakby z niedowierzaniem. Nastolatka wpatrywała się w brązowe ślepia. Rozumiała niechęć zwierzaka do ludzi. Potrafili być bardzo niemili - delikatnie to ujmując.
- Posiedziałabym tu z tobą, ale muszę iść. Jeśli długo nie będę wracać, Law będzie zły. - podniosła się z kucek i spokojnym krokiem ruszyła dalej. Obróciła się jeszcze i pomachała do zwierzęcia.
Znów szła w stronę wioski. Słyszała już dzieci biegające po ulicy, dorosłych przy straganach, knajpach i domach, dyskutujących na różne tematy.

***

-Dzień dobry! - dziewczyna odpowiedziała z uśmiechem. - Jak się Pan miewa?
-Ano dobrze, jak na te czasy. Słyszała panienka nowiny? Białobrody nie żyje, a razem z nim Płonąca Pięść!
-Coś tam słyszałam. -swoją złość na brak szacunku do Staruszka i Ace'a zakamuflowała zaciekawieniem- Tylko nie rozumiem jednego, skoro Białobrody nie żyje, to co z jego terytorium? Z tymi wyspami, będącymi do tej pory pod jego opieką?
-I tu już się zaczyna problem. Widzi panienka, póki ten staruch żył, było bezpiecznie. Teraz Czarnobrody zaczyna terroryzować wioski.
Zmartwienie ukazało się na twarzy nastolatki. Wiedziała, że Teach ma jakieś plany, lecz nie wiedziała, że pozwoli by cierpieli przez to cywile.
Położyła kilka monet na blacie i powiedziała:
-Dziękuję za pyszne ciasto. Miłego dnia!
Wyszła z gospody, nim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć.

***

Biegła najszybciej jak mogła, co chwila przeskakując kilka mil. Musiała przekazać informacje swojemu kapitanowi. Nie zwracała już uwagi na kolorowe liście, biegające zwierzęta i otaczający ją krajobraz. Najważniejsze było teraz dostać się na statek w jak najkrótszym czasie.

***

- I ja mam ci w tym pomóc, tak? - dziewczyna podniosła głos. Nie potrafiła uwierzyć w coś tak irracjonalnego. - Chyba oszalałeś!
-Nie, nie oszalałem i tak masz mi w tym pomóc. - nastolatka popatrzyła z niedowierzaniem na starszego chłopaka.
-Jesteś nienormalny. I te twoje plany też! - wściekła wyszła z kajuty i skierowała się do pomieszczenia, gdzie była reszta załogi.
-Dzień dobry, jak się macie? - zadawała to pytanie każdego dnia. Wiedziała jak wpływa na nich podróż bez możliwości oglądania nieba, sama nie czuła się zbyt dobrze.
- Jak po trzech dniach pod powierzchnią wody. A ty? - Bepo popatrzył na targaną emocjami dziewczynę. - Znowu się pokłóciliście?
- Bepo-san, czy wszyscy ludzie, których znam muszą być nienormalni i za wszelką cenę pchać się w objęcia śmierci?
- Mówiąc 'wszyscy' obrażasz mnie i chłopaków, choć co do Law'a masz rację, on jest nienormalny.
- Nie mówię o was. - smutna nuta zaczęła dyrygować jej głosem, a kocie uszka oklapły.
- Czyli nas nie znasz? - Futrzak spytał ze śmiechem.
- Bepo-san!
-Na to wychodzi - Shachi dołączył do rozmowy. - Tylko, że to nie sprawiedliwe. Też chciałbym, żeby taka ślicznotka mnie znała... Law to ma dobrze. Ał! - chłopak krzyknął, gdy dziewczyna uderzyła go w głowę, a reszta załogi wybuchła śmiechem, Shachi zaś mimo bólu w miejscu uderzenia także dołączył do rozbawionych mężczyzn śmiejąc się.
- No co? Mówię co myślę.
-To nie myśl. Wyjdzie nam to wszystkim na dobre. - Teraz cała załoga się śmiała. Neko też zaczęła się śmiać, a zły humor jaki miała zniknął bez śladu.
Była członkiem załogi trochę więcej niż tydzień, a chłopcy traktowali ją jakby znali się od zawsze, co bardzo ją cieszyło. Szybko znaleźli wspólny język i nawet Jean, który nie zrobił z początku na niej przyjemnego wrażenia, okazał się być na prawdę miłym gościem.
- Widzę, że już ci lepiej. - Jean pierwszy zabrał głos, gdy pozostali wciąż chichotali pod nosem. Dziewczyna odetchnęła głęboko i skinęła głową. - Więc co tym razem wymyślił nasz kapitan?
- Law powiedział, że... - dziewczyna opowiedziała o tym, co zaplanował szarooki. - I właśnie dlatego się z nim pokłóciłam.
Chłopcy siedzieli w milczeniu. Potrzebowali czasu by przyswoić otrzymane informacje.
-Chyba ją rozumiem, a wy? - reszta skierowała wzrok na Penguin'a. - Sam pewnie bym go uderzył, ale chcę jeszcze trochę pożyć. - tu uśmiechnął się półgębkiem- Czasem jego pomysły są nie do pomyślenia.
- Tu się zgodzę.
- Ja też.
- Dołączam.
- Rozumiem, że nie jestem jednak sama - Dziewczyna popatrzyła po uśmiechniętych buziach przyjaciół.
- Nigdy nie jesteś sama. Masz nas!- Penguin praktycznie wykrzyczał te słowa, jakby bojąc się, że dziewczyna nie usłyszy.
- Dzięki chłopaki.

Lawendowy uśmiechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz