Dni w Hogwarcie mijały szybko, nie zmieniało to jednak faktu, że płynący czas nie był sprzyjający. Wiele rzeczy wydarzyło się szybko, być może nawet większość nie zdawała sobie z powagi pewnych sytuacji. Mowa tutaj między innymi o niefortunnym wypadku, który miał miejsce tego samego dnia, kiedy młoda blond włosa czarownica trafiła pod opiekę ani Pomfery. Bliźniaki Malfoy leżały koło siebie na jednym z łóżek w lochach, próbując dojść do siebie. Dziewczyna szybko stanęła na nogi, ale w jej głowie dalej pozostawał niewielki ból, z którym musiała się mierzyć, jednak nie był to największy problem jaki ją męczył. Pamięć o nocy, kiedy próbowała spokojnie wrócić do pokoju, skończyła się rozmyślaniem, siedząc na łóżku od czasu do czasu zerkając na swoją sowę. Poczucie dotyku obcego, było dla niej wielkim ciężarem na sercu. Nie chciała czuć przyjemnego ciepła, jakie nosiła w podświadomości. Nie do końca znane uczucie wypełniało ją, ale ona walczyła z tym jak tylko potrafiła. Obrzydzenie zdrajcą było tak sile, że doprowadzało ją do szaleństwa.
Miała wrażenie, że wszyscy ją oceniają oraz obserwują. Nie miała tutaj na myśli innych uczniów, chodziło o ojca, matkę, brata, jaki i cały ród czysto-krwistej rodziny. Sama myśl, że Fredrick spogląda na nią pogardliwym wzrokiem nie pomagała dziewczynie. Cicho wzdychając przyglądała się bulgoczącemu eliksirowi, który ważyła wraz ze swoim nowym przyjacielem Blaise'em. Mimo, że Isabelle raczej wolała snuć się po korytarzach samotnie, nie przeszkadzała jej obecność czarnowłosego. Pomagał jej w zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu i odciągał ją od zamartwiania się bólami głowy, czy też uczuciu jakie nie chciało jej opuścić po wpadnięciu w ramiona osoby, której nie chciała nawet dotykać. A może to wszystko to był jeden wielki sen? Mimo, że bardzo chciała wymazać obraz z pamięci, to nie mogła zapomnieć o jednej rzeczy, a mianowicie tego, że gdyby nie rudowłosy, prawdopodobnie została by złapana na szwendaniu się po szkole, a znając pana Filch'a nie byłby skory wysłuchiwaniu jakichkolwiek wyjaśnień. Mimo wszystko to, nie czyniło jeszcze chłopaka, aby Isabelle zaszczyciłaby go chociażby wzrokiem.
Sala profesora Snape'a mieściła się w mokrych, nieprzyjemnych lochach, które przyprawiały o gęsią skórkę, jedynie ślizgoni nie wydawali się jakoś specjalnie poruszeni. Biały dym unoszący się nad każdym kociołkiem rozpraszała się po całym pomieszczeniu, przysłaniając twarze uczniów, które Isabella obserwowała. Lekki nieprzyjemny zapach unosił się w powietrzu, ktoś przypalał miksturę.
– Teraz musimy go tylko przelać do fiolki i chyba wszystko będzie gotowe – powiedział Blaise wyjmując mieszadełko z kociołka. Odwrócił wzrok w stronę Isabelle, kiedy nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Jej malinowe usta były lekko rozchylone, a oczy biegały wzrokiem po klasie, siedziała wyprostowana i jakby nieobecna. Myślała czy to, co ją otacza jest czymś wyjątkowym, czy po prostu głupim zbiegiem okoliczności, miała nadzieję, że to tylko pech.
Przerwa obiadowa przebiegała w spokojnej atmosferze, Isabelle siedząc koło swojego brata użalającego się nad sobą oraz Pansy Parkinson, która nie odstępowała Draco na krok, przeglądała kolejną stronę "Proroka Codziennego". Czytając najnowsze wydarzenia o Syriuszu Blacku, czuła niepokój. Wiedziała, że Hogwart nie jest bezpiecznym miejscem, zastanawiała się tylko dlaczego, Dumbledore nie podejmie większych kroków w obronie swoich uczniów, jakby dementorzy byli mało wystarczalni. Zakapturzone istoty przyprawiały uczniów o dreszcze. Ciemne postacie bez twarzy były koszmarem niejednego ucznia, świadomość wysysanych radosnych wspomnień oraz każdej dobrej chwili, była przerażająca. Jednak nie wszyscy uczniowie brali gazetę oraz obecną sytuacje na poważnie. Jak wszędzie zdarzały się wyjątki od reguły, tak też w Hogwarcie nie mogło być inaczej.
Siedząc zapatrzona w świecie gazety Isabelle podniosła wzrok, aby rozejrzeć się po sali. Często to robiła, aby przypatrzeć się innym, ich zachowaniu, to jak odnajdują się w całej sytuacji. Tak, jak się spodziewała wiele smutnych, przerażonych min gościło na twarzach uczniów. Kiedy przypatrywała się stołowi gryfonów, zauważyła znajomą jej rudą czuprynę uśmiechającą się do ludzi z którymi rozmawia. Myślami wróciła do wczorajszej nocy, zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, zastanawiała się czy to naprawdę nie był sen. Poczucie obrzydzenia zostało, ale ciekawość poczucia ciepła innego człowieka pozostała. George ani razu na nią nie spojrzał, jakby zapomniał co wczoraj się wydarzyło.
– Isabelle – Blaise przemówił ciepły tonem, delikatnie dotykając ramienia blondynki. – Wszystko w porządku? – dziewczyna jedynie pokiwała głową i lekko uśmiechnęła się do chłopaka, nie chciała, aby ktokolwiek zobaczył ją w takim stanie jakim obecnie się znajdowała, a była zagubiona.
– Nic mi nie jest, Blaise – powiedziała spokojnym neutralnym tonem. – Zastanawiam się jedynie czy nie zapomniałam mojego zadania na historię magii – zaczęła przeszukiwać torbę dla większego prawdopodobieństwa. – I chyba o nim naprawdę zapomniałam – mówiąc to zrezygnowanym głosem, przepraszając towarzystwo chciała wstać i udać się do dormitorium po swoje zadanie, w połowie drogi złapał ją Blaise, który zadeklarował, że z nią pójdzie
– Naprawdę nie musisz ze mną iść, Blaise – słowa wypadały z jej ust automatycznie, szła szybko i nie oglądała się za siebie.
– Mam wrażenie, że nie chcesz mojego towarzystwa – zaśmiał się chłopak, ale blondynka już zniknęła za rogiem, kiedy zeszli po schodach. Idący dalej pan Zabini, zorientował się że jego miła koleżanka po prostu zniknęła. Wrócił się do miejsca gdzie widział ją ostatnio, ale nie mógł jej dostrzec. Lekko zaniepokojony stał w miejscu i zastanawiał się co ma teraz zrobić.
Isabelle jakoś nieszczególnie przejęła się zaniepokojoną miną ślizgona. Wychodząc cicho zza jednej z kolumn powoli ruszyła w kierunku swojego pokoju, tak aby Blaise jej nie zauważył. W końcu delikatnie odmówiła propozycji chłopaka. Nie uśmiechało jej się zbyt długie przebywanie z przyjacielem swojego brata. To nie tak, że Isabelle nie lubiła Blaise, po prostu w tamtym momencie wolała zostać sama.
Wchodząc do pokoju, dziewczyna spojrzała na swoje łóżko, na którym leżały książki. Fredric jak zawsze siedział na zagłówku tapczanu i bacznie pilnował kto wchodzi do pokoju. Isabelle spakowała swoje zadanie, a następnie wyciągnęła rękę do swojej sowy, aby ją pogłaskać. Stworzenie wyglądało na niespokojne i takie też było. Fredric złapał swoim dziobem blondynkę za rękę, a następnie zacisną swój pyszczek. Ostrą jego krawędzią wbił w dłoń blondynki, która zaczęła krzyczeć i się wyrywać z dość silnego bólu, ale także z przerażenia. Szybkie krótkie oddechy sprawiły, że dziewczyna zaczęła czuć ogromny ból w głowie, nie wiedząc co się dzieje osunęła się na podłogę, trzymając rękę w górze. Kiedy przestała krzyczeć i uspokoiła się, ale ból dalej nie ustawał, poczuła jak zacisk na jej dłoni się rozluźnia, a sowa siedzi koło jej głowy i przypatruje się jej. Isabelle popatrzyła zdezorientowana na swojego pupila.
– To był test, Isabelle – przemówił Fredric ludzkim głosem, wpatrując się w jej oczy – Zdałaś, co nie zmienia faktu, że dalej jesteśmy tobą rozczarowani – słowa wisiały w powietrzu, a Isabelle nie wiedziała czego boi się bardziej, tego że jej sowa mówi, czy tego że z jej dłoni leci krew o odcieniu tak czerwonym, jak nigdy wcześniej nie widziała u żadnego człowieka.
----------
Dość krótko nawet bardzo, ale chciałam coś dodać bo długo nie było i chyba w końcu odzyskałam wene i czas.
Trzymajcie się zdrowo w ten ciężki czas!
Opinie jak zwykle mile widziane <3
Miłego dnia/spokojnego wieczoru
Miyozuki
CZYTASZ
I had to be perfect | George Weasley
FanfictionHistoria niby taka sama jak wszystkie. Niczym się nie wyróżniająca, ale czy na pewno? Świat magii. Świat czarów, nie zawsze jest kolorowy jak nam się wydaje. Stawia przed nami niebezpieczeństwa, trudne decyzje, które podejmujemy impulsywnie i nie m...