Ten pierwszy: Rozdział XII

582 44 7
                                    

Listopad to paskudny miesiąc, deszcz oraz zimny wiatr przeszywał skórę każdego człowieka, który szukał przyjemnego ciepła. Chłód dało się odczuć w całym zamku nie tylko przez porę roku, ale także przez grasujących dementorów, którzy kręcili się wokół Hogwartu. Sprawowanie bezpieczeństwa nie szło im najlepiej, większość uczniów, jeśli nie wszyscy byli przerażeni ich obecnością. Jednak Syriusz Black dalej był na wolności, a życie szkoły nie mogło stanąć w miejscu, dlatego dyrektor mimo szczerych chęci nie był w stanie pozbyć się tych okrutnych istot. Mimo wszystko każdy starał się funkcjonować normalnie, zajęcia odbywały się w przeciętny sposób, gracze quddicha trenowali do kolejnego meczu, który miał się odbyć już za kilka dni. Tym razem było to starcie między domem lwa, a Slytherinem. W kręgu zagorzałych kibiców chodziły zakłady o to kto wygra tym razem. Młodzi czarodzieje oraz czarownice wyczekiwali starcia już dłuższy czas, w końcu te dwa domy zacięcie ze sobą rywalizowały, dlatego nie było to żadnym zaskoczeniem, że  ludzie nie mogli się doczekać tego starcia.

Tego popołudnia Isabelle siedziała w jednej z sal zamku oczekując przyjścia profesora Lupina, który miał przeprowadzić zajęcia. Czekając na profesora uczniowie byli dość żywiołowi. Uczniowie domu węża nie pozostawali obojętnymi w stosunku do członków Gryffindoru. Papierowe kulki leciały przez całą sale, można było usłyszeć solidne przezwiska z jednej i drugiej strony. Nieszkodliwe, ale złośliwe zaklęcia także były na porządku dziennym, w końcu te dwa domy nienawidziły się pod każdym aspektem. Isabelle przyglądając się całej sytuacji miała wrażenie, że nic nie jest w stanie powstrzymać odwiecznej rywalizacji i walki. Wzdychając cicho zastanawiała się, czy przyjdzie taki dzień dzień, gdzie wszystkie domy będą jednością. 

– Co się dzieje, Isabelle? – zapytał Blaise siedzący obok blondynki, domyślał się, że dziewczyna nie jest w najlepszym nastroju, ale nie miał pojęcia czy jej zbolała mina to po prostu jej twarz, czy naprawdę coś się dzieje.

– Nic takiego – odpowiedziała podpierając twarz dłonią – zastanawiam się czy kiedykolwiek dojdzie do tego, że Slytherin i Gryfindor się dogadają – kończąc swoje słowa dziewczyna popatrzyła na Blaise'a, a ten wybuch śmiechem na pół sali. Nastolatka mając nadzieję, że nikt nie usłyszał jej rozterek poszła w ślady chłopaka, aby  ukryć swoją naiwność i udawać, że to był po prostu żart. 

– Gdybyś nie zaczęła się śmiać pomyślałbym, że naprawdę się nad tym zastanawiasz – wydusił z siebie ciężko, próbując złapać oddech. Isabelle przytaknęła mu z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Przez swoje wyobrażenia o jedności wszystkich domów zapomniała, że to są nierealne marzenia. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że nieważne jak bardzo będzie się starać i nieważne jak wiele wysiłku, czasu, łez, a być może nawet krwi będzie musiała poświęcić, zawsze będzie należeć do Slytherinu, który jest odwiecznym wrogiem Gryffindoru. Ani jeden, ani drugi dom nigdy siebie nie zaakceptują. 

 Nagle drzwi do sali otworzyły się z wielkim hukiem i do pomieszczenia wpadł profesor Snape. Między uczniami od razu zapanowała grobowa cisza, nikt ani się poruszył. Nauczyciel stawiał szybkie kroki tym samym wymachując różdżką zamykając okna. Patrzył na nich surowym wzrokiem i jedyne słowa jakie padły to otworzenie podręczników na jednej ze stron. Dzisiejszy temat dotyczył wilkołaków, co wzbudziły w pannie Granger nie lada oburzenie.

Zajęcia przebiegały w dość spokojnej atmosferze wszyscy byli skupieni na swoich zadaniach, w końcu u profesora Snape'a nie było innej możliwości jeśli ktoś nie słuchał  lub zajmował się czymś innym to profesor odcinał punkty, wszystkim z wyjątkiem swojemu domowi. 

Lekcje zakończyły się a wraz z nimi rozpoczęła się przerwa obiadowa, młodzi czarodzieje i czarownice wybiegli w popłochu z sali i pokierowali się w stroję wielkiej sali na obiad. Isabelle nieśpiesznie zbierała swojego rzeczy z ławki oraz pozbywając się Blaise'a tłumacząc się, że musi porozmawiać z profesorem na osobności. Niepewnym krokiem zbliżyła się o dębowego solidnego biurka nauczyciela, który przyglądał się jakimś zapiskom na jednym ze swoich pergaminów. Nawet nie odrywając wzroku od zapisanych liter zwrócił się do Isabelle.

– Tak, panno Malfoy? – zapytał neutralnym głosem podnosząc wzrok na Isabelle, która nagle zapomniała o co miała zapytać nauczyciela. Naszły ją wątpliwości czy pyta dobrą osobę, ale z drugiej strony czy jest ktoś kto udzieliłby jej takich informacji? Profesor czekał cierpliwie, aż dziewczyna zacznie rozmowę. Wydawała się mu dość zagubiona, a widząc jej zakłopotanie zapytał tylko czy coś się stało, na co Isabelle podniosła na niego wzrok i niepewnie otworzyła usta.

– Chciałam tylko zapytać... – zaczęła dość skrępowana, ale teraz albo nigdy – Czy pan profesor wie coś na temat Istot spod mroku? – ostatnie słowa wypowiadała tak cicho, że Snape musiał nastawić bardziej uszy, aby ją usłyszeć.

– A dlaczego pytasz? – zapytał wstając ze swojego fotela, nauczyciel nie był przygotowany na takie pytanie, podszedł do jednego z okien i przypatrywał się wyblakłej zieleni, która próbowała się utrzymać pomimo mroźnych nocy. Profesor zastanawiał się ile jego uczennica wie o temacie, który pyta i jak bardzo zgłębiła wiedze przychodząc do niego.

– Ostatnio, jak pan profesor zapewne wie, ukazał mi się bogin na zajęciach z profesorem Lupienem – zaczęła przypominając sobie tamte wydarzenia, które przyprawiają ją o dreszcze – a jeszcze wcześniej na zajęciach wróżbiarstwa pokazał mi się znak oznaczający "próbę i cierpienie" oraz "niebezpieczeństwo na twojej drodze" kiedy wróżyliśmy sobie z fusów. Myśli pan, że to może być jakoś ze sobą powiązane? – zapytała opierając się o drewniany mebel i splatając ze sobą swoje dłonie. Snape odwróciwszy się twarzą w stronę blondynki nie wykazywał żadnych emocji, nie był tez zestresowany, raczej kierowała nim ciekawość co dzieje się w głowie Isabelle i czy nie jest kolejną młodą czarownicą, która wkroczy na ścieżkę czarnej magii.

– Pamiętam ten incydent – potwierdził nauczyciel, aby zyskać na czasie co powinien odpowiedzieć swojej uczennicy, nie wiedział za bardzo co ma powiedzieć, z jednej strony wiedział, że nie powinien rozmawiać o czarnej magii z żadnym uczniem, ale z drugiej strony Istoty spod mroku to nie był najczarniejszy odmęt tej dziedziny, dlatego uznał, że być może powinien uchylić rąbek tajemnicy córce Lucjusza Malfoya.

– W dziale ksiąg zakazanych – zaczęła dosyć cicho z westchnieniem, ale musiała coś wydusić z małomównego profesora – przeczytałam, że Istoty spod mroku odgrywają się za swoich przodków i ukazują się osobie, którą szukają. – Isabelle zawiesiła głos, aby przełknąć ślinę, która ciążyła jej w gardle od jakiegoś czasu. Mówiła to pierwszy raz na głos, co wydawało się jej jeszcze bardziej realne niż wcześniej. – Dowiedziałam się też, że nie ma sposobu na ich pokonanie.

– Boisz się, ze po ciebie przyjdą? – zapytał zaciekawiony nauczyciel, na co Isabelle tylko przytaknęła. – Panno Malfoy Istoty spod mroku to nie są wielkie stworzenia mimo, że w księgach tak jest napisane – zaczął – ukazują się one pod dwoma postaciami, tą którą ty zobaczyłaś na zajęciach z profesorem Lupienm to nich mroczna postać , ale jak zapewne już wiesz, nie możesz się dać dotknąć – profesor przechadzał się między tablicą a biurkiem tłumacząc blondynce podstawowe informacje. – Wbrew pozorom są one łatwiejsze do zapanowania niż mogłoby się wydawać, ale te sposoby na ich okiełznanie to zaklęcia z czarnej magii, więc proponowałbym nie szukać sposobu, aby z nimi walczyć, raczej skupiłbym się na tym jak się przed nimi ukryć.

– Ale ja nie chce żyć całe życie w ukryciu i się przed nimi chować – powiedziała twardo Isabelle – Może mnie pan nauczyć tych zaklęć? – zapytała bez zastanowienia, a profesor jedyne co zrobił to zaczął opuszczać pomieszczenie. – Panie profesorze! – krzyknęła blondynka próbując zatrzymać Snape'a, ale nie ruszyła się nawet o milimetr ze swojego miejsca, mając nadzieję, że profesor się zatrzyma kiedy usłyszy, że dziewczyna go woła – Jest pan moją jedyną nadzieją! – prosiła szczerze próbując być twarda i się nie rozpłakać – Proszę, niech pan mi pomoże – z jej głosu dało się usłyszeć, że jest na skraju wytrzymałości i że traci wszelkie siły na cokolwiek, bezsilność stawała się nieodłącznym elementem jej życia. Profesor nie okazywał emocji, cicho wypuścił powietrze z płuc, jakby się nad czymś zastanawiał.

– Jesteś na to za młoda, aby uczyć się tych zaklęć – powiedział zatrzymując się i odwracając w stronę Isabelle – Przyjdę po ciebie kiedy nadejdzie twój czas. – po tych słowach wysoki mężczyzna wyszedł szybko z sali, a blondynka miała nadzieję, że ten czas, o którym mówił profesor, nie będzie godziną jej śmierci. 

I had to be perfect | George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz