Działo się to w 1993 roku. Oślepiające promienie wakacyjnego słońca zaszczyciły jedno z okien dworu, za którego murami kryła się rodzina najbardziej zimnego i okrutnego mężczyzny, Lucjusza Malfoya. W jednym z pokoi smuga światła dotykała śnieżnej pościeli, która w pewnych miejscach była obszyta złotą nicią, co powodowało jeszcze większy blask. Pobłysk rozproszył się po całym pokoju, padając także na twarz pewnej blondynki, która cicho jęknęła z niezadowolenia, kiedy lekko otwartym okiem ujrzała niedosuniętą zasłonę. Wypuszczając z siebie westchnienie przekręciła się na drugi bok, próbując pogrążyć się znów we śnie. Nie dane było jej jednak długo nacieszyć się spokojnym poraniem, gdyż po chwili do jej masywnych dębowych drzwi ktoś zapukał. Lekko uniosła się na łokciach i nie do końca wiedząc gdzie jest i kto ma czelność przeszkadzać jej w ponownym zatopieniu się w drzemce. Z jej malinowych ust wydobyło się zbolałe "proszę", a kiedy drzwi się otworzyły jej grymas zmienił się na lekki uśmiech. Mały skrzat domowy lekko ukłonił się w jej stronę, a następnie witając się grzecznie podszedł bliżej wielkiego łóżka.
– Zgredek wita panienkę, panno Isabelle - rozległ się delikatny cichy głos. – Zgredek przeprasza, że tak wcześnie musi panienkę budzić, ale panienki rodzice wcześniej zażądali śniadanie – domowy skrzat, który zaszczycał dwór odkąd tylko Isabelle oraz jej brat bliźniak Draco przyszli na świat. Małe stworzenie, które pomagało w dworze, chciało także pomagać małej bezbronnej ośmiolatce, która czuła się odrzucona przez swoich rodziców, przez swojego bliźniaka, który był ich oczkiem w głowie i mimo, że ta mała istotka spotykała się z licznymi kopniakami, oraz wyzwiskami z tych dziewczęcych malinowych ust, nie poddawał się. Chciał, aby córka jego pana była zadowolona. Nie spodziewał się, tak naprawdę nikt się nie spodziewała, że mała Isabelle Malfoy zacznie w nim widzieć kogoś więcej niż skrzata domowego, którym trzeba pomiatać oraz traktować jak kogoś gorszego. To on pomógł jej kiedy po nocach obwiniała się o każdą porażkę rodziców, chciała być zauważona, chciała zwrócić uwagę swoich rodziców, ale ilekroć coś przeskrobała dostawała ostrą reprymendę od ojca. Zgredek przychodził i pocierał jej plecy, kiedy to ona siedziała w kącie pokoju i płakała, nie tylko z powodu rodziców, ale także kiedy widziała jak ktoś krzywdzi Zgredka. Nie miała natomiast odwagi, żeby sprzeciwić się ojcu czy matce. Prosiła w zaciszu swojego pokoju, aby nic się nie stało temu skrzatowi, który pierwszy zobaczył jej łzy i zamiast wyśmiewać, szczerze ją pocieszył.
– Nic nie szkodzi – powiedziała schodząc z łóżka, przykucając przy skrzacie i lekko poklepała go po główce. – I mówiłam ci już, żebyś nie dodawał tego słowa "panienka", nie lubię tego – dodała podchodząc do wielkiej szafy i wyciągając z niej jedną ze swoich wyjściowych szat. Jeśli śniadanie jest tak wcześnie to znaczy, że musi być jakieś wyjście lub ktoś ważny przychodzi na posiłek. – Czy ktoś ma nas odwiedzić Zgredku? – zapytała odwracając się do niego przodem. Na co skrzat pokręcił głową.
– Zgredek słyszał, że przyszły listy z Hogwartu – szepnął jakby bojąc się, że ktoś go usłyszy. Dziewczyna pozostała bez wyrazu na swojej twarzy. Wiedziała już od paru tygodni, że nie wróci do Akademii Magii Beauxbatons we Francji. Nie podzielała pomysłu rodziców, nie chciała zmieniać swojego miejsca, zbyt cięzko pracowała na swoją obecną pozycję oraz o tytuł jednej z najlepszych uczennic w całej Akademii. Nie uśmiechało się jej przebywać wśród nowych osób, nie chciała być także "tą nową", o której zdążą się narodzić plotki już na peronie dziewięć i trzy czwarte. Jednocześnie kiedy pomyślała o wyścigach szczurów w starej szkole, czuła się zawiedziona. Draco opowiadał, że każdy dom zbiera punkty dla wszystkich. I mimo, że Slytherin cechuje się sprytem oraz zaradnością, wśród tego wszystkiego panuje także braterstwo, poświęcenie się za członka domu. Isabelle nie wiedziała czy to dobrze. Sądziła, że praca indywidualna się liczy i to, co każdy osiągnie samemu, tymczasem stanęła przed czymś takim, jak "współpraca", zdawała sobie z tego, że będzie jej potrzebny czas na to, aby oduczyć się swoich przyzwyczajeń. Ciężko jej było przyzwyczaić się do tego, że wśród członków do domu nie ma osoby, która zaciekle by rywalizowała ze wszystkimi. Nie wiedziała czy sobie poradzi, można powiedzieć, że bała się nowego miejsca, bała się tych nowych rzeczy, które miały nadejść za dokładny tydzień. Złość, która żyła w niej od kilku tygodni, przez zmianę szkoły, pozostawała w niej nadal, "więcej problemów, niż pożytku". – Czy panienka Isabelle dobrze się czuje? – usłyszała głos skrzta, który był tuż przy niej dosięgając jej do brzucha. Dziewczyna jedynie nieśmiało się uśmiechnęła.
– Boję się Zgredku – wyszeptała w przestrzeń – Nie chce tam iść, wolałabym zostać w Akademii – mówiła smutnym głosem, nie bała się rozpłakać przy skrzacie zbyt wiele razy to robiła, aby teraz się czegoś wstydzić. Zgredek bez słowa podszedł do blondynki i lekko ją przytulił. Oboje siedzieli tak przytuleni na podłodze, dopóki ktoś nie zapukał do drzwi. Isabelle odruchowo wskazała na łóżko, aby Zgredek się pod nim schował. Kiedy drzwi się już otworzyły ze spokojem spojrzała na nowego gościa, mimo, że w środku serce bił jej jak szalone. Ujrzawszy ojca lekko znieruchomiała. Nie jest zbyt częsty widok, a nawet można by powiedzieć, że rzadki, widzieć Lucjusza Malfoya w pokoju córki. Zanim ona mogła choćby otworzyć usta, on już wypowiadał słowa, które sprawiły, że dreszcz przeszedł jej po plecach.
– Posłałem po ciebie Zgredka, gdzie on jest? – jego lodowaty wzrok skanował pokój dokładnie od kąta do kąta, ale nie znalazł nikogo, kto by w pełni satysfakcjonował.
– I był i już wyszedł, zaraz po tym jak przyszedł – odpowiedziała ten krzty emocji w głosie, co nieco zirytowało Lucjusza. On wiele oczekiwał od swoich dzieci, na gusta niektórych nawet zbyt dużo i niemożliwego. Wszyscy posądzali go, że jest tyranem, że nie umie zajmować się nawet własnymi dziećmi. Lucjusz jakoś nigdy nie przejmował się szczególnie opiniami innych czarodziejów, co prawda był czasami lekko poirytowany różnymi plotkami, które błądziły na jego temat, ale nie wyrażał nadmiernych emocji. Chciał, aby jego dzieci były odporne na krzywdę czarodziejskiego świata. Lucjusz mimo okrucieństwa jakie w nim pozostało, kochał swoje dzieci. Nie chciał im nadmiernie okazywać, bo to zaburzało jego idee, które swoją drogą były dość oziębłe. Chciał wierzyć, że dzieci kochają go mimo wszystko, bo prawda jest taka, że zrobił by dla dzieci bardzo wiele. Nie czekając dłużej wyszedł z pokoju, a po kilku krótkich minutach Zgredek wyszedł z ukrycia i podreptał do drzwi szepcząc ciche "dziękuję" w stronę blondynki, po czym szybko ulotnił się z pokoju. Isabelle odwróciła głowę i spojrzałam na duży brązowy zegar, który wisiał na ścianie. Jego srebrne wskazówki przesuwały się powoli po tarczy, na której był namalowany ciemnozielony wzór węża wijącego się na brudno białej czaszce i syczącego na obcych, który mieli czelność wejść do mojego pokoju. U dołu zegar miał przyczepione trzy wahadła, ale to największe na środku poruszało się wydobywając ciche tykanie. Wąż był strażnikiem czasu, a także opiekunem tego zegara, który jest w dworze już od piętnastego wieku. Zabytkowy zegar od czasu do czasu zatrzymywał się w miejscu i gdy wybijała godzina pierwsza, a za oknem było ciemno, srebrne wskazówki zaczynały szybko kręcić się po tarczy wykonując trzy pełne obroty, a następnie trzy razy wybijał godzinę pierwszą. Nikt nie wiedział o co chodzi. Jedynie Lucjusz nie wydawał się poruszony tym dziwnym zjawiskiem. Zegar wisi na ścianie kilka wieków, a zachowuje się jakby żył swoim własnym życiem. Jakby tylko czekał na odpowiedni moment, aby tylko wybić godzinę, której nie może, której nie jest w stanie, ale przecież to tylko rzecz. Nawet w magicznym świecie to nie możliwe, aby teorie jakie krążą po głowie Isabelle były prawdziwe. Teorie, które mówią, że w zegarze ktoś jest, ponieważ dziewczyna słyszy krzyki dochodzące z samego środka tarczy.
CZYTASZ
I had to be perfect | George Weasley
FanfictionHistoria niby taka sama jak wszystkie. Niczym się nie wyróżniająca, ale czy na pewno? Świat magii. Świat czarów, nie zawsze jest kolorowy jak nam się wydaje. Stawia przed nami niebezpieczeństwa, trudne decyzje, które podejmujemy impulsywnie i nie m...