– To mają być jakieś nieśmieszne żarty drogi dyrektorze? – głosy były zgłuszone, jakby osoby mówiące były za szybą. Młoda delikatna blondynka nie wiedziała co się dzieje, nie do końca rozumiała gdzie jest i co robią osoby, których obecność czuje przy sobie. Powieki były zbyt ciężkie, aby je podnieść, to było zbyt trudne. Łóżko szpitalne wydawało się jej dziwnie znajome, miała wrażenie, że zapachy unoszące się w powietrzu są jej przyjaciółmi, ale coś tutaj było nie tak. Woń wdzierająca się do jej nozdrzy nie przypominała leków, ani charakterystycznego odoru pościeli szpitalnej. Isabelle czuła się dziwie, jakby jej ciało było dalej w Hogwarcie, ale umysł próbował przedostać się do innej rzeczywistości. Przed oczami widziała kamienną ścieżkę, unoszącą się w powietrzu, a wokół niej rozdzierało się gwieździste granatowe niebo, przy każdym rozdrożu stała latarnia, a w niej palący się błękitny płomień.
– Proszę mi wybaczyć, panie Malfoy, ale nie jesteśmy w stanie wyjaśnić dziwnego zjawiska, jakie maiło miejsce – Isabelle stojąc na początku ścieżki słyszała w przestrzeni rozmowę między jej rodzicami, a dyrektorem Hogwartu. Rozglądając się wokoło nie wiedziała co ma zrobić, a próbując wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, głos nie wydobywał się z jej ust, tak jakby straciła mowę. Cicho westchnęła, kiedy słyszała poirytowanie ze strony swojego ojca, który obwiniał za całą sytuację profesora Dumbledore'a.
– Isabelle tędy... – usłyszała dziwny głos w głowie, a następnie rozejrzała się jeszcze raz wokół siebie, jednak nikogo nie dostrzegając. Zauważywszy mocniej świecący się płomień w latarni, podchodząc do niego miała wrażenie, że zawzięta dyskusja "z zewnątrz" milknie. Głosy wydawały się jeszcze bardziej stłumione niż wcześniej, a sama okolica stawała się coraz bardziej przyjemna. – Tak, moje dziecko, idź prosto... – delikatny hipnotyzujący szept wydawał się być coraz bardziej przyjazny. Nie było mowy, aby się oprzeć, przez co dziewczyna podeszła do pierwszej latarni, jaka stała jej na drodze. Blondynkę ogarnęło dziwne uczucie, miała wrażenia jakby śniła, ale jednocześnie wszystko wydawało się być tak realistyczne, że to niemożliwe, aby to był tylko wytwór jej umysłu. Dalsze kroki robiła instynktownie, jakby robiła to każdego dnia, machając delikatnie rękami wypowiedziała jakieś dziwne zaklęcie, z którym nie miała wcześniej do czynienia, wokół niej uniosły się trzy płomienie: zielony, czerwony oraz żółty, otworzyły one drzwiczki do źródła światła. Płomień rozbłysnął, a po nim został mały kawałeczek pergaminu, który powoli opadł na ziemię. Isabelle pochyliła się nad nim i wypowiadając słowa na głos ujrzała bogina, którego zobaczyła na lekcji profesora Lupina, "Zła Istota".
Siedząc na łóżku szpitalnym, oddychając ciężko wpatrywała się w swoje stopy, przykryte kołdrą. Za oknem przedzierał się blask księżyca, a na poręczy łóżka, u jej stóp siedziała sowa.
– Fredrick? – zapytała nieśmiało Isabelle. Zwierzę pokiwało jedynie twierdząco główką, a następnie spojrzał na wielkiego naturalnego satelitę.
– Widziałaś płomień? – zapytał Fredrick zmieniając pozycję siadając na dłoniach dziewczyny, które miała złączone na pościeli. Blondynka domyśliła się, że chodzi mu o dziwne miejsce, gdzieś w nieznanej jej przestrzeni.
– Tak – westchnęła – Widziałam, ale nie rozumiem tak wielu rzeczy – spojrzała w oczy swojej sowy, nie bała się swojego pupila, od czasu kiedy Fredrick zatopił w niej dziób i posprzątał krew czuła z nim dziwną więź, której nie potrafiła wytłumaczyć. To było bardzo dziwne, ponieważ miała wrażenie, że jest z nią w jakiś sposób powiązany, jakby był jej rodziną, ale to nie łączyło się dla niej w żaden logiczny sposób. – Co mam robić Fredrick? – spojrzała błagalnie na sowę, mając nadzieję, że pomoże jej w jakiś sposób zrozumieć co się dzieje wokół.
– Nie mogę ci wszystkiego powiedzieć, to jest twoje przeznaczenie – delikatnie poruszył się na dłoniach, dziewczyna ułożyła ręce tak, aby sowa mogła swobodnie się w nich położyć. – Jedyne co mogę dla ciebie zrobić to cię naprowadzić. – Isabelle pokiwała głową czekając na dalsze wskazówki, spodziewała się prostych instrukcji, ale zamiast tego otrzymała:
- Gdy czegoś nie wiesz, uczysz się,
Wśród diabłów znajdziesz odpowiedz,
Powinnaś wejść tam gdzie nie możesz
O godzinie, której najbardziej się boisz.Słowa zawisły w powietrzu, mała podpowiedz Fredricka nic nie pomogła Isabelle, było to pokręcone, nie rymowało się i trudne do zapamiętania. Jednak chęć dowiedzenia się o co chodzi była silna, tak bardzo, że Isabelle postanowiła sobie, że nie spocznie dopóki nie dowie się całej prawdy.
Podczas nocnych zgadywanek w skrzydle szpitalnym, w jednej z komnat dormitorium toczyła się rozmowa pewnych kawalerów. Sytuacja była skomplikowana, bardziej niż mogłoby się wydawać. Rudy chłopiec siedział na rogu swojego łóżka, łokcie trzymając na swoich kolanach, podpierając dłońmi czoło. Trwając w takiej pozycji, załamany delektował się w ciszą, próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Na jego ramieniu nagle pojawiła się dłoń, ciepła, silna dłoń, która zawsze przychodziła mu z pomocą. W pokoju było ciemno, jedynie srebrzysty blask padał na tapczan, świecąc na twarz chłopaka.
– George, co się dzieje? – zapytał brat, kiedy dostrzegł jego zaniepokojony wyraz twarzy.
– Nie mam pojęcia, Fred – odpowiedział przybitym głosem, jakby stracił resztki życia – Naprawdę, nie wiem. Czuję się tak bardzo zaniepokojony, ja.. – urwał na chwilę, aby zebrać myśli – ja.. Nigdy nie czułem w sobie takiej obawy, że coś może się komuś stać – George znowu przerwał, potrzebując czasu na to, aby powiedzieć to co czuje – Fred, ja się boję..
– O Isabelle Malfoy? – zapytał z niedowierzaniem Fred, wiedział, że jego brat zachowuje się inaczej, wiedział o wizycie i spotkaniu "panny czystokrwistej" i Georga z Filchem, ale nie wiedział dlaczego akurat ona, nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Wiedział, że jego brat czeka na miłość swojego życia, ale nikt nie spodziewał się, że cokolwiek poczuje do takiej osoby jak Isabella Malfoy, która jest zimna, okrutna, rozpieszczona, bez litości itd, zresztą samo to, że pochodzi z rodziny Malfoy powinno dać już wiele do zrozumienia. Jednak on jak i George wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie oszukujmy się, zakochać się w największym wrogu, jest dość niespotykaną rzeczą.
– Tak.. – przyznał niechętnie – Nie jestem w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć, ale to było jak grom z jasnego nieba, Fred – jeden z rudzielców spojrzał na drugiego, w jego oczach było widać iskry ekscytacji oraz coś, co Fred nie był w stanie zidentyfikować – Chyba się zakochałem, w jej zimnych oczach przypominających stal. Ja wiem, ze to brzmi irracjonalnie, ale mam ochotę przy niej po prostu być, wydaje mi się dość skrzywdzoną osobą. Mam nieodparte wrażenie, że różni się od innych Malfoyów, że jest inna, po prostu wyjątkowa.
– Zdajesz sobie sprawę, że mówisz o córce Lucjusza Malfoya, a zarazem siostry tej białej fretki z krzywymi zębami? – zapytał dla pewności Fred, chociaż było to można podciągnąć pod pytanie retoryczne. Nie chciał przyznać się bratu, że nie podziela jego entuzjazmu co jego wybranki. Chciał, aby jego brat był szczęśliwy, ale miał wrażenie, że akurat ta dziewczyna przyniesie mu same problemy. Niechęć do rodziny Malfoy, była duża, nie trzeba było tego opisywać bardziej szczegółowo. Każdy wiedział, jak te dwie rodziny się nienawidzą, że mogliby bez problemu się pozabijać, ale wiedział że chce wspierać swojego brata, bo od tego ma się rodzeństwo. Bał sie jedynie jak to wszystko się potoczy, nie wyobrażał sobie ich razem, ich wspólnej przyszłości, ani tego, że ich ojciec zaakceptowałby tego rodzaju związek.
– Niestety tak, ale coś mnie do niej ciągnie. Myślisz, że to może być przeznaczenie?
Słowa wisiały w powietrzu, a jak wiadomo nie na wszystko da się odpowiedzieć w logiczny sposób. Czasami życie jest nieobliczalne i przynosi wiele wrażeń, jednak granica między przypadkiem, a przeznaczeniem jest bardzo mała. George tamtej nocy, mimo że leżał w łóżku długo nie mógł zasnąć, starał się zatrzymać karuzele myśli, ale pewne rzeczy nie dawały mu spokoju, zastanawiał się, czy uczucie jakie żywił do Isabelle to prawdziwa miłość, czy to urok rzucony przez przeznaczenie.
A wy wierzycie w przeznaczenie?

CZYTASZ
I had to be perfect | George Weasley
FanfikceHistoria niby taka sama jak wszystkie. Niczym się nie wyróżniająca, ale czy na pewno? Świat magii. Świat czarów, nie zawsze jest kolorowy jak nam się wydaje. Stawia przed nami niebezpieczeństwa, trudne decyzje, które podejmujemy impulsywnie i nie m...