Rozdział 11

21 1 0
                                    

Irytujące pikanie doprowadzało mnie do szału. Nie pozwalało normalnie myśleć lub wręcz przeciwnie - wyłączyć się i spać.

W końcu nie wytrzymałam i zmusiłam się do otworzenia oka.

Biało-zielone ściany, nieznośnie jasne światło, ciągle pikające aparatury.

Skrzydło szpitalne.

Zamknęłam oko i westchnęłam. Jednak od razu tego pożałowałam. Skrzywiłam się na potworny ból w klatce piersiowej. Mój głos był mocno zachrypnięty, co zauważyłam kiedy zaczęłam cicho kląć. Ciężko mi się oddychało. Wszystko mnie bolało. Czułam się okropnie. Ale mimo wszystko nie chciałam spędzić w tym miejscu ani dnia.

Usłyszałam śmiech. Ponownie otworzyłam jedno oko. Remy siedział obok łóżka na krzesełku i na mnie patrzył. Książka w ręku i okulary na nosie sugerowały, że czytał.

- Powinienem cię teraz ochrzanić i mówić ci jak nieodpowiedzialnie się zachowałaś - zaczął z rozbawieniem. - Ale chyba to sobie daruję, bo już dostałaś nauczkę.

Mruknęłam niezadowolona, ale zgadzając się i otworzyłam drugie oko. Zamrugałam kilkakrotnie próbując wyostrzyć widzenie.

- Aż tak źle? - jęknęłam. Odchrząknęłam pozbywając się chrypki.

- Dwa złamane żebra, lekki wstrząs mózgu, skręcony nadgarstek, liczne siniaki, stłuczenia, skaleczenia i nacięcia oraz spora utrata krwi - wyliczał na palcach, a ja z każdym jego słowem coraz bardziej się krzywiłam i ukrywałam w pościeli. Coraz bardziej chciałam zniknąć. Wiedziałam jakie ma to konsekwencje. I nie był to tylko ból.

Remy zaśmiał się, po czym poszedł po Luka. Chwilę po tym wszedł lekarz z pielęgniarką. Był trochę zdziwiony, że odzyskałam przytomność. Zrobił wszystkie badania i tego podobne rzeczy, z czego oczywiście nie byłam zadowolona, ale nic nie mówiłam.

Gdy wyszli, od razu do sali wparował Lukas i podbiegł do mnie z radosną miną. Usiadł na łóżku i położył się tak, że przytulał się do moich nóg. Zaśmiałam się. Zachowywał się jak piesek witający po długim rozstaniu swojego pana. Pogłaskałam go po głowie. Remy wszedł do sali zamykając za sobą drzwi. Pokręcił głową z rozbawieniem i zajął swoje wcześniejsze miejsce.

- Stęskniłem się - słowa Luka tłumione były przez kołdrę.

- Właśnie! - przypomniałam sobie. - Ile byłam nieprzytomna?

- Tak Lukuś, ja też się stęstkniłam - brunet podniósł głowę i naśladował mój głos. Wywróciłam jedynie oczami i przesłałam mu buziaka.

- Trzy dni - odpowiedział mi Remy.

- Suuper - stęknęłam, a on uśmiechnął się krzywo.

- Niby mało, ale wiesz ile się działo?! - Lukas ożywił się nagle. Całkowicie zapomniał o urazie do mnie i jego oczy zaświeciły się. Rzuciłam spojrzenie jasnowłosemu.

Luke nie odnosił się z tym jakoś bardzo, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że uwielbia plotki, nowinki czy różne wiadomości. Uwielbia wiedzieć. Potrafi niezauważenie wypytać kogoś tak, aby pytana osoba nie zdała sobie sprawy, że brunet ma w tym jakiś cel. Zazwyczaj każdy myśli, że po prostu chłopak nie ogarnia i chce jakkolwiek wdrożyć się w temat. Zadaje mało szczegółowe pytania i takie same odpowiedzi często dostaje, dlatego został mistrzem w grach słownych. Może znaleźć ukryte znaczenie słów lub odpowiednio połączyć ze sobą wypowiedzi i fakty.

Taka z niego trochę męska plotkara 'level hard'.

- Oświeć mnie - uśmiechnęłam się i poprawiłam na łóżku. Igła wbita w mój nadgarstek skutecznie mi to utrudniała.

- Zacznijmy od tego, że ponoć Williams kręci z Mentil.

- Ponoć? - uniosłam brew.

Nasza wspólna opinia o tym słowie była jasna. Dużo rzeczy krążyło o nas po szkole, które były "ponoć", czyli zwyczajnie nieprawdziwe.

Lukas pokiwał głową, ale zaraz kontynuował.

- W sumie nie tak ponoć. Sam widziałem jak się liżą w korytarzu w piwnicach. Co nie zmienia faktu, że ciągle o ciebie pyta i chciał tu przyjść. Cudem Remy to ogarnął, bo ja bym najzwyczajniej w świecie mu przywalił.

Zaśmiałam się. W międzyczasie posłałam też wdzięczne spojrzenie Remiemu. Mrugnął do mnie i wrócił do lektury.

- Później mogę ci też wspomnieć o tym, że szykuje się coś grubego. Fernan i James cały czas coś robią, latają i się spieszą. Trudno zwrócić ich uwagę. Ostatnio latałem po korytarzu i wrzeszczałem słowa piosenki Eminema a Fernan tylko na mnie spojrzał. I nic. Zero odzewu.

- Nie będę wnikała czemu to robiłeś - zaśmiałam się ponownie a brunet tylko wzruszył ramionami. - Ale nie mniej jednak to dziwne. Nie wiem. Wypytam ich o to później.

- Najpierw masz wyzdrowieć - pogroził mi palcem. - Ostatni ważny punkt to to, że mamy nowego więźnia, który możliwe że więźniem być przestanie.

- Jak to? - zmarszczyłam brwi.

- Tak to. Jakiś Rick. Nie wiem. Złapali go gdy pojechaliśmy do ciebie z odsieczą. Zachary uciekł, ale złapali jego i jeszcze parę innych osób. Większość zabito, ale też pouciekali.

- Rick?

Kojarzyło mi się to imię. Nawet bardzo. Nie mogłam tylko skojarzyć skąd..

- No. Wydaje mi się, że go znam, ale nie jestem pewien...

Lukas podrapał się w zamyśleniu po brodzie. Dopiero teraz zauważyłam, że musiał się nie golić odkąd znikłam.

- Ogól wąsa - wytknęłam mu i skrzywiłam się.

Nagle przypomniałam sobie chłopaka z fabryki. Też miał lekki zarost. Przez chwilę myślałam intensywnie dlaczego mi się to przypomniało. Olałam Lukasa, który się zirytował. Remy zauważył, że coś jest nie tak. Zalała mnie fala wspomnień i zrozumienia. Nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.

- O matko.. - jęknęłam będąc w szoku moim nagłym odkryciem.

- Co jest? AG?

- Rick. Rick to jego syn.

- Kogo? Syn kogo?

Podniosłam wzrok i patrzyła raz na Lukasa, raz na Remy'ego.

- Zacharego.

FIND a HOMEWhere stories live. Discover now