Rozdział 7 ,,Slytherin!,Slytherin!''

75 4 0
                                    

Albus nie mógł dotrzymać słowa danego McGonagall. Po prostu nie mógł. Wiedzieli już dużo. Nie mogli się wycofać. Na lekcjach nauczyciele zwracali się do niego normalnie ale i tak czuł się obco. Czas spędzali w bibliotece albo w dormitorium. Czas jednak umilały im żarty braci Avarów. Obaj rywalizowali z Potterem i Weasleyami więc oba domy traciły często punkty ale i zyskiwały. Ogólnie w dormitorium było wesoło chociaż otoczka wokół trójki przyjaciół już taka wesoła nie była.

 W końcu nastał 7 listopada. Mecz Ślizgonów z Krukonami. Od samego rana Albus nie potrafił się uspokoić,a na śniadaniu nic nie zjadł choć i Scor,i Mei starali się go przekonać by coś zjadł i miał siły na mecz. Lekcje jak zawsze podczas meczy były odwoływane. Po śniadaniu Al przebrał się w strój do Quidditcha i ruszył korytarzem. 

- Powodzenia braciszku -  syknął mu nad uchem James - Nich Slytherin przegra!

- Chciałbyś! - wysyczał Albus.

- Powodzenia - bąknęła cicho Rose gdy ten przechodził obok niej z miotłą ale Al ją zignorował. Był na nią zły i nawet nie próbował się z nią pogodzić. Niestety nie zdążył przejść dalej.

- Accio! - krzyknął ktoś. Prawdopodobnie Louis,a miotła Albusa wystrzeliła do tyłu. Al natychmiast zawrócił i chciał złapać miotłę ale Fred wyciągnął różdżkę. Bez wymowy zaklęcia obrócił Albusa do góry nogami i chłopiec zawisł w powietrzu. 

- Ej zostawcie mnie! - ale słychać było tylko pogardliwy śmiech gryfonów.

 - Zostaw go idioto! - Rose wyciągnęła różdżkę - Lacarnum Inflamare! - z jej różdżki wystrzelił mały płomień który podpalił szatę Freda. Przerażony chłopak zaczął deptać płacz by ugasić płomień przez co Albus upadł na ziemię. Szybko się podniósł i pamiętając zaklęcie które znalazł w jednej z ksiąg krzyknął:

- Furnunculus! - a na twarzy Freda stojącego obok Louisa pojawiły się czyraki. James chciał uciec ale złapał go profesor Longbottom który tędy przechodził.

- Co tu się dzieje?

- Zaatakowali mnie! Broniłem się! - oparł Al.

- To ty nas zaatakowałeś! - wrzasnął James.

- Dosyć! Slytherin traci dziesięć punktów tak jak Gryffindor.

- Ale...

- Z tego co mi mówią to tylko pan Louis zaatakował no i pani Rose ale to w obronie więc nie liczę. Jestem dobry więc nie dam wam szlabanu,a teraz koniec tego! Idziemy na mecz! - niepocieszony Albus wziął miotłę do ręki i ruszył na boisko. W szatni Evan jeszcze zagrzał drużynę kilka motywującymi słowami i wyszli na murawę. Wszyscy zaczęli wiwatować. O dziwo nie tylko Slytherin był za Ślizgonami. Także Puchoni byli za nimi ponieważ nie chcieli dopingować swoich rywali,a także dlatego bo nie chcieli dopingować tego samego domu co Gryfoni z którymi mieli utarczkę. I to nie dlatego,że przegrali ale dlatego,że James ich obraził.

Al spojrzał na trybuny z których machali mu Mei i Scorpius. Uśmiechnął się lekko. Pani Hooch rozkazała by wsiedli na miotły i wzbili się w powietrze. Uczynili to co im kazała. Wytłumaczyła zasady,a potem wszyscy zajęli swoje pozycję i gwizdnęła. Mecz się zaczął. Krukoni kontra Ślizgoni. Chłopiec zauważył,że Palmer owinięty w szal Krukonów głośno klaska i patrzy z pogardą na Mei która odwzajemnia spojrzenie. Chłopiec trzymał mocno pałkę,a potem ruszył przed siebie na miotle. Ślizgoni przejęli kafla i zdobyli gola. Albus wypatrzył niedaleko tłuczka i podleciał do niego. Do bramki Ślizgonów zbliżał się Krukon z kaflem w ręku. Albus odbił tłuczka przez co tamten stracił równowagę,a kafel wypadł mu z rąk i został złapany przez Evana który strzelił drugą bramkę. Albus zaczął latać z drugim pałkarzem. Wszyscy śmigali po boisku. Nagle Albus wypatrzył jak Krukon i Ślizgon - szukający lecą za zniczem. Emira Smith szukająca Krukonów wyciągnęła rękę by złapać znicza. Chłopak nie mógł na to pozwolić. Przyspieszył  miotłę i uderzył tłuczkiem z całych sił przez co ta zaryła o ziemię. Flech spojrzał na niego wdzięcznie i złapał znicza.

- Ślizgoni! Ślizgoni! - zaczęli krzyczeć. Po meczu przebrany Albus pobiegł do przyjaciół. Wszyscy skakali i cieszyli się. 

- Nie zasłużyliście - wysyczał Palmer idąc do zamku. Mei tylko prychnęła.

- Zostajecie na Wigilię w zamku? - zapytała Mei.

- Tak rodzice się zgodzili - odparł Al.

- Moi też - stwierdził Scorpius - A ty?

- Też zostaje. Al będziesz miał więcej czasu by poćwiczyć zamienianie w węża 

- No tak ale... - zbliżyli się do Wielkiej Sali już opustoszałej. Nastał już grudzień,a większość uczniów wyjechała na święta. Usiedli przy stole - Nie przewidzieliśmy jednej rzeczy...Jak rozkażemy wężowi by powiedział ,,Otwórz się"? - zapadło kłopotliwe milczenie. No właśnie jak?

-----

Hej. Prosiłabym o komentarze. Bo nie wiem co mam zmienić czy coś zostawić. 

Albus Potter i Tajemna MgłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz