Rozdział 37

7.8K 270 196
                                    

– Hermiono, natychmiast musimy znaleźć Harry'ego – powiedział przerażony Ronald.

– Myśle, że powinniśmy się rozdzielić – mruknęła patrząc na przyjaciela ze łzami w oczach. Po chwili wpadli sobie w ramiona, jakby to było ich ostatnie spotkanie. – Uważaj na siebie.

– Ty też.

Oboje odeszli w swoje strony wciąż mając duże nadzieje, że jeszcze się spotkają. Każdy z uczniów był świadom tego co się zaczyna. Każdy z nich wiedział, że postać, której tak bardzo się bali, wróciła. Hermiona wiedziała, że ten dzień w końcu nadejdzie. Jednak, nie była przygotowana, że stanie się to akurat tego dnia. Drżały jej ręce, a serce biło jej dwa razy mocniej. Z każdym krokiem bała się coraz bardziej. Przytłaczały ją dziwne myśli i okropne wizje.

Mocniej ścisnęła swoją różdżkę i ruszyła na poszukiwania przyjaciela. Nie miała pojęcia gdzie on teraz może przebywać. Ostatni raz widziała go, gdy wychodził sam z pokoju wspólnego. A teraz może być wszędzie.

Ze zdenerwowaniem przechadzała się po korytarzach. Z każdym zakrętem uważała, aby nie trafić na nikogo nie właściwego. Za którymś razem usłyszała huk i tłuczenie się szkła. Przestraszyła się, więc zrobiła jeden krok w tył. Po chwili usłyszała dość głośny, kobiecy krzyk. Od razu go rozpoznała. Była to Pansy. Tylko co ona tu robi? Granger wiedziała, że pochodzi z rodzinny, w której są zwllenicy Voldemorta, lecz nie myślała, że ona w tym wszystkim również miała swój udział. To, że tu się znajduje jest jednoznaczne do tego, że jest zwolleniczką Czarnego Pana. Gdyby było inaczej, byłaby teraz w Wielkiej Sali, gdzie zebrali się wszyscy uczniowie wraz z nauczycielami.

– Dlaczego o tym nie wiedziałam?! – pisnęła zdenerwowana. – Odpowiedz!
– Pansy, daj spokój. Przecież Czarny Pan nie pozwoliłby, aby inni się dowiedzieli. – Warknął jakiś chłopak.

– Mogłeś mi przynajmniej wspomnieć o tym, że to ty wspuściłeś tutaj śmierciożerców – powiedziała dziewczyna, a zaskoczona gryfonka cofnęła się jeszcze dalej.

Czyli osoba, która tam jest również jest śmierciożercą. Jedynie uczeń jakimś sposobem mógł ich tu wpuścić. Do jej głowy nie przychodził nikt, oprócz jednej osoby. Na samą myśl całe jej ciało sztywniało, a do jej oczu napływały łzy. Czy to możliwe, żeby Draco posunął się do czegoś takiego? Wiedziała, że nie jest dobrym człowiekiem, ale tego się po nim kompletnie nie spodziewała.
Teraz zrozumiała kto był jej wrogiem i dlaczego ten ślizgon przyszedł do niej, aby powiedzieć, żeby uważała na otaczających ją ludzi. Draco ostatnimi czasy był dla niej miły, a to najwyraźniej miało być tylko głupią przykrywką. Wychodzi na to, że blondyn cały czas się z grywał i tylko się powstrzymywał, żeby znowu nie nazwać gryfonki szlamą. To jedyna wersja jaka przychodziła do głowy dziewczynie. Poczuła, że musi się z nim rozliczyć. To był ten moment, gdy musiała pokazać swoją odwagę i pokonać kogoś, kto zesłał na cały Hogwart niebezpieczeństwo. Bez wachania poszła innym korytarzem. Miała nadzieję, że będzie taka chwila, gdzie zostanie ze ślizgonem sam na sam. Nie miała pojęcia jak się z nim rozliczyć. Ważne było tylko to, żeby dać mu należytą nauczkę.

                               ~•~

Przechadzając się korytarzami co chwilę spoglądała przez okno. Nie było wojny. Nie nadszedł jeszcze ten czas. Jednak wiadomo było, że to się zaczęło. Ciemne niebo, które okrążyło Hogwart sprawiło, że samo miejce było przerażające. Swobodnie poruszający się śmierciożercy, którzy niszczyli całe błonia. Hermiona zobaczyła pare razy jak kilku śmiałków, próbowało powstrzać śmierciożerców, lecz zazwyczaj nie dawali rady. Z minuty na minute było można dostrzec coraz więcej świateł wydobywajacych się z różdżek. Ilość wypowiadanych zaklęć zwiększała się, a przerazenie w oczach wszystkich, nie znikalo nawet na chwilę. Po plecach gryfonki przechodziły dreszcze, spowodowane paniką. W końcu przez jedno z okien ujrzała jego. Wchodził ukradkiem do Hogwartu. Dziewczyna była na dość wysokim piętrze przez co musiała się pospieszyć, aby go spotkać. Nie dała za wygraną. Czuła, że nogi powoli odmawiają jej posłuszeństwa, mimo tego nie przestała biec. Musiała go zatrzymać, aby wyjaśnić sobie z nim kilka ważnych rzeczy.
Kiedy dotarła już na najniższe piętro, próbowała dostrzec blondynka, lecz nigdzie go nie zobaczyła. Zrezygnowana spojrzała przez okno i ujrzała straszny widok. Na błoniach roiło się od śmierciożerców i młodych czarodzieji, którzy choć na chwile chcieli ich powstrzymać. Chciała już wychodzić na dziedziniec, ale się zawahała. Musiała odnaleźć Rona i Harry'ego aby upewnić się czy nic im nie jest. Cofnęła się i próbując się nie trząść ze strachu szła przed siebie.
Trzymała różkę w ręce, gotowa na spotkanie jednego z zwolleników Czarnego Pana.
Po dosyć krótkim chodzeniu, bez spotkania żywej duszy, ujrzała w oddali jakiegoś chłopaka. Czarne włosy, szata Gryffindora. W pierwszym momencie pomyślała o Harry'm, jednak gdy chłopak się odwrócił ujrzała Corn'a. Chłopak miał groźną minę, gdy zobaczył dziewczynę. Tak jakby nie chciał aby tu była, a tym bardziej w tym momencie. Gryfonka nie rozumiała złości czarnowłosego, dotąd aż zza jednego wyjścia nie wyszedł Stiles. W trójkę stali w małym kole, co chwilę patrząc na siebie. Stiles miał przestraszona minę, jakby wiedział co go czeka ze strony Hermiony. Ona wiedziała, że chłopak domyślił, że ona wie co przed nią ukrywa. Widziała to w jego spojrzeniu. Gdy miała zacząć na niego krzyczeć usłyszała słowo, którego by się kompletnie nie spodziewała. Cruciatus.
Trwało to zaledwie sekunde, a Hermiona zorientowała się o co chodzi. Corn rzucił na Stiles'a zaklęcie niewybaczalne. Corn był śmierciożercą. Brunet wił się na ziemi z bólu, co chwilę prosząc o to aby chłopak przestał. Hermiona nie zdążyła zaareagować, bo uwagę przykuła twarz Corna. Powoli nos mu rósł, włosy zmieniały kolor, całe ciało się zmniejszyło o jakieś dziesięć centymetrów, a po chwili stała przed nią całkowicie inna osoba. Stał przed nią Adrian. Chłopak ze Slytherinu, którego praktycznie nie znała.

Dramione - Love to the end. ||ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz