To nie miała być randka. Żadne z nich nawet przez moment tak nie pomyślało. Ich spotkanie miało być jedynie nieco śmielszą próbą zapoznania, a w przypadku Harry'ego – smutnym obowiązkiem, na który niestety, dał się namówić. Przez cały tydzień rozmyślał i tworzył w głowie coraz to nowsze i bezsensowne wymówki. Im bliżej soboty, tym mniej było w nim ochoty na jakiekolwiek nadprogramowe spotkanie z Wendy. Czuł jednak, że nieważne jakby się starał, nie ma mowy, by mógł wykręcić się ze spotkania. Miał wrażenie, że dziewczyna jest na tyle uparta, że pojawiłaby się w tę cholerną sobotę w jego mieszkaniu i nie opuściła go, póki nie zgodziłby się na wyjście. Z dwojga złego, wolał przecierpieć swoje i szybko wrócić do domu. Pustego, spokojnego i cichego domu.
W piątek popołudniu kupił sobie większy zapas melisy, a wieczorem parzył ją kilkakrotnie, siedząc w fotelu i gapiąc się bezmyślnie w ścianę. Chciał nacieszyć się przepiękną ciszą przed burzą i irytującym zgiełkiem, jaki na pewno towarzyszyć będzie otwarciu sezonu na lodowisku Spinningfields.
Wendy była podekscytowana. Całymi dniami uśmiechała się z zadowoleniem i chwaliła samą siebie za siłę perswazji jaką posiada. Codziennie na nowo planowała dzień, codziennie się uśmiechała, znów była tą dawną, energiczną i rozpromienioną Wendy.
Umówili się przy Starbucksie, zaraz obok lodowiska. Harry jak zawsze był punktualnie, a Wendy jak zawsze się spóźniła. Mimo wszystko, nie odczuwała zbyt dużych wyrzutów sumienia. Radosnym krokiem podeszła do lekko zziębniętego chłopaka i powitała go uśmiechem.
- Masz zegarek? – uniósł brew, spoglądając z góry z niezadowoleniem.
- Tak, wiem. Przepraszam. Nie mogłam wyjść z domu, bo ciągle o czymś zapominałam. Możemy najpierw wstąpić po kawę – wskazała głową na kawiarnię za chłopakiem.
- Nie trzeba. Chodźmy w końcu – westchnął teatralnie i zerkając krótko na dziewczynę, ruszył w stronę lodowiska.
Tak jak przewidział, Spinningfields było przepełnione ludźmi, setką dzieci, głośną muzyką i irytującą, sztuczną radością. Choć jedynie dla niego, bo Wendy czuła się tam jak ryba w wodzie. Podążając za chłopakiem, rozglądała się z uśmiechem i czuła w sobie niezwykłą ekscytację. Prawie jak dziecko, które rodzice postanowili w końcu zabrać do Disneyland'u.
Dostając swoje pary łyżew, usiedli gdzieś z boku. Harry walczył z chęcią ucieczki i niezadowoleniem związanym z wizją wczłapania się na lód, a Wendy nucąc pod nosem i zawiązując łyżwy, co chwilę spoglądała z wytęsknieniem w stronę lodowiska.
- To zaczynamy! – klasnęła w dłonie i podniosła się zbyt energicznie. Zachwiała się i znów opadła na ławkę.
- Może trochę mniej gwałtowności – burknął pod nosem, nawet nie patrząc na dziewczynę. Ciągle próbował złapać równowagę, obserwując swoje stopy.
Kiedy jakimś cudem dotarli do barierek lodowiska, złapali się ich wyjątkowo mocno i wyprostowali. Wendy oczywiście z nieznikającym uśmiechem, Harry był nieco mniej zadowolony.
- Umiesz jeździć na łyżwach? – Zerknął na dziewczynę spode łba.
- Nie.
- Świetnie – westchnął ciężko, spoglądając na swoje stopy. – To po co mnie tu przyprowadziłaś?
- Po to są nowe wyzwania. Żeby je podejmować – stwierdziła energicznie i weszła na lód. Momentalnie znalazła się na pośladkach, stękając z bólu.
CZYTASZ
Dźwięki muzyki • styles ✔
FanfictionTypowy romans, w którym główną rolę gra pasja, a każde uniesienie jest perfekcyjnie wymierzone przez metronom uczuć. Gdzie Harry jest zadufanym w sobie dupkiem z ogromnym talentem, a Wendy jego nieznośną i niedojrzałą uczennicą. ©fakelilou okładk...