Cholera! Nie! Na nogę Hefajstosa!
-Leo! -krzyknęłam, dodając do siebie wiązki przekleństw w grece, angielszczyźnie i moim rodzinnym języku - meksykańskim. -Podaj mi klucz francuski, bo zaraz zwariuje! I gumkę do włosów!
Leo, wyrywając się z pracy nad głową, podał mi rzeczy, o które prosiłam. Wspólnie pracowaliśmy nad nowym modelem smoka obronnego. Kolejny dzień roboty, a czuje się, jakbyśmy praktycznie cały czas stali w miejscu. Usiadłam i związałam swoje rude włosy w kucyk, poprawiając okulary bezpieczeństwa na nosie. Byłam cała w oleju, ale nie przeszkadzało mi to. Trochę było mi szkoda mojej nadpalonej obozowej bluzki, ale skombinuje nową.
-Spokojnie krewetko. Klniesz czasem gorzej od naszego ojca. -zaśmiał się.
-Jeszcze raz nazwij mnie krewetko, lalusiu. -prychnęłam, uśmiechając się. - A oberwiesz gorzej, niż wczoraj Connor.
-Dobrze rudzielcu. -puścił mi oko i znów wślizgnęłam się pod brzuch smoka. Dzięki kluczowi francuskiemu dokręciłam śrubki, a potem poklepałam jego brzuszek.
-Okej... na dzisiaj skończyliśmy. -powiedział Leo, ześlizgując się po szyi smoka. Gdy wylądował obok mnie, wyciągnął mnie za nogi. Spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Leonie Valdez. -powiedziałam grobowym tonem.
-Wiem. Jestem twoim ulubionym braciszkiem. -wyszczerzył swoje zęby, a ja wstałam i wybuchłam śmiechem.
-To też. Ale jesteś cały uwalony olejem. -zauważyłam, brudząc go jeszcze bardziej uściskiem.
Śmiejąc się wyszliśmy z bunkra, zamykając go. Jutro czeka nas kolejny, pracowity dzień.
Leo był średniego wzrostu chłopakiem, niewiele wyższym ode mnie. Swoje kędzierzawe włosy schował za szpiczaste uszy. Biała koszula nadawała się już do wymiany, gdyż wszędzie znajdował się olej, ale to typowe dla dzieci Hefajstosa. Ja wcale nie wyglądałam lepiej.
Rude, wręcz płomieniste włosy upięte w kucyk, były gdzieniegdzie poplamione smarem. Ciepłe, brązowe oczy rozglądały się dookoła, podziwiając las. Obozowa bluzka posiadała liczne dziury po płomieniach oraz plamy po keczupie. Nosiłam też spodnie do kolan.
Nie byłam ładna, ale akceptowałam siebie. Jak to stwierdziły córki Afrodyty (których nienawidzę z wzajemnością. No...może oprócz Piper) jestem gruszką.
-To co, jutro kończymy i zasłużony odpoczynek przy Freeway'u? -zaśmiał się Leo, rozwalając mi włosy.
Pokiwałam głową, bawiąc się swoim pasem na narzędzia. Leo skonstruował go dla mnie. Miał podobne właściwości co do jego pasa. Byłam mu za to wdzięczna. Miałam z nim najlepszy kontakt w obozie. W sumie... jestem tutaj dopiero od trzech miesięcy. Nie zagłębiałam się w bliższe przyjaźnie. Oczywiście znam "wielką siódemkę", moje rodzeństwo i parę innych osób, ale tak to nic. W naszym domku byliśmy parę minut później. Umyliśmy się, przebraliśmy i poszliśmy na kolację. Znaczy... On mnie niósł na barana.
Usiedliśmy do naszego rodzeństwa, złożyłam ofiarę Hefajstosowo i zaczęliśmy jeść kolację. Przez cały ten czas czułam na sobie palące spojrzenie Connora. Odkąd pojawiłam się w Obozie, starał się mi we wszystkim pomagać. I jednocześnie uprzykrzać życie ciągłymi kawałami. Gdzie nie spojrzałam, widziałam najróżniejsze twarze, zaczynając od dzieci Hekate, a kończąc po Niku, dziecku Hadesa. Nie miał tutaj rodzeństwa. Tylko w Obozie Jupiter, ale jeszcze nigdy tam nie byłam. Nie miałam okazji.
-Bianka, kiedy ty się umówisz z Connorem? Widać, że leci na ciebie! -usłyszałam szept mojej przyrodniej siostry, Marice.
-Miłość nie jest dla mnie. Nie mam na nią czasu. -powiedziałam spokojnie, jedząc kanapki i popijając je Freeway'em o smaku Mojito. -A po drugie... Denerwuje mnie.
-Hej! Słyszałem to! -zaśmiał się Connor, pociągając mnie delikatnie za włosy.
-Connor! -warknęłam, odwracając się. Stałam z nim twarzą w twarz. Byłam podirytowana.
-Tak, skarbie? -uśmiechnął się szeroko.
-Idź znajdź szczęście gdzie indziej.-prychnęłam i odwróciłam się. Westchnął smutno i do końca kolacji się nie odezwał do mnie. Miałam poczucie winy...
W międzyczasie skręciłam robota, który teraz chodził po stole i podbierał jedzenie innym.
Nagle Chejron, dyrektor naszego Obozu, wstał, uciszając rozmowy.
-Drodzy obozowicze. -jego głos rozbrzmiał po całym pomieszczeniu. -Jutro zawitamy Łowczynie Artemisia. Z tej okazji odbędzie się Bitwa o Sztandar.
Kątem oka zobaczyłam, jak obozowicze się uśmiechają. No tak... Kochali walkę. Nic dziwnego.
-Bianka, Leo, jak idą przygotowania? -Chejron zwrócił się do nas
Zobaczyłam, jak Nico szeroko otwiera oczy. Widziałam go tylko raz, dwa miesiące temu. Nigdy nie zamieniłam z nim słowa. Zmarszczyłam brwi i zwróciłam się do Chejrona.
-Jutro powinniśmy zakończyć budowę.
-A uruchomimy go... Jutro? -spojrzał na mnie.
-Jeśli wyrobimy się z czasem i wszystko pójdzie po naszej myśli.
Chejron pokiwał głową. Usiadł i po chwili zakończyła się kolacja. Wróciliśmy do domków i po przebraniu się, poszłam spać.
CZYTASZ
Cztery Światy
RandomCztery dziewczyny, cztery obozy. Jakie wyzwania będą musiały pokonać Bianka z Obozu Hersów, Avila z Obozu Jupiter oraz Onyx z Hotelu Valhalla i Rivendell z nomu 21. Co się stanie, gdy Przepowiednia Czwroga się spełni i świat ogarnie ciemność Tartar...