-On będzie szedł za mną. Mnie chce, a ja będę go odciągać. -powiedziałam, trzymając plecak w dłoni i zarzucając go na ramię. -Zdobędziecie naszyjnik i spotkamy się w Obozie.
Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. Po długich namowach, obiecała, że namówi ich do dokończenia misji. Pożegnałam się z nią i poszłam przed siebie. A raczej biegłam przed siebie. Musiałam uciekać z tego miejsca. Wszystko będzie dobrze. Dziewczyny mają dwa dni na znalezienie naszyjnika. Tata kazał ni udać się na północ. Tam będę walczyć z potworem. Dużo ryzykuje, ale zrobię wszystko, by moi przyjaciele byli bezpieczni. Udałam się na północ. Daleko za sobą słyszałam grzmoty. Był blisko... Czułam to. W pewnym momencie zgłodniałam, więc zatrzymałam się, by coś zjeść szybko. Wyciągnęłam coś na kształt miętówek i wzięłam jedną pastylke. Głód zastosował, a we mnie wstąpiły nowe siły. Udałam się dalej na północ. Muszę dotrzeć do obozu. Będę tam bezpieczna.*parę godzin później *
Było mi bardzo zimno. Obecnie znajdowam się daleko od miejsca, z którego wyruszyłam. Gdy w pewnym momencie dotarłam do wielkiego okrętu, rozpoznałam, że to ten, którego szukam. Na burcie była narysowana litera grecka oznaczającą Hefajstosa. Spotkałam tam mężczyznę, z którym wymieniłam parę zdań. Mówi, że razem z innymi pasażerami wyruszy za dwie minuty. Wszyscy znajdują się dookoła, więc nie martwiłam się zbytnio. Zadzwoniłam do Leo na iryrke. Czyli komórka, która jest stworzona na podobieństwo iryfonu.
-Hej Leo. Słuchaj... -zaczęłam poważnie. Słyszałam śmiechy oraz muzykę.
-Co jest siostra. -słyszałam jak odchodzi od źródła dźwięku.
-Potrzebuje waszej pomocy. -zaczęłam.
Tłumaczyłam mu cały plan, gdy nagle mie przerwał.
-Nie zgadzam się. -powiedział dobitnie.
-Leo, to nasza jedyna szansa. -powiedziałam spokojnie.
-Która jeśli się nie uda, zniszczy cały obóz. -warknął. Słyszałam kroki obok niego. Później parę pytań. -Connor chce z tobą rozmawiać.
Poszłam do jakiegoś wolnego pokoju i włączyłam kamerke w telefonie. Nad ekranem pojawiła się twarz Connora. Jak zwykle roześmiana.
-Hej Mała.
-Odezwał się wielkolud. To, że jesteś wyższy ode mnie o głowę, nie oznacza, że jestem mała. -prychnęłam ze śmiechem.
-Wybacz Mała. Więc o czym tak rozmawiałaś z Leonem?
Powtórzyłam mu cały plan, omijając jeden ważny szczegół.
-To może się udać. Ale samo dotarcie do Long Island zajmie ci na tym pokładzie miesiąc.
-Nie mam tyle czasu. Mam jedną noc. -Jęknęłam zdesperowana.
-Posejdon... -szepnął.-Percy! Chodź tutaj.
Po chwili pojawił się obok niego Percy w hawajskiej koszuli.
-Poprosisz Posejdona, by przetransportował Biankę tutaj? To ważne. Wiesz, że misja zbliża się ku końcowi.
-Jasne... To pójdę nad brzeg. Wypatruj jakiegoś tunelu czy znaku.
Pokiwałam głową i spojrzałam na Connora. Byliśmy sami.
-Connor... Nie mam naszyjnika. Ja odgarniam tego stwora daleko od nich. One mają go znaleźć i przywieźć. Rozumiesz? -mówiłam to szeptem.
-A my robimy pułapkę... prawda? -Uśmiechnął się chytrze do mnie, a ja to odwzajemniłam.
-Spokojna twoja głowa, Rudzielcu. Widzimy się niedługo. Percy wraca, więc oczekuj znaku. Cześć piękna!
Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam na dwór. Było zimniej niż przedtem.
-Dobra. Posejdonie... Gdzie mam iść? -pomyślałam, przechodząc dookoła burty. Nagle ujrzałam świecący trójząb na powierzchni wody.
-Dziekuję ci, o panie... -powiedziałam i skoczyłam do wody. Coś musnęło mnie w nogę, a gdy odwróciłam wzrok ujrzałam czerwone, rozwścieczone oczy. Ujrzałam w nich wszystkie tragiczne wspomnienia z mojego życia. Zaczęłam krzyczeć. Tego było za wiele. Śmierć mamy, babci...
-Bianka. Spokojnie! -usłyszałam znajomy głos, ale tak jakby... Przez wodę. Otworzyłam oczy i ujrzałam że jestem na Long Island w Obozie Herosów. Connor siedział przy mnie, przytulając mocno. Reszta obozowiczów zebrała się dookoła nas. Wtuliłam się mocno w niego. Chwilę później obok mnie wylądowały Onyx, Rivendell i Avila.
-Mówiłam, żebyście się nie ruszały... -jęknęła Rivendell.
-Wybacz... -mruknęła.
-Dziewczyny? -spytałam. -Co wy tu robicie?
Dziewczyny otrzepały się z ziemi i piachu.
-W podziemiach była sala z dzwonkami. Na samym środku był stojak. Nie było tam naszyjnika.
-A w dodatku były hydry i węże.
-No i koty... -zatrzęsła się Avila.
Gdy Riv chciała coś powiedzieć, rozległ się głośny śmiech, który spowodował ciarki na moim ciele.
-Szybko. Domek Aresa, do obrony! -krzyknęłam. -Apolla, na dystans. Leo... Błagam. Zrób to dla mnie...
Zwróciłam się do niego, a ten westchnął i pobiegł z paroma osobami do bunkra. Gdy wszyscy byli na pozycjach, przed nami pojawila sie czarna chmura dymu. Wzięłam do ręki swój młot.
-Bianko... -usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego mężczyznę ubranego w białe szaty. Były na nich runy, greckie i łacińskie oraz nordyckie słowa. W dodatku był nadwyraz chudy.
-Oddaj mi naszynik, a oszczędzę Obóz... Oraz twoją babcię. -zwrócił się do mnie.
-Nie mam tego! -krzyknęłam, trzymając młot przed sobą. -Odejdź!
-Otwórz plecak. -zaczął podchodzić do mnie powoli, a rośliny umierały pod jego nogami.
Zrobiłam tak jak kazał. Na samym dnie ujrzałam pięknu naszyjnik z rubinem. Gdy go dotknęłam, zaświecił intensywnie.
-Oddaj mi go. -powtórzył dobitnie. Z ziemi wystrzeliły potwory i zaczęła się walka. Cyklopy, ogary i wiele innych potworów pojawiły się nagle, a także inne, których nie znałam. Założyłam naszyjnik, a potwór zaatakował.
-Jestem Achnum. Giń!
-Jestem Bianka. W nogi! -krzyknęłam,uciekając przed jego mieczem. Wbił się idealnie w miejsce, gdzie przed chwilą stałam.
Uciekałam przed nim, atakując od czasu do czasu. Po chwili z lasu wybiegłam nasz smok. Tryb ataku. Nie testowany...
Atakował potwory, unikając obozowiczów.
-Spójrz Bianko... Zawsze byłaś odludkiem. -wyszeptał mi do ucha. -Bali się ciebie... Twoja moc. Giną od twojej mocy. Pamietasz co było z twoim przyjacielem?
Zakryłam uszy dłońmi.
-Odejdź! To był wypadek! -krzyknęłam z płaczem. -Ja nie chciałam...
-Chcesz zranić innych? -mówił dalej. -Oddaj naszyjnik, a zabiorę z ciebie klątwę. Będziesz wolna.
Zdjęłam dłonie z uszu, patrząc na niego.
-Zdejmiesz ją ze mnie? -szepnęłam, patrząc na niego.
-Zdejmę, ale oddaj mi naszyjnik.
Moja dłoń powędrowała do naszyjnika, ale krzyk Connora wyrwał mnie z transu. Poleciał na drzewo i stracił przytomność.
-Nie! -krzyknęłam przerażona. Zabrałam dłoń z naszynika. W zamian za to, zdjęłam rękawice.
-Nigdy nie zdobędziesz tego. -powiedziałam, podchodząc bliżej niego. -Nie pozwolę ci zniszczyć obozu, wszystkich których kocham...
Skoczyłam i dotknęłam go. Zaczął powoli zamieniać się w złoto. Strzeliło jasne światło, które oślepiło nas na chwilę.
-Nie! Co ty robisz! -warknął głośno.
Walki ustały. Potwory zostały pokonane, a Obozowicze patrzyli na nas zaskoczeni.
Rzucilam naszyjnik Rivendell, a później znów położyłam dłoń na potworze. Czułam ból w nogach. Spojrzałam na dół i krzyknęłam. Zamieniam się w złoto. Wlałam w to wszystko. Każdy mój ból. Każde uczucie. Po chwili przede mną stała statua potwora. Złoto zamieniło się w ichor. Wszystko zniknęło.
Moje ciało zamieniało się w posąg. Podbiegły do mnie najbliższe osoby.
-Przynieście nektar! Ambrozję! -krzyknął Connor. Nie mogłam się ruszyć.
-Connor... To nic nie da... -powiedziałam. Był roztrzęsiony. Ujęłam go za dłoń, a ten nie zamienił się w złoto. Uśmiechnęłam się do niego.
-Kocham cię wiesz...?-szepnęłam.
-Bianka... Nie opuszczaj mnie...-załkał, patrząc na mnie. Do szyi byłam już ze złota.
-Przepraszam cię... -wyszeptałam, a gdy całkowicie zamieniłam się w złoto z mojego policzka spłynęła łza. Potem było już ciemnoŻycie jest do dupy
Jezu. Prawię zapomniałam o rozdziale ahhahaha
CZYTASZ
Cztery Światy
RandomCztery dziewczyny, cztery obozy. Jakie wyzwania będą musiały pokonać Bianka z Obozu Hersów, Avila z Obozu Jupiter oraz Onyx z Hotelu Valhalla i Rivendell z nomu 21. Co się stanie, gdy Przepowiednia Czwroga się spełni i świat ogarnie ciemność Tartar...