6. Onyx

132 12 0
                                    

Szkoda mi było Bianki. Jej babcia zniknęła, a my wyruszamy do Meksyku po coś. Właśnie. Po co?
Wsiadłyśmy do autobusu i nastała grobowa cisza między nami.
-Powinnyśmy wyruszyć nieparzyście... -mruknęła Bianka.
-Czemu? -podniosła brew Riv, ziewając przeciągle.
-To zwiastuje kłopoty. Najlepiej iść samemu, we trójkę. No wiecie...
Pokiwały głową zgodnie. Po chwili Avila rozpoczęła rozmowę.
-Jak to właściwie jest z wami? Jak to się stało... No... -zmarszczyła brwi, przez co jej oczy wydały się jeszcze groźniejsze niż zazwyczaj.
-Chyba wiem o co co chodzi. -powiedziałam.-Ja jestem... Martwa. A raczej można tak powiedzieć.
Podrapałam się nerwowo po karku, ściszając głos. Nie chciałam by ktokolwiek nas podsłuchiwał.
-W Hotelu Valhalla jestem nieśmiertelna, jednak gdy wychodzę, odzyskuję śmiertelność i mogę umrzeć.
-Ile ty właściwie masz lat? Jak umarłaś? -Bianka zaciekawiła się mocno, co mnie rozbawiło. Nie wyglądała poważnie, gdy była umazana smarem, bawiąc się jakimiś częściami.
-Umarłam w 1866 roku. Uratowałam dzieci przed wybuchem. Mój łuk to prezent od ojca, Thora. Wtedy miałam przy sobie ten scyzoryk. Musiałam odciąć liny... Powiem tak. Wybuch, gorąco, nie polecam.
-To już wiem, czemu tamten chłopak mówi, że jesteś gorącą dziewczyną. -na twarz Bianki wdarł się łobuzerski uśmiech. Posłałam jej mordercze spojrzenie.
-Cóż... Mnie to nie interesuje jak to jest z nami. -mruknęła Riv, przeciągając się. -Ktoś tam z mojej rodziny był magiem czy coś. No i ja przejęłam te wszystkie moce. Dzięki Carterowi oraz Sadie, opiekunami domu Brooklyńskiego, rozwinęłam swoją moc i podążam ścieżką Bastet. Kociej bogini.
-Czemu akurat ona? Skoro...
-Po prostu czułam, że to moja droga -przerwała mi białowłosa. -Utożsamiam się z nią...
Pokiwałam głową. Wyglądała na taką, co ma ochotę chodzić własnymi ścieżkami, a niebezpieczny błysk w oku potęguje to stwierdzenie.
-My nie jesteśmy martwe, ani nie jesteśmy magami. -powiedziała Bianka. -Jesteśmy córkami bogów. Ja Hefajstosa, czyli greckiego boga, a ona...
-Marsa. Rzymskiego. -dokończyła Avila, bawiąc się fioletową koszulką.
-Czyli mamy niezwykle piękną złotą rączkę, ludzki taran, kociego przewodnika i żywego zombie. -powiedziała Bianka, uśmiechając się. -Świetnie!
Wybuchnęłyśmy zgodnie śmiechem, a ja cieszyłam się, że mamy ją w drużynie. Zdobyły moją sympatię. Cała trójka. Razem, stanowimy mocną drużynę.
-Dobra. Jaki mamy plan? -spytałam, spoglądając na nie.
Zapadła głucha cisza. Riv zasnęła.
-Rivendell, wstawaj! Kocimiętka! -powiedziała Bianka, a dziewczyna od razu otworzyła oczy.
-Gdzie?! -pisnęła, na co dziewczyna wybuchła śmiechem.-Zamorduje cię.
Jednak, gdy chciała coś zrobić, zamieniła się w kota. Avila pobladła.
-K... K... O... Kot! -zaczęła się trząść i odsuwać od nas.
Riv jednak jej nie słyszała.
-Umm... Waruj! Leżeć! Aport! -mówiła Bianka. -Jak się mówi do kota?
-Riv, spokojnie. Ona żartowała. Żadnego mordu w naszej grupie.
Dziewczyna wróciła do normalnej postaci i spojrzała przepraszająco na Avilę.
-Przepraszam...
-J...już spoko -uśmiechnęła się i spojrzała na zagarek.
Parę godzin później byliśmy e Meksyku. Ciepłe, a wręcz gorące powietrze muskało naszą twarz. Uśmiechnęłam się szeroko. Kochałam ciepło, a jak zauważyłam, dziewczyny też.
Szłam razem z dziewczynami, rozglądając się dookoła. Tylko Bianka miała spuszczoną głowę i najwidoczniej klnęła w paru językach. Postanowiłam się jej narazie nie pytać, o co chodzi.
-To tutaj. -Rudowłosa zatrzymała się i spojrzała na średni dom. Był on śliczny. Dookoła leżały zabawki, a w doniczkach znajdowały się piękne kwiaty. Z wnętrza dochodziły śmiechy oraz głosy.
Bianka na drżących nogach podeszła do drzwi. Gdy miała zadzwonić do drzwi, spanikowała.
-Nie dam rady.
-Ale ja dam. -oznajmiłam i zadzwoniłam do drzwi. Dziewczyna miała ochotę mnie zamordować.
-Przypominam ci, że mamy cztery noce, by znaleźć naszyjnik. -powiedziałam spokojnie.
Gdy miałam coś jeszcze powiedzieć, drzwi otworzyły się i z wnętrza Wyszedł wysoki, opalony mężczyzna o czarnych wlosach i niebieskich oczach. Spoglądał na nas badawczo.
-Nie mam pieniędzy. -powiedział i starał się zamknąć drzwi, ale Bianka powiedziała do niego.
-Pomóż mi. Ze względu na moją matkę...
Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na nią przerażony.
-B...Bianka?

***

-A jak dorosnę, będę taki jak ty? -powiedział mały chłopiec czepiając się moich nóg.
-Będziesz, ale puść. -Jęknęłam. Ciężki był.
-A kto jest twoim boskim rodzicem? -drugi chłopiec mówił do Avila'y.
-Spokojnie. Oni wiedzą o tym wszystkim. -powiedział ojczym Bianki. Dziewczyna z nerwów zaczęła bawić się narzędziami.
-A z nią wszystko okej? -szepnął do mnie chłopczyk.
-Simon! -zwrócił mu uwagę ojczym Bianki.
-No, ale tato! -jęknął Simon. -Ona gada z kotem!
Riv posłała mu mordercze spojrzenie i wyszła z kotem z pokoju
-Micheal, Simon, na górę. -powiedział mężczyzna twardo, a ci to zrobili.
-Daniel, nie musisz być dla nich tak surowy. -mruknęła rudowłosa.
Ten tylko wywrócił oczami.
-Powiedz mi po co tutaj przyszłaś. Na pewno nie wracasz tutaj na stałe.
-Babcia kazała mi tu przyjść. -powiedziała spokojnie. Przesłuchiwałam się tej rozmowie, zaś dziewczyny były zajęte czymś innym.
-Na górze masz coś na łóżku. -oznajmił. -Nie wiem co to jest, jakiś kuśtykający facet, który nie grzeszy urodą to zostawił.
-Tata? -szepnęła i pomknęła na górę. My zaś zostaliśmy z jej ojcem.
-Po co tutaj przyszłyście? -spytał, obserwując nas swoim ostrym wzrokiem.
-My...babcia Bianki nas tutaj przysłała. -powiedziała Avila. -Sądzimy, że tutaj znajdziemy wskazówki, gdzie się mamy udać...
Twarz mężczyzny nieco złagodniała, gdy ujrzał, jakie zdjęcie trzymam. Małej Bianki, jak siedzi na kolanach mamy, a obok niej siedzi Daniel.
-Kiedyś mieliśmy dobry kontakt... Po śmierci jej matki... -westchnął. -Chciałbym, by wróciła, jednak wiem, że to niebezpieczne. I dla niej i dla nas.
-Panie Clark... Życie herosa nigdy nie było i nie będzie łatwe. Ale... Może jednak znajdziecie nić porozumienia.
Starałam się go pocieszyć, co nie było łatwe, zważywszy na to, że nie znam tego faceta. Po chwili z góry zbiegła uradowana rudowłosa, ściskając plecak, którego wcześniej nie miała. Na niej był narysowany trójkąt?
-Dobra. Wiem, gdzie się kierować.
Pokiwałyśmy zgodnie głową. Mężczyzna jeszcze chwilę nas zatrzymał i po chwili wyjął z szuflady woreczek.
-Twój ojciec... Prosił mnie kiedyś, bym ci to dał. To chyba jakieś monety.
Wręczył jej sakiewkę i po pożegnaniu wyszłyśmy
-Dobra. Już wam mówię. -powiedziała,na pytanie co jest w plecaku. -Tutaj znajdują się mapy, szkice, drahmy, ludzkie pieniądze oraz kompas. W tej sakiewce też. Swoje rzeczy przełożyłam do tego plecaka -wskazała na ten z trójkątem.
-Dobra. To gdzie mamy się kierować? -spytałam, obserwując ją i jej podekscytowanie.
-Z tego co widzę... Mamy kierować się na zachód, aż dojdziemy do małej chatki na końcu miasta. Nastepnie od niej do najbliższego mechanika.
-Świetnie. Ruszajmy zatem. -powiedziała Avila.
-Tylko... Może chcecie porozmawiać z przyjaciółmi?-na twarz Bianki wdarł się chytry uśmiech.

Cztery ŚwiatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz