To wszystko stało się tak nagle. Nie zdąrzyłam zareagować. Zamieniła się w złoto. Bianka. Nasza przyjaciółka. Wszyscy stali dookoła przerażeni, zastanawiając się co się właśnie stało.
-Bianka... -wyszeptał jeden chłopak, który stał u jej stóp. Był blady i trząsł się.
-Connor... -odezwał się chłopak podobny do niego. -Odsuń się... Może cię zamienić w złoto.
-Zostaw mnie Travis! -krzyknął.
-Spokojnie. -centaur podszedł do nich, zdejmując naszyjnik z szyi Bianki. Podał go mnie.
-Onyx, masz godzinę do zachodu słońca. Musicie udać się do parku obok Manhattanu. Grover otworzy wam tunel. -powiedział, zachowując spokój, ale gdy podał mi biżuterię, ręce mu drżały, a oczy zdradzały strach i smutek. -Musicie dokończyć misję... Nico!
Obok niego pojawił się chłopak ubrany całkowicie na czarno. Spojrzał na to wszystko, patrząc ze smutkiem na dziewczynę zmienioną w złoto. Dotykał jednego ucha, jakby starając się je zamknąć.
-Czy... Ona...
Chłopak pokiwał głową, a Connor zerwał się z ziemi.
-Nie. Ja ją wyprowadzę z podziemi. Idę z nimi.
Mówił to tak twardo, że i ja bym się zgodziła. Leo, chłopak, który był naprawdopodobniej kimś z rodziny Bianki, stał zamurowany na ziemi.
-To moja wina... Mówiła mi o swoim planie. Nie powstrzymałem jej...
Usiadł na ziemi, a jakaś dziewczyna z piórem we włosach i nierówno ściętych włosach przytuliła go mocno.
-Co ci ona powiedziała? -spytała go, trzęsąc się.
-Zadzwoniła do mnie... Na ten prototyp iryfonu w komórce... -mówił z przerwami. -Powiedziała, że musi go pokonać i poprosiła żebyśmy rozpoczęli obronę obozu. Wszyscy byli przygotowani na tę okazję. Smok miał być ostatnią deską ratunku.
Mówił to dalej. Głos mu się łamał pod koniec.
-Ale... Powiedziała, że żeby go zniszczyć, musi poświęcić siebie. Zamieni go w złoto, jednocześnie robiąc to samo ze sobą.
Connor zacisnął mocno pięść.
-Musimy ją zabrać z Hadesu. -powiedział zły.
-Chejronie. Proszę, pozwól nam. -zwrócił się do niego Leo. -Wróciłem niedawno żywy. Postanowiłem przejąć opiekę nad Bianka... Nie mogę jej stracić.
Wstał i otrzepał się z ziemi, podchodząc do nas.
-Ja też nie. -powiedział Connor, stając obok nas. Byliśmy zdeterminowani.
-Macie czterdzieści pięć minut. Grover, idź z nimi. Szybko.
Pobiegliśmy szybko na polanę. Grover rzucił monetę do ziemi, szepcząc zaklęcie, którego nie rozumiałam. Ziemia w tym miejscu pociemniała mocno, a po chwili wyłoniła się z niej taksówka.
-Wchodzić. Szybko. -powiedział. Jakimś cudem załadowaliśmy się do środka.
-Gdzie podwieźć? -spytała jedna z nich, która siedziała za kierownicą.
-Park na Manhattanie, wejście do Hadesu. -powiedział Connor.
Samochód gwałtownie poleciał do przodu, wbijając nas do foteli.
Złapałam się kurczowo Rivendell za rękę.
-Zabiją nas? -spytałam.
-Nie. Możemy być tylko poobijani. -odkrzyknął satyr.
-Świetne pocieszenie! -krzyknęła Riv.
-Oddaj mi oko! -powiedziała jedna z kobiet z przodu.
-Ty je miałaś wczoraj! -warknęła druga do kobiety za kierownicą.
-Ale ja prowadzę! -powiedziała oburzona. -Mi się bardziej nada oko!
-Ale ja czytam gazetę!
-Spokój dziewczyny! -Krzyknęła trzecia z nich. -Nie dość, że zajęłaś mi miejsce, to jeszcze muszę słuchać waszysz kłótni.
-To miejsce jest ogrzewane. A po drugie... -powiedziała środkowa. -Ty je przegrałaś tysiąc lat temu podczas gdy w kości!
-Oj tam, oj tam...
Byłam cała blada. Musiałam pomyśleć. Środkowa ma oko, a kobieta która kieruje, nie ma go. Za to trzecia, od okna, żąda swojego siedzenia, które przegrała tysiąc lat temu. Co?
-Proszę. Wejście do Hadesu! -krzyknęła trzecia.
-Nie zapraszamy ponownie!
Gdy wszyscy wyszli, druga z nich wyciągnęła swoją pomarszczoną dłoń i pociągnęła Connora za rękę. Wyszeptała mu coś do ucha i zniknęły, zostawiając nas na polanie w parku.
-Dobrze... Twoja kolej Grover. -Powiedziałam, podchodząc do niego. Zaczął grać na fletni Pana jakąś melodię. Przez pewien czas nic się nie stało, a słońce nadal zachodziło.
Nagle kamienie zaczęły się przesuwać, tworząc wielki tunel wgłąb.
-Idźcie. -rozkazał, trzęsąc się. -Satyry i podziemia... Nie idą w parze.
-Stój na straży... -poleciłam.-My... Idziemy w głąb.***
Czułam, jakbyśmy szli parę godzin, ale było to zaledwie parę minut. Po niedługim marszu pojawiliśmy się przed dziwną rzeką.
-Rzeka Styks... -powiedział Connor. -Musimy uważać.
Nagle przed nami wyrósł mężczyzna ubrany w czarną szatę.
-Martwi? -spytał, patrząc na nas z pustych oczodołów.
-Owszem. A jakżeby inaczej... -spojrzałam na plakietkę na jego szacie. -Charonie.
-Powód śmierci? -zajrzał w swój notes, pisząc coś.
Nagle chórem krzyknęliśmy po kolei : zadławiłam się cukierkiem (ja), biegłem ze skalpelem (Leo), śmiałem się (Connor), gumka recepturka (Avila), zaś Riv powiedziała, że po prostu ze strachu.
-To znaczy... E... -zająknęłam się. Nie mieliśmy obmyślonej wersji na to... Na młot Odyna.
-Wszyscy razem umarliście? -podniósł coś na podobieństwo brwi.
-Bo to było tak, że jedliśmy cukierki i nagle wbiegłem ze skalpelem i wywaliłem się. -mówił Leo. -Onyx zadławiła się cukierkiem i uderzyła Connora, a ten ciągle się śmiał i wypuścił recepturkę z rąk i uderzyła Avilę. Ta uberwała w oko i wykrwaliła się, zaś gdy weszła Rivendell, wystraszyła się i padła na zawał.
-Krwawa jadka. Mnóstwo sprzątania. -powiedziałam.
-Głupota śmiertelników nie zna granic... -powiedział. -Przechodźcie.
Pobiegliśmy przodem. Bardzo szybko. W oddali majaczył już zamek Hadesa, a z oddali można było usłyszeć szczekanie.
-To Cerber -wyjaśnił Connor. -Leo, zrób zabawkę dla psa. Annabeth coś mi wspominała...
-Uwaga! -Krzyknęłam, przerywając chłopakowi. Przed nami siedział pies, obserwując nas. Warczał.
-Leo...
-Staram się... -powiedział. Po chwili wyciągnął wielką mechaniczną piłeczkę. Trzygłowy pies spojrzał na nas zaciekawiony, przestając warczeć.
Obserwował piłkę bez przerwy.
-Kto jest dobrym Cerberkiem? -spytał Connor, porzucając piłkę. Pies złapał piłkę, rozciągając ją z dwoma innymi głowami.
Pobiegliśmy przed siebie. Cerber był zajęty, miejmy nadzieję, że na długo.
Po chwili dobiegliśmy do wielkiego, zbudowanego z czarnego kamienia. Zapukałam do środka, a chwilę później otworzył nam zombie. Wpuścił nas do środka, a nasza cała piątka skierowała się, a raczej zaczęła szukać, sali tronowej. Nagle wbiegliśmy do wielkiej sali. Na tronie siedział Hades.
-Macie naszyjnik? -spytał odrazu, nie odrywając głowy od papierów.
-Mamy, ale oddamy go, jeśli przysięgniesz ma Styks... Że wypuścisz Biankę. -Powiedział zdenerwowany Leo.
-Słucham? -oderwał się od pracy i spojrzał na nas zirytowany. Podziemie się zatrzęsło.
-Zginęła, bo ratowała twój naszyjnik. -wyjaśniłam zła. -A teraz jest statułą zamienioną w złoto.
-Ugh... -pstryknął palcami i przed nami pojawiła się dusza Bianki. Była uwięziona w kuli oraz łańcuchach.
-Musiałem ją jakoś zabrać z Elizjum...- spojrzał na nas, jakbym chciał wyrwać nam duszę.
-Dostaniesz naszyjnik panie, ale proszę, wypuść Bianke. -powiedział Connor błagalnie.
-Przysięgam na Styks, że ją uwolnie... Ale kiedyś zginie w bardzo tragiczny sposób. -warknął. Wypuścił bańkę, która pękła, gdy tylko dotknęła sklepienia. My zaś oddaliśmy mu naszyjnik.
-A teraz znikajcie.
Machnął ręką i zapadła ciemność.Dziękuję Zuzi, Viktorii i Paulinie za pomoc w wymyśleniu "śmierci". Dalej nie mogę przestać się śmiać. Kocham was ❤
CZYTASZ
Cztery Światy
De TodoCztery dziewczyny, cztery obozy. Jakie wyzwania będą musiały pokonać Bianka z Obozu Hersów, Avila z Obozu Jupiter oraz Onyx z Hotelu Valhalla i Rivendell z nomu 21. Co się stanie, gdy Przepowiednia Czwroga się spełni i świat ogarnie ciemność Tartar...