7. Avila

124 12 0
                                    

Od Bianki dostałyśmy drahmy. Wyjaśniłam dziewczynom jak się nimi posługiwać i po chwili rozmawiały z najbliższymi. Ja zadzwoniłam do Franka.
-Hej brat! -uśmiechnęłam się do niego.
-Avila! -rozgromienił się, gdy mnie ujrzał. Leżał na łóżku, robiąc strzały. Odłożył je na bok i spojrzał na mnie. -Jak misja?
-Narazie dobrze nam idzie. Jesteśmy w Meksyku, a teraz idziemy do mechanika.
-Po co? -zdziwił się mocno.
Dotknęłam swojego znaku na ramieniu. Jak zawsze, gdy myślałam. Przedstawiał on włócznie w wieńcu laurowym, a pod nim były trzy kreski. Oznaka trzech lat życia w Obozie Jupiter.
-Sama nie wiem... Tak wskazują mapy od Wulkana.
Frank pokiwał głową i westchnął.
-No nic. Uważaj na siebie i pamiętaj. Dzwoń gdy tylko zechcesz.
Na tym polaczenie się zakończyło. Westchnęłam smutno i wróciłam do dziewczyn. Wszystkie czekały już tylko na mnie. Udałyśmy się do małej chatki. Słońce sięgało zenitu. Riv wyciągnęła z powietrza czapkę. Jak ona to robi? Bianka podała nam jakieś maszyny. Wyglądały jak mini wiatraki.
-Jak ty... Jak? -spytała Onyx.
-Magia. -Zaśmiała się Bianka. -A tak serio... Nudzi mi się chodzenie, więc tworze.
Szłyśmy tak jeszcze godzinę. Dookoła domki zaczęły powoli znikać. Małe miasteczko zakończyło się, a my pojawiliśmy się obok chatki i skręciliśmy do najbliższego mechanika. Tak szczerze... Był to największy zakład, jaki kiedykolwiek widziałam. Naprawione samochody pojawiały połyskiwały, jakby czekając na swoich właścicieli. Coś mi jednak tutaj nie pasowało. Można było wyczuć bardzo dziwną aurę. Pewnie to tylko złudzenie.
Zajrzałyśmy do środka, rozglądając się. W oddali można było ujrzeć nogi mężczyzny, który zawzięcie pracował nad czymś. Bianka była w siódmym niebie. To był jej teren.
-Jeju... Ile tego jest... -słyszałam.
-Dużo. - odpowiedział jej mężczyzna, wyjeżdżając spod samochodu. Wytarł dłonie i podszedł do nas.
-Alvaro Melijo. W czym mogę służyć?
-Bo my... E... -zacięła się Riv. Właśnie. Po co my tu przyszłyśmy?
-Och. To pewnie o was mówił Hefajstos! -Uśmiechnął się przyjaźnie. -Wspomniał, że wpadnicie.
-Ale... Jak... Skąd. -powiedziała Onyx. Ja zaś stałam z boku. Obserwowałam go. Coś mi nie pasowało w nim.
-Jestem jego synem. Proste. -puścił jej oko i dałabym sobie palec uciąć, że się zarumieniła. No błagam...
-Czyli jesteś moim bratem przyrodnim... -powiedziała ruda, patrząc na niego.
-Tak. -uśmiechnął się. Podał jej pakunek. Ona otworzyła go. W środku znajdowało się coś na kształt pilota z czerownym przyciskiem.
-Musicie go kliknąć wszystkie razem. -powiedział, wycierając dłonie. -Przeniesie was do Portugalii. Tam musicie znaleźć Oktywadiusza. Poprowadzi was do podziemnej jaskini. Dalej już wam nie pomogę.
Pokiwałyśmy głowami. Gdy kliknęłyśmy guzik zapadła ciemność.
Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Dziewczyny spały. Przeciągnęłam się, ale... Poczułam, że coś mnie krępuje. Ujrzałam, że to liny.
-Co do... -warknęłam, próbując się rozplątać.
-Nie złamiesz ich skarbie -powiedział znajomy głos. Alvaro.
-Wypuść nas! -warknęłam. Gdy chciałam dotknąć swojego sztyletu, ujrzałam, że go nie mam. Zdenerwowałam się bardziej. Mężczyzna miał założone na oczy jakieś okulary. Próbowałam użyć na niego swojej mocy.
-Och. Próbujesz wpłynąć na mój mózg, starając się, żebym się w tobie rozkochał? -Zaśmiał się i wstał. -Rozkoszna jesteś. Szkoda, że muszę was zabić. Ahh... Nigdy nie dotrzecie do Portugalii. Oktywadiusz nie wie, że pracuję dla Pana. Nie zna go, a jest jednym ze starych przyjaciół Hefajstosa. Niedługo wszyscy poznają jego potęgę, a twoja klątwa go uwolni
Zwrócił się do Bianki i zee śmiechem poszedł do drzwi.
-Zaraz wracam, skarbie. -Uśmiechnął się, a ja kopnęłam dziewczyny.
-No ej! -jęknęła Onyx.
-Tak jakby jesteśmy w pułapce. -powiedziałam. -Nie pora na sen.
Dziewczyny od razu zerwały się z miejsca.
Byłyśmy zawieszone parę metrów nad ziemią. Na stole przy drzwiach leżały nasze bronie.
-Musimy się stąd wydostać! -powiedziałam, starając się wyplątać z węzłów.
-Bianka... Mogłabyś? -szepnęła Onyx, na co dziewczyna zbladła.
-Nie. -ucięła. O co chodzi?
Poczułam nagle ból w dłoni.
-Au. Co to? -Jęknęłam, krzywiąc się.
-Zraniłaś się. -powiedziała Bianka. -To... No tak!
Dziewczyna poprosiła Onyx, która siedziała plecami do mnie, by wyjęła z mojej kieszeni wiatrak. Alvaro nie wziął ich, myśląc, że są nie szkodliwymi wiatrakami.
-I tu się myli... Wiatraki są na tyle ostre, by przeciąć te liny. Gdy wprawimy je w ruch... Dobra. Mam plan.
Zaczęła nam go przedstawiać, a ja coraz bardziej czułam, że się nie uda.
-Zaufajcie mi. -spojrzała nam w oczy. Pokiwałyśmy głową, a wtedy do środka wszedł Alvaro.
-No no. Tęskniłyście? -powiedział, schowając jakąś czarną kulkę do kieszeni. -Mój Pan już został wezwany.
-Och Alvaro... -powiedziałam. -Jesteś taki cudowny... Jedyny w swoim rodzaju... Silny.
Zaczęłam mu słodzić, jak tylko mogłam. Widziałam na jego twarzy zadowolenie.
-Zrobisz coś dla mnie? -spytałam błagalnie.
-A co? -spojrzał na nas, marszcząc brwi, jakby się zastanawiając, czy to podstęp.
-Bo... Moja noga wisi. Prawda? Nie mogę zawiązać sznurówek... Pomożesz mi?
-Czemu chcesz żebym je zawiązał? -spytałam podejrzliwie.
-Chce ładnie wyglądać jak będę umierać. Proste. -skłamałam. Mam nadzieję, że to się uda...
Mężczyzna podszedł do nas i zaczął wiązać mi sznurówki.
Bianka kiwnęła głową na znak, a my wszystkie podskończyłyśmy. Tam, gdzie były zrobione nacięcia za pomocą wiatraków, pękło połączenie i upadłyśmy idealnie na Alvaro. Chłopak stracił przytomność, a my szybko pobiegłyśmy po swoje bronie.
Dosłownie dwie minuty później byłyśmy już uzbrojone. Zabrałyśmy nasze plecaki i wybieglyśmy. Na szczęście zabrałam tajemniczą kulę z kieszeni Alvara i wybieglyśmy. Pędziłyśmy ile mamy sił w nogach. Za sobą słyszełyśmy grzmoty, a niebo przecinała błyskawica. Byłyśmy przerażone. Ciągle biegłyśmy przed siebie, oddychając zdenerwowane.
Po chwili wszystko ustało, jednakże my się nie zatrzymałyśmy. Dotarłyśmy do jakiegoś miasteczka. Dopiero wtedy się zatrzymałyśmy.
-To... Ten Pan? -wycharczała Rivendell, kaszląc z wycieńczenia.
-Chyba tak. -mruknęła Onyx, opierając dłonie o kolana. -Nie podoba mi się to... A jeśli wierząc Alvarowi...
Pokręciłam energicznie głową na nie.
-Nie możemy tego zrobić! -powiedziałam stanowczo. -Ten koleś próbował nas zabić. Zamknął nas w sieci i wezwał swojego szefa!
Riv nałożyła mi na dłoń jakaś maść, a rana zaczęła się leczyć.
-Dzięki. -zwróciłam się do niej. -Ale nie możemy tam iść! To szalone!
Patrzyłam się na nie. Były lekko zawstydzone i nie wiedziały co powiedzieć.
-Dlatego to zrobimy. -odezwała się Bianka. -Za cztery dni jest pełnia. Do tego czasu musimy znaleźć naszyjnik Persefony, uratować świat i...
Głos dziewczyny pod koniec się załamał, ale szybko się otrząsnęła.
-I wrócić bezpiecznie do swoich domów.
-Ma racje... -spojrzała na mnie przepraszająco Onyx. -Nie mamy czasu. Tylko musimy wiedzieć, jak znaleźć się w...?
-Portugalii... -Riv zamyśliła się. -Dobra. Gdzieś w okolicy jest brama. Z tego co pamiętam... Carter kiedyś wspominał...
Dotknęła ziemi i zamknęła oczy. Wymruczała coś pod nosem i wstała. Zaczęła biec przez siebie, wołając nas.
Po dłuższej chwili stałyśmy przed dziwną budowlą, a Riv szeptała zaklęcie, które otworzyło nam wrota.

Cztery ŚwiatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz