Rozdział 3

2.7K 222 44
                                    


 Podszedłem w stronę tej szmaty. Mijając ją prychnąłem głośno. Niestety stała w bezruchu dobre parę minut. W tym czasie zdążyłem zejść na dół.

Nie mam pojęcia dlaczego, ale zaczęła mnie bawić ta cała sytuacja. Mój śmiech niósł się echem po całym domu, co sprawiało mi jeszcze większą przyjemność. Wszyscy patrzyli na mnie z szokiem przyozdabiającym ich nędzne twarze. To była prawdziwa komedia.

- Co się stało kochani? - zapytałem tłumiąc chichot.

Cisza.

Jedna wielka cisza.

Złapałem za nóż i podbiegłem do EJ. Przyłożyłem ostrze do jego cieplutkiego gardła. Słyszałem jak jego serce zaczęło szybciej bić. Czułem na twarzy jego ciepły lepki oddech.

- Skąd taka powaga Jack? - zadrwiłem.

- Człowieku ogarnij się! - syknął.

Nacisnąłem nóż nieco mocniej. W tym momencie pojawił się Slender i odciągnął mnie od EJ'a. Trzymał mnie w żelaznym uścisku tak długo dopóki się nie uspokoiłem.

- Jesteście żałośni skurwiele! - krzyczałem.

- Po co ją tu wpuszczaliście! Nie wybaczę wam tego szmaty! - złość wylewała się ze mnie.

Nagle poczułem się bardzo senny. Odpłynąłem na kilka godzin, po czym obudziłem się w moim łóżku.

Mozolnie otworzyłem oczy i rozciągnąłem się. Podniosłem się na łokciach i rozglądnąłem po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło.

Moja wściekłość narastała z każdą sekundą. Dlaczego nie ma przy mnie Mojej Noe? Teraz kiedy najbardziej jej potrzebuję. Poczucie winy sprawiało, że czułem gorycz samotnego życia. Po raz pierwszy coś takiego mi się przytrafiło.

Wstałem i podszedłem do okna. Spojrzałem w dól i moim oczom ukazał się żałosny obraz bawiącej się Jane i Sally. Oj jakże ona była łatwowierna. No cóż, mówi się trudno.

Otworzyłem drzwi i ruszyłem w stronę pokoju Noe. Tak bardzo za nią tęskniłem. Gdy byłem już na korytarzu usłyszałem kaszl dochodzący z pomieszczenia ku któremu się kierowałem.

- To niemożliwe - szepnąłem do siebie.

W jednej sekundzie puściłem się pędem do źródła dźwięku i wpadłem tam z hukiem.

Siedziała na łóżku. Tak spokojnie wpatrując się we mnie. Nie byłem w stanie uwierzyć, że to prawda. Upadłem na kolana tuż przed nią i położyłem głowę na jej kolanach. Poczułem delikatne dłonie głaszczące moje piękne, lśniące, cudowne i bajeczne włosy. Podniosłem się.

- Dzień dobry - szepnęła po czym uśmiech zagościł na jej twarzy.

Jedyne co potrafiłem zrobić to chwycić jej drobną twarz w dłonie i pocałować. Tak bardzo mi tego brakowało. Zatapiałem się w tej chwili na którą czekałem tyle czasu.

- Co ty robisz?! - usłyszałem krzyk zza pleców. Czy ta szmata da mi kiedyś spokój?

Odwróciłem się i zobaczyłem biedną, zapłakaną Jane stojącą u progu. Jakże mi jej nie było żal. W sumie to nie to bawiło. Znów zacząłem się śmiać, a Noemi mi towarzyszyła. Razem wyśmialiśmy sukę Jane. Spełnienie moich marzeń.

- Nie widzisz, że jestem zajęty? - powiedziałem próbując opanować śmiech.

Oczywiście jak to miała w zwyczaju Jane uciekła z płaczem. Strasznie mnie to wkurwiało.

- Kocham Cię - usłyszałem szept Noemi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Oto wielki powrót!

Ale się naczekaliście co?

Musicie mi wybaczyć, ale miałam sporo zajęć.

xox Sodomus 

Wzrusz Mnie{ Jeff The Killer }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz