Rozdział 12

1.5K 100 24
                                    

Po paru dniach Jeff zaczął chodzić. Ucieszyło mnie to bo nie musiałam już zanosić mu posiłków. Wszystko zaczęło się układać po naszemu. Dni zaczęły nabierać swego rodzaju rutyny co mnie denerwowało.

Pewnego dosyć wietrznego dnia obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Ruszyłam w stronę kuchni, ale na mojej drodze stanął Ben. Nie rozmawialiśmy w sumie tak często więc nie ukrywałam zdziwienia.

- Potrzebuję twojej pomocy - zaczął.

- Dawaj - odrzekłam.

Zaczął mówić coś o jakieś dziewczynie z którą miał problem. Była bardzo trudna do zabicia. Chciał żebym pomogła mu ją wytropić. Dosyć nietypowa prośba. No, ale przystałam na to.

Zjadłam na szybko kanapkę i wyszliśmy.  

Podczas drogi zastanawiałam się co to za niewiasta może sprawiać kłopoty naszemu niezatapialnemu koledze. Kiedy byliśmy pod małym domkiem jednorodzinnym popatrzyłam na niego jak na debila. Przecież jak wół stoi pod domem jakiejś suki i w czym ma problem.

- Ona nie ma komputera, i nie wiem jak mam się dostać do tego domu. Możesz mi pomóc? - zapytał nieśmiało. 

Jak to powiedzieć. Moim śmiechom nie było końca. Po uspokojeniu się, a to nie było łatwe podeszłam do drzwi. Zamachnęłam się i jednym z ramion i wyważyłam je. Odwróciłam się do Bena i słodko uśmiechnęłam. Oczywiście to było głośne wejście więc gość musiał szybko wejść. Ja ruszyłam za nim. Zabiłam rodziców dziewczyny zwykłym skręceniem karku a resztę zostawiłam Benowi. Weszłam na górę tylko żeby obserwować. 

Widome, jak zwykle pisk, płacz i zgrzytanie zębami. To było dziwne. Ben popatrzył na małą blondyneczkę i zamarł. Staliśmy tak i nic nie robiliśmy. 

- Dobry wieczór, czemu nie śpisz? - uśmiechnęłam się do niej. 

Cisza. 

- No nie bądź taka, chcę być miła, na prawdę - powiedziałam łapiąc się teatralnie za serce. 

Ciągle cisza. No nic trzeba było coś na to zaradzić. Wyjęłam z tylnej kieszeni jakiś mniejszy nożyk i usiadłam koło niej. Wymachując jej przed twarzą ziewnęłam. Wtedy Ben się ocknął i złapał mnie za nadgarstek. Nie miałam pojęcia co ten koleżka wyprawia ale wyczuwałam dobrą zabawę. 

- Co jest skrzacie, to jakaś twoja była dupa czy jak? - zadrwiłam. 

- Nie, nie skąd. Ale kojarzę ją tylko nie pamiętam dokładnie skąd - odpowiedział. 

No to twój pech. Wyrwałam się z uścisku i z całej siły dźgnęłam ją w ramię. Jej krzyk brzmiał jak miód na moje uszy. Kiedy zaczęła uciekać Ben chwycił ją i zaczął uciekać. Nic mnie od dawna tak nie rozwścieczyło. Ruszyłam za nimi. 

Jak na jakąś ranną dziewczynkę i niskiego zielonego gnojka byli dosyć szybcy. A może ja ostatnio wyszłam z wprawy? Nie mam pojęcia. Wbiegli do lasu dysząc jak psy. Słyszałam ich z daleka. 

I w połowie drogi do domu zdałam sobie sprawę, że w sumie po co mam to robić. Nie mój interes. Ben chciał zamoczyć więc proszę bardzo, droga wolna. Zwolniłam i już spokojnie piechotką wróciłam do domu. Zastałam Jeffa siedzącego przed telewizorem. Uśmiechnęłam się przechodząc obok niego. Po takim ostrym treningu przydałby mi się jakiś prysznic. 

Opierając się o ścianę kabiny zaczęłam myśleć o ostatnich wydarzeniach. Wrzątek opadający na moich plecach przyprawiał o lekki lecz przyjemny ból. Było mi tak bardzo głupio za to co zrobiłam Jeffowi. Jeszcze nawet nie zdążyłam odpokutować za zabicie Jane. Slender nawet słowem nie wspomniał o moim czynie. Bardzo prawdopodobne będzie to, że wrzuci sprawę pod dywan jakby Jane nie istniała. Nie powiem to byłoby dla mnie na rękę. 

Ubrałam się i w jeszcze mokrych włosach zeszłam na dół. Napiłam się resztki soku pomarańczowego i usiadłam obok Jeffa. 

- Więc, jak się czujesz? - zapytałam dosyć nieśmiało. 

- Tak jakby ktoś jebnął mnie nożem w brzuch - uśmiechnął się. 

- Jesteś śliczna, tak jak ja! - pogłaskał mnie po policzku. 

Dreszcz przeszedł moje ciało. Nie byłam w stanie już nic powiedzieć. Przytuliłam czarnowłosego i wsłuchiwałam się przez jakiś czas w jego bijące serduszko. Serduszko, które mogło przeze mnie się zatrzymać. Wtem drzwi do domu się otworzyły a w progu stanął Ben i jego mała blondyneczka.  

Podniosłam głowę i zaśmiałam się głośno. 

- Siemanko, to co zabijamy ją tutaj? Ale zajebiście! - krzyknęłam z entuzjazmem. 

Dziewczyna schowała się za ledwo parę centymetrów wyższego Bena. On wszedłszy do środka powiedział :

- Wiesz zmieniłem zdanie. Możesz dać sobie spokój? Zabiłaś już jej starych - wymamrotał drapiąc się w tył głowy. 

- Woooo Ben będzie ruchał - krzyknął Jeff na całe mieszkanie. Reszta słysząc to zbiegła jak najszybciej po schodach. Okrążyli nową dziewczynę i zadawali setki pytań w tym samym momencie. Nie szło się połapać. Jedyne co dałam radę usłyszeć to jej imię. Anna czy jakoś tak. 

Niestety nasza mała Anulka za bardzo się zestresowała i wykrwawiła jednego dnia, przez co zemdlała. 


------------------------------------------

WIELKI POWRÓT ZZA GROBU

Nie no żart, nie umarłam. Wiecie jak to jest, nauka i te sprawy. A chciałoby się zdać dobrze maturkę. 

Robię sobie wolne więc coś będę pisać. 

Cmog, Sodomus.



Wzrusz Mnie{ Jeff The Killer }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz